0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > KOWALCZYK: Rzekoma konieczność...

KOWALCZYK: Rzekoma konieczność abecadła. „Historia seksualności” Michela Foucaulta

Łukasz Kowalczyk

Rzekoma konieczność abecadła. „Historia seksualności” Michela Foucaulta

„Historia seksualności” Michela Foucaulta, która ukazała się w tym roku nakładem wydawnictwa słowo/obraz terytoria, zapełnia dotkliwą lukę powstałą przez brak jej polskiego przekładu w obiegu czytelniczym. Co prawda została już ona uprzednio wydana (Czytelnik 1995), ale nakład ewidentnie nie zaspokoił czytelniczego głodu. Dopiero aktualne, drugie wydanie ma szansę spowodować, że kluczowa dla spuścizny Foucaulta pozycja będzie realnie obecna na polskim rynku.

Wystarczy przeczytać krótki, ale myślowo zwarty, wstęp Tadeusza Komendanta, by zdać sobie sprawę, jak duże znaczenie dla światopoglądu Foucaulta mają prace zawarte w „Historii seksualności”. Układ tekstów, które się na nią ostatecznie złożyły, jest skutkiem długoletniego, nieciągłego i powikłanego procesu twórczego.

Trzy teksty, dwie podróże

Książka składa się z trzech tekstów: „Wola wiedzy”, „Użytek z przyjemności” i „Troska o siebie”. Świadomie nie piszę tu o częściach czy tomach. „Wola wiedzy”, wydana po raz pierwszy w roku 1976, pierwotnie miała być bowiem pierwszym tomem sześciotomowej „Historii seksualności”. Ale nie tej, w której się znalazła, lecz zupełnie innej – tej, która nigdy nie została przez Foucaulta spisana. Tylko z brzmienia tytułów tych nieistniejących kolejnych pięciu tomów („La chair et le corps”, „La croisade des enfants”, „La femme, la mere et l’hysterique”, „Les pervers”, „Populations et races”) możemy wnosić, że zapełniłyby one płaszczyzny, których granice zostały w tomie pierwszym wytyczone.

„Użytek z przyjemności” i „Troska o siebie” to z kolei dwa tomy innego projektu (podjętego przez Foucaulta w roku 1984), który miał zostać domknięty przez tom trzeci – „Wyznania ciała”. Praca nad nimi została przerwana przez śmierć Autora. One same natomiast, niemal już ukończone, spoczęły zgodnie z jego testamentową dyspozycją w archiwum.

Być może popełniam nadużycie twierdząc, że „Użytek z przyjemności” i „Troska o siebie” są z innej budowli niż „Wola wiedzy”. Powszechnie przecież przyjmuje się, że Foucault powrócił po prostu do przerwanego projektu, zmieniając jego założenia i myślowy paradygmat. Po lekturze nabrałem jednak nieodpartego przekonania, że nie był to powrót, ale zupełnie nowa podróż. W przypadku Foucaulta to, że celem obu podróży ma być spojrzenie na to samo (historyczną relację pomiędzy władzą a dyskursem o seksie – nazwaną przezeń skrótowo historią seksualności), nie świadczy wcale o tożsamości drogi ani miejsca, w które się dotrze. O tym decyduje bowiem bagaż i instrumentarium, które się w drogę zabiera, a te, w przypadku „Woli wiedzy” i następnych dwóch części – są zupełnie inne.

Seksualność spętana, ciało wyzwolone

Zaczynając od końca. W „Użytku z przyjemności” i „Trosce o siebie” Autor, pracowicie zanurzając się w faktach i zachowując porządek chronologiczny, kataloguje sposoby problematyzacji seksualności w klasycznej literaturze greckiej z czwartego wieku przed Chrystusem („Użytek z przyjemności”) oraz w tekstach greckich z I i II wieku naszej ery („Troska o siebie”).

Skoro dla Foucaulta Collège de France musiało specjalnie stworzyć katedrę „Historii systemów myślenia”, możemy się domyślać, że sens nawet tych, tak faktograficznie wysyconych prac, nie wyczerpuje się w zdawaniu relacji z treści piśmiennictwa na temat seksualności. Istota sprawy polega tu nie na katalogowaniu wypowiedzi, lecz na wychwyceniu niejawnych ośrodków problematyzacji kwestii, której wypowiedzi dotyczą. Problematyzacje te są w założeniu oparte na właściwych dla danych epok strukturach myślenia i uprawomocniania (czy też, jak powiedziałby Autor – „grach prawdy”). I tak seksualność w okresie klasycznym ześrodkowana jest, zdaniem Foucaulta, w kręgach diety, kierowania gospodarstwem i „zalecania się” do młodzieńców. Tym samym czyni swoimi filarami Dietetykę, Ekonomikę i Erotykę. Tak skrótowo podana konstatacja może wydać się mało odkrywcza. Na szczęście, wnioski, które Foucault wyprowadza z uwikłania przez Starożytnych seksualności w te, a nie inne praktyki społeczne, w pełni to wrażenia znoszą.

Podobnie Autor poczyna sobie też z późną epoką starożytną w „Trosce o siebie”. Znowu lokalizuje kształt i splot właściwej tej epoce sieci, która pęta zjawisko seksualności. To kolejny krok, który ma go zbliżyć do odpowiedzi na podstawowe, jak się wydaje, pytanie niedokończonego tryptyku – „jak, dlaczego i w jakiej formie aktywność seksualna ukonstytuowała się jako dziedzina moralności?”, a tym samym – przy pomocy jakiego triku została „unarzędziowiona”. Czy też – stawiając sprawę w perspektywie nietzscheańskiej – jak takie, a nie inne praktyki „sztuki życia” przyjęte w poszczególnych epokach pozwalają nam zbudować ogólną historię „zabiegów koło siebie” i wytropić zagrożenia dla procesu samorealizacji.

Pozostawiam w tym miejscu czytelnika, by sam rozpakował foucaultowskie konstatacje ze świetnie dobranych historycznych przykładów przedłożonych w „Użytku z przyjemności” i „Trosce o siebie”. Bardziej szczegółowe streszczenie pozbawione jest sensu, a próby syntetycznych interpretacji sytuowałyby się na granicy opresji i uzurpacji.

Teraz kilka słów o „Woli wiedzy”. Przyjęta w tej części metoda poszukiwawcza jest zupełnie odmienna. Jak słusznie podkreśla Tadeusz Komendant, wynika to z etapu drogi intelektualnej, na którym się, w owym wcześniejszym okresie, Foucault znajdował. W latach 70-tych, gdy pisał „Wolę wiedzy”, wciąż głęboko zainspirowany strukturalizmem, zrezygnował za jednym zamachem z perspektywy Kartezjańskiego cogito, Kantowskiego podmiotu transcendentalnego i Husserlowskiej intencjonalności. Intronizował za to praktykę dyskursywną jako pojęcie centralne i ponadczasowe, zrzucając tym samym (ze skutkiem śmiertelnym) z tronu ten „niedawny wynalazek” – człowieka. Co prawda głosząc tezę o „śmierci człowieka”, odwoływał się już niewątpliwie do Nietzschego i szanował na równi z mocą dyskursu moc relacji władzy. Niemniej Foucault – Autor „Woli wiedzy” (który to tytuł, nota bene, wydaje się czytelnym nawiązaniem do nietzscheańskiej „Woli mocy”) jest kimś zupełnie innym niż Foucault – Autor dwu wcześniej omówionych prac. O ile tam proponuje „ultraliberalną”, indywidualistyczną samorealizację – tutaj opowiada się za „ultralewicowym” wyzwoleniem ciała (a w szczególności – seksu) z zatrutego dyskursywnymi waporami więzienia, w która wtrąciła je „władza-wiedza” duszy.

Spoglądając z rusztowania

Ale jest, jak sądzę, i inny powód opisanej odmienności. W „Woli wiedzy” Foucault niemal unieważnia analizę historyczną na rzecz posługiwania się zaprojektowanym przez samego siebie i stricte pojęciowym, alfabetem rzeczywistości. Pojęcia: „władzy”, „wiedzy”, „dyskursu”, „opresji”, „cenzury” i „technologii” – spojone wreszcie w golema „biopolityki” – hasają po kartach niemal nagie, nie tłumacząc się szczególnie przed czytelnikiem ze swojej obecności i nie przedstawiając swojego rodowodu. Nie przykryte płaszczykiem intersubiektywnych historycznych przykładów i odniesień, oderwane też nieraz zupełnie od językowych intuicji, mają konotacje nadane im przez samego Foucaulta w „Archeologii wiedzy” czy „Nadzorować i karać”. Wykorzystywane jako rusztowania dla budowli powstającej na kartach „Woli wiedzy”, każą nam, czytelnikom zadać sobie kłopotliwe pytanie: „czy warto czytać tę książkę, jeśli nie jesteśmy z nimi za pan brat? Jeśli – o zgrozo – nie byliśmy im nigdy wcześniej przedstawieni?”.

Nie będąc znawcą Foucaulta mogę z pełnym przekonaniem zapewnić, że warto. Więcej nawet – „Wola wiedzy” wydaje się dawać o wiele większą płaszczyznę wolności czytelnikowi niż dwie kolejne, bardziej faktograficzne części „Historii seksualności”. Pojęciowe rusztowania (w przeciwieństwie do stosów historycznych przykładów z części kolejnych) ustawione są rzadko, porządnie, i nie zasłaniają nam widoku na artystę przy pracy.

Jeżeli nie wykuliśmy na pamięć alfabetu Foucaulta, może nie do końca zrozumiemy, czemu właśnie „reguła taktycznej poliwalencji dyskursów” powinna być uznana za jedną z czterech reguł metodologicznych, którymi posługują się stosunki władzy w procesie produkcji dyskursu o seksie (i dlaczego w ogóle ma to być reguła metodologiczna?). Może inaczej niżby chciał Autor odczytamy też opowieść o ewolucji prawa-władzy od restryktywnego etapu jurydycznego aż po ultraregulatywny etap prymatu biowładzy. Może wreszcie nie do końca należycie zinternalizujemy koncepcję immanencji i przenikania się władzy i seksualności, w której zawarta jest subteza opresjonowania/oswajania seksualności przez władzę na drodze pielęgnacji, nie zaś na drodze amputacji.

Ale jeżeli nawet tak będzie, możemy sobie z przekonaniem powiedzieć, że to nie rusztowania stanowią istotę architektury. Sądzę, że abecadłem, którego chce nas Foucault nauczyć, nie jest wcale jego własna siatka pojęciowa. Co więcej – jestem przekonany, że nie jest nim nawet perspektywa intelektualna, którą przyjmuje: światło, które rzuca na oglądany przedmiot. Jest nim raczej samo podejmowanie trudu spoglądania. Podejmowanie prób ujawniania zakrytych do tej pory mechanizmów i struktur tego, co nas dotyka i co nas dotyczy. Wydaje się, że jeśli chcemy choć trochę odsłonić siebie-dla-siebie spod zasłony którą funduje nam wiedza-władza musimy podejść z dystansem do każdego z dyskursów – także tego proponowanego przez samego Foucaulta.

Jeśli komuś koncepcja ta wydaje się naiwna i odczuwa potrzebę wsparcia jej głosem autorytetu, oddaję głos samemu Foucaultowi, który tak wyjaśniał kolegom po fachu przyczyny opóźnienia publikacji „Historii seksualności”, spowodowanego zmianami paradygmatów i zarzucaniem prac już rozpoczętych: „Jeśli zaś chodzi o innych, dla których wysilać się, bez końca rozpoczynać, próbować, mylić, wszystko wywracać na nice i jeszcze pozwalać sobie co krok na wahanie, jeśli zaś chodzi o tych dla których praca zachowująca rezerwę i niepewność zasługuje w gruncie rzeczy na wzgardę… Ech, panowie, nie jesteśmy, to oczywiste, z tej samej gliny”.

Książka:

Michel Foucault, „Historia seksualności”, przeł. Bogdan Banasiak, Tadeusz Komendant i Krzysztof Matuszewski, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2010.

* Łukasz Kowalczyk, radca prawny, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 97 (47/2010) z 9 listopada 2010 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 97

(47/2010)
16 listopada 2010

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj