0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Słysząc > Cztery ostatnie pieśni...

Cztery ostatnie pieśni Ryszarda Straussa

Paweł Majewski

W 1948 roku Ryszard Strauss skończył osiemdziesiąt cztery lata.

Wiedział już wówczas o tym, co działo się w latach poprzednich. Wiedział o Auschwitz, prawdopodobnie oglądał zdjęcia z Bergen-Belsen. Sam przeszedł przez procedurę denazyfikacyjną.

Mieszkając w Szwajcarii, na prośbę swojego syna napisał latem tego roku cztery pieśni (a także szkic piątej), których sam nie połączył w cykl, zrobili to wydawcy. Trzy z nich – „Wiosna” (Frühling), „Wrzesień” (September) i „Zapadanie w sen” (Beim Schlafengehen) powstały do tekstów Hermana Hessego, ostatnia – „W zmierzchu” (Im Abendrot) – do tekstu Josepha von Eichendorffa. Są to pieśni „na głos wysoki i orkiestrę”.

Może Bohdan Pociej jako jedyny umiałby w swoim specyficznym stylu opisać doświadczenie tej muzyki – o ile tylko jest dobrze wykonana. Nagrań jest bardzo wiele, prawdopodobnie więcej niż sto. Większość znaczących sopranistek drugiej połowy ubiegłego wieku miała te pieśni w repertuarze, a począwszy od prawykonania ich przez Kirsten Flagstad w roku 1950, już po śmierci kompozytora, który nigdy nie usłyszał ich poza swoim umysłem, prawie każda z tych śpiewaczek utrwalała swoją interpretację na płytach, niekiedy, jak Elisabeth Schwarzkopf, nawet w dwóch czy trzech odmiennych wykonaniach, w wieloletnich odstępach czasu. Te wykonania są bardzo różne, niektóre z nich to raczej nieporozumienia, inne są płaskie i pozbawione wyrazu, jeszcze inne figlarne albo liryczne, pośpieszne lub nerwowe. Właściwie niewiele znalazło się głosów, które umiały urzeczywistnić tkwiącą w „Czterech ostatnich pieśniach” aurę ostateczności i niemal śmiertelnego spokoju. Strauss opatrzył partyturę tylko kilkoma rutynowymi wskazówkami dynamicznymi i agogicznymi, co z pewnością nie ułatwiło zadania wykonawcom.

Być może żadne z tych licznych wykonań „Vier letzte Lieder” nie dorównuje interpretacji przedstawionej przez Gundulę Janowitz, której towarzyszyli Filharmonicy Berlińscy pod kierownictwem Herberta von Karajana. Nagranie ukazało się na płycie Deutsche Grammophon w roku 1971, a po remasteringu wznowiono je na płycie kompaktowej.

Trudności w interpretacji wokalnej ostatnich utworów Straussa biorą się stąd, że pieśni te stanowią wyraz ostatecznej akceptacji, afirmacji świata – i to nie świata wzniosłych idei romantycznych czy religijnych, lecz właśnie „tego” świata, jedynego, jaki na pewno istnieje, przez co nikt z żywych nie może go uniknąć. W ich muzyce i w dobranych do niej słowach tkwi coś, co można powiedzieć w przekonujący sposób tylko wtedy, kiedy jest się bardzo zmęczonym, kiedy odczuwa się wielkie znużenie rzeczywistością, samym sobą, innymi ludźmi, a jednocześnie wiadomo, że inaczej nigdy nie będzie, ponieważ nie może być. I można albo rozpaczać nad tym, albo popatrzeć na to z oddali. Jeśli wybierze się drugą z tych możliwości – czy raczej, jako że trudno mówić tu o swobodnym wyborze, jeśli ta możliwość „wybierze się” człowiekowi – wówczas wyłania się z niej niewiarygodny, niemal śmiertelny, apokaliptyczny, a jednocześnie sereniczny spokój, łagodny smutek kogoś, kto patrzy za siebie, wiedząc, że kiedy spojrzy przed siebie, dokoła siebie i w siebie, zobaczy to samo – zbyt wiele zła i zbyt mało dobra; zbyt wiele goryczy i za mało radości; za dużo chaosu i za mało porządku; i wie także, że ani działanie, ani miotanie się nic tu nie pomoże, ponieważ żadna ludzka siła nie zmieni tego stanu rzeczy, takiego ich biegu.

Emocje zapisane w „Czterech ostatnich pieśniach” są ostatecznym destylatem życia uwikłanego w niszczące dramaty kultury i historii, są tym, co pozostaje, kiedy odcedzi się wszystko, co aktualne, wszystko, co osobiste, kiedy spojrzenie na świat staje się spojrzeniem zaświatowym albo sam świat w oczach patrzącego staje się zaświatem – nie tracąc zarazem niczego ze swojej namacalnej realności. Ale by pozbyć się tych szumowin i osiągnąć klarowny ogląd, świeckie przebóstwienie, trzeba czekać długo – prawie całe życie. I niewielu stać na taką cierpliwość.

W podobnym tonie utrzymane są ostatnie wiersze Iwaszkiewicza. Tomy „Mapa pogody” i „Muzyka wieczorem” przynoszą ten sam nastrój pogodzenia z mroczną wielokształtnością, który nie ma nic wspólnego ani z nihilizmem, ani z kwietyzmem, ani z fatalizmem, jest bowiem czymś unikalnym. Iwaszkiewicz i Strauss zdają się mówić „oto świat, oto życie – moje i wasze; patrzę na nie z oddali; jest we mnie, ale już poza mną; ja sam oddalam się, rozpływam się w sobie i w tym, co poza mną, odchodzę; spójrzcie, jak wtapiam się w świat, którego nie muszę już osądzać i na którego osądzie już mi nie zależy…”.

Kiedy Białoszewski w „Rozmowie Mistrza Mirona ze śmiercią” zaprojektuje własne alter ego tak, aby z kieszeni martwego Mistrza Mirona „wysunęła się chytrze kartka z napisem „Nie każcie mi już niczym więcej być. Nareszcie spokój.” – będzie to oznaczało dokładnie to samo pragnienie, chociaż jego wyraz wykrzywiony będzie obronną ironią.

Kiedy blisko dziewięćdziesięcioletni Sofokles pisał „Edypa w Kolonos”, myślał może podobnie. Kiedy osiemdziesięciopięcioletni Michał Anioł wykuwał Pietę Rondanini, której nie zdołał już dokończyć, może czuł tak samo. Rzeczywistość wciąż była prawdziwa, autentyczna i dojmująca, w tych przypadkach nie nadano jej komfortowego statusu fabuły, snu, złudzenia; nie uznano jej za przykry etap pośredni wiodący ku czemuś lepszemu; jednocześnie jednak stawała się coraz bardziej odległa. I jej niedostatki, nie tracąc niczego ze swojej realności, jednak przestawały być źródłem udręki.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 93

(43/2010)
19 października 2010

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj