0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > KOLARZOWSKI: Uroda mitu...

KOLARZOWSKI: Uroda mitu i muzyki. O „Don Giovannim” Saury

Jerzy J. Kolarzowski

Uroda mitu i muzyki. O „Don Giovannim” Saury

Mozart, da Ponte i Saura

„Ja, Don Giovanni” – film o Wolfgangu Amadeuszu Mozarcie (granym przez Lina Guancialego) i Lorenzo da Ponte (Lorenzo Balducci), autorze libretta do jego najsłynniejszej opery, jest 41. filmem Carlosa Saury. Kino hiszpańskiego reżysera ewoluowało od realizmu „Polowania” z 1966 roku i o dziesięć lat późniejszego „Nakarmić kruki” do magii i mitu. Drogi tej ewolucji z jednej strony biegły przez ukazanie fascynacji muzyką, rytmem, tańcem; z drugiej – przez postawienie jednostki w sytuacjach porzucania społecznych ról w imię autentycznego odruchu, będącego przejawem prawdziwego życia. Te dwa obszary fascynacji zbiegły się w najnowszym filmie hiszpańskiego reżysera, a nawet zadecydowały o dwudzielności samego dzieła: podział na część wenecką i zasadniczą wiedeńską.

Pierwsza z nich przedstawia losy nieprawomyślnego księdza, libertyna i masona skazanego w 1763 roku przez inkwizycję republiki dożów na piętnaście lat banicji. Losy Lorenza da Ponte w rodzinnej Wenecji stanowią jakby wprowadzenie do wiedeńskiego etapu jego bujnej biografii, który to okres spowodował, że znalazł się w „centrum świata” – laboratorium mitu. Na dworze da Ponte zostaje przedstawiony cesarzowi Józefowi II (1740-1791) i jego nadwornemu kompozytorowi Antoniowi Salieriemu (Ennio Fantastichini): tam też poznaje Mozarta. W wersji filmowej Lorenzo da Ponte w Wiedniu przedstawia się jako poeta i stąd zostaje mu zaproponowane napisanie libretta do kolejnej opery Mozarta (w rzeczywistości wcześniej zdążył napisać libretta do „Wesela Figara” i „Cosi fan tutte”). Da Ponte namawia kompozytora, by bohaterem jego kolejnej opery był mityczny Don Juan, przedstawiony w wersji zmienionej i uwspółcześnionej w stosunku do legend, nowelistyki włoskiego renesansu czy sztuki Moliera.

W filmie Saury uwieczniony na XVIII-wiecznych grafikach Wiedeń, zachowane do dziś wnętrze tamtejszej opery i filmowany baśniowo świat życia codziennego stają się tłem dla pracy dwójki artystów nad dziełem operowym. Opera „Don Giovanni” była nazywana z włoskiego dramma giocoso (dramaturgia dowcipu) ze względu na za zespolenie elementów poważnych, eschatologicznych z komicznymi. Zapisana w libretcie wersja mitu o Don Juanie była komentowana przez wielu filozofów, pisarzy i humanistów. De Ponte zdołał oddać psychologię jednostki zakorzenionej wprawdzie w kulturze, ale zbuntowanej wobec moralności zastanego świata i poprzez apoteozę buntu transformującej mit. Genialnemu kompozytorowi natomiast, dzięki wyczuciu postbarokowej frazy, udało się oddać muzycznie erotyczne drżenia ciała.

Libertynizm – ścieżka mistyczna

W wieku Oświecenia królował deizm, pogląd według którego Bóg może nawet stworzył świat, ale nie uczestniczy w jego stawaniu się. Idea ta powstała w wyniku wielkiego kryzysu kultury europejskiej, która po trzech wiekach studiowania literatury podróżniczej odkryła, że o losach cywilizacji, o jej sile i wyjątkowości nie decyduje religia – wiara w jedynego Boga i jego zbawiciela Jezusa Chrystusa – tylko zupełnie inne czynniki, niejednokrotnie wypływające z pobudek uważanych za niskie: ciekawości, żądzy przygód, pragnienia władzy, bogactwa, sławy i najrozmaitszych przejawów egoizmu. Skoro Bóg nie jest obecny w życiu codziennym, w trosce o harmonię domowego ogniska, to pojedynczemu człowiekowi pozostaje rozdzielać dobro od zła. A cóż może człowiek? Oddalanie się od problemu moralnego czyni z niego abstrakcję, przybliżenie relatywizuje go. Dobro i zło postrzegane na odległość przestają mieć jakiekolwiek znaczenie – bieguny „plus” i „minus” zacierają się aż do kropki lub co najwyżej ludzkiej łzy. Z bliskiej perspektywy z kolei dobro i zło zostają zrelatywizowane: dobro jednych może być powodem do zła innych np. w postaci zazdrości żywionej przez tych, którym powiodło się gorzej.

Po takiej konstatacji przed kondycją ludzką otwierały się dwie drogi: zjawisko libertynizmu, w szczególnych warunkach wkraczające na ścieżkę mistyczną, albo mrówcza praca nad inwentaryzacją Ziemi, jej zasobów oraz ludzkiej wiedzy – której wyrazem stało się światło encyklopedyzmu.

Kolonializm otwierał szansę na uwiarygodnienie facecji – lepiej być królem wśród Murzynów, niż Murzynem wśród królów. Przed prawie każdym z europejskich rzezimieszków, który wsiadł na statek i dopłynął do odległych lądów – otwierała się taka możliwość. (Zakończenie ery niewolnictwa ludów kolorowych zaczęto głosić i wprowadzać dopiero od roku 1815). To zjawisko społeczne znalazło swoje odzwierciedlenie w teologii najpierw dzięki libertynom, a potem Georgowi Wilhelmowi Fredrichowi Heglowi (znany fragment „Fenomenologii ducha” może ukazywać dylemat pana i niewolnika jako relację Boga i człowieka). Charakterystyczne, że zarówno w czasach antycznych, jak i później w odniesieniu do ludności kolorowej, chrześcijańscy misjonarze nie wypracowali jednolitej doktryny zbawienia. Niektórzy z nich głosili, ze także po śmierci niewolnicy pozostaną niewolnikami, a panowie panami.

Libertyni natomiast uważali, że lepiej zostać jednym z diabłów wcielonych, niż bożym sługą, bo wyzwolenia od roli podporządkowanego sługi nie ma nawet po śmierci w religijnych zaświatach. Odtąd łacińskie słowa non servum („nie będę służył”) stanowią jedno z masońskich wtajemniczeń, eksploatowanych szeroko w późniejszej literaturze antyklerykalnej. Ale po ich wypowiedzeniu oraz oddaniu się najrozmaitszym przyjemnościom ciała i umysłu, rodzi się pragnienie oglądania Boga – choćby miało to być pragnienie niemożliwe, pragnienie odczuwane „z drugiego brzegu”. Człowieczeństwo potrzebuje kontekstu dookreślającego jego istotę: potrzebuje go w różnorodności etapów życia na ziemi.

Mentor, który się waha

O mitotwórczej doniosłości opery Mozarta stanowi zarówno treść jak i finał.

„Don Juan najpierw rzuca wyzwanie społeczeństwu i jego zasadom, nastając na honor kobiet, potem rzuca wyzwanie Komandorowi, którego posąg zaprasza do siebie na ucztę. Początkowo sprzeciwia się prawom moralnym, potem neguje istnienie sił, które – jak duch Komandora – stanowią ich pozaziemską gwarancję, wreszcie – przyparty do muru i zmuszony do uznania tych sił – odrzuca możliwość, by się przed nimi ukorzyć. Rzuca więc ostatnie wyzwanie, jak zwycięzca, który wytrwał do końca i który uznaje, że jedynie ognie piekielne mogą mu zagrozić. Ten bezbożnik Don Juan jest jak torreador prowokujący szarże, jest zwycięzcą nawet w chwili upadku, i tak bardzo różni się od pełnego rozterki Hamleta, jak różnią się między sobą marmur i obłok dymu […]” – zauważa Michel Leiris w „Nikłym zgiełku”**.

Mentorem dla mozartowskiego librecisty Lorenza da Ponte zarówno w życiu na dworze cesarza Józefa II, jak i w scenariuszu filmowym jest Giacomo Casanova. Ten awanturnik, uwodziciel kobiet, w wieku podeszłym zaczyna się wahać. Krytykuje libretto opery za to, że Don Juan nie wykazuje skruchy, podziwia z niedowierzaniem miłość Lorenza do Arletty, dziewczyny, którą powierzono opiece poety jeszcze w Wenecji. Casanova, który innych popycha do zła, sam z racji wieku i przyznanych godności, staje się kontynuatorem Hamletowskiej skilkotymii (odosobnienie połączone z atrofią woli i niemożnością podejmowania decyzji). Nie wie, w którą stronę się udać, jakim siłom zaufać, co ze sobą zrobić. Starcza niewiedza jest jedną z form umierania za życia. Casanova jest prawdziwie nowoczesny i na starość oprócz kochanek będzie miał także uczniów i naśladowców – ale nie potomków. Będą to sukcesorzy na miarę musicalu, a nie błękitnej krwi, którą się chlubił.

Pracę Mozarta nad operą przerwała na pewien czas śmierć jego ojca, Leopolda, 28 maja 1787 roku. W tym samym roku „Don Giovanniego” udało się jednak dokończyć. Ukochany ojciec zadręczał syna, wymagał od niego niesamowicie dużo i marzył o fortunie, którą dzięki niemu zdobędzie. Śmierć ojca przerwała pasmo nieporozumień, wynikających z jego egoistycznych marzeń i niesprawiedliwych roszczeń. W filmie Saury, Lorenzo da Ponte zabiera kompozytora do „kabaretu” wystylizowanego na turecki harem, w którym obaj bawią się świetnie i upijają. Ojciec odszedł, przed kompozytorem pozostaje jedynie praca oraz własna śmierć.

Tymczasem Giacomo Casanova unieśmiertelnia się w inny sposób. Pozostawia po sobie trzy tomy „Pamiętników”, które w wieku XX i na początku XXI zainteresowały socjologów. (Po polsku ukazały się tylko fragmenty w 1921 r.) Współcześnie uważa się Casanovę nie tyle za symbol rozwiązłości, co za jednego z najwnikliwszych obserwatorów epoki i czasów, które nadejdą. Dzięki swym profetycznym uwagom o ludziach, stylu życia i słabości człowieka, może zostać uznany za godnego następcę Niccolò Machiavellego. W jednym z fragmentów jego memuarów możemy przeczytać chociażby o pucharze miłości pełnej – i zarazem oszukanej. Spotykając brzemienną dziewczynę należy obiecać jej specyfik spędzający ciążę. W celu jego uzyskania, dziewczyna powinna jednak w całości i bez cienia wątpliwości oddać się oszustowi. Z racji jej brzemienności – jej ciało może służyć już tylko za puchar nasienny dla przyjemności lubieżnika. Grzech dziewczęcia zostaje zatem powtórzony, a rozczarowanie z powodu oszustwa dopełnione bólem. W ten oto sposób otwierają się wrota nowoczesnego świata – opartego na powtarzalności grzechów i permanentnym fabrykowaniu iluzji. Jest to świat rozpięty między alkową, ołtarzem, operą i kantorem bankowym. Powtarzalność grzechów i piramidalne iluzje – dwa nieprzerwane motywy – niczym ogniwa łańcucha wiążą przeszłość z przyszłością.

Postrzegając świat w ten sposób, Casanova-mentor nie będzie w stanie nauczać: może być jedynie albo personifikacją złego ducha, albo nieustannie się wahać – bo po cóż mieć udział w losie innych, który obchodzi nas tyle co jakakolwiek stara ilustracja?

Pozycja kobiet – dwie strony świata: arete vs. spis cudzołożnic

W osiemnastym wieku kobieta wyniesiona została dzięki salonom, operze i teatrowi do roli kapłanki. Kobiety zatem mają dwa obszary wypełniania misji życiowej. Jednym z nich pozostaje permanentna troska o najbliższych, czasem czuła, często nawet nierozumiejąca dążeń i poczynań współtowarzysza – partnera, jak w przypadku Konstancji Mozart. Jej zdziwienie, że skandaliczne życie może być treścią czy motywem sztuki, w zgodzie ze scenariuszem filmu, jest ukazane z rozbrajającą szczerością.

Ale jest też inne oblicze kobiet: groźne, walczące, nieomal zwierzęco gniewne w walce o pozycję nie tylko na deskach opery, ale przede wszystkim w walce o łaski, uwagę i namiętność wybranka. „Mało się kobieta rozumie na czci” nieomal sto lat później zapisze niemiecki filozof. Ich uwaga powinna sprowadzać się do tego by nie być „wtórymi”. „Wtórymi” – to znaczy drugimi, trzecimi, kolejnymi – naucza stara kobieta Zaratustrę w rozdziale „O starej i młodej kobiecie” słynnego dzieła Nietzschego.

To właśnie w czasach Oświecenia bardziej niż w jakichkolwiek wcześniejszych epokach kobiety zaczęły dostrzegać swoje znaczenie: rolę, którą mogą odgrywać. W tym celu świadomie wykorzystywały nadarzające się okazje, by walczyć o wpływowych mężczyzn: ich uwagę, namiętności, a także szkatuły. W filmie hiszpańskiego reżysera operowa diva sporządza tyleż prawdziwy, co domniemany spis cudzołożnic – partnerek przystojnego współpracownika Mozarta. Dokłada wszelkich starań by owa lista doszła przede wszystkim do zainteresowanej – przyjaciółki Arletty. Pozwala to Saurze zespolić klimat opery z życiem pędzącym zarówno przed, jak i po wybrzmieniu mitu o niezdolnym do skruchy, wiecznym uwodzicielu. W filmie Saury „kobieca” percepcja zła, w zgodzie z duchem epoki, stanowi dekoracyjny i zarazem urealniający element całości przekazu.

* Jerzy J. Kolarzowski, doktor nauk prawnych.

Przypis:

** Fragment w przekładzie M. Wodzyńskiej [w:] „Literatura na Świecie”, nr 5-6 / 2010, s. 129.

Film:

„Ja, Don Giovanni” (Io, Don Giovanni)
Reż.: Carlos Saura.
Hiszpania, Austria, Włochy 2009.
Dystrybutor: Vivarto.

„Kultura Liberalna” nr 89 (39/2010) z 21 września 2010 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 89

(39/2010)
21 września 2010

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj