0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Smakując > ERBEL: W poszukiwaniu...

ERBEL: W poszukiwaniu zaginionego cydru

Joanna Erbel

W poszukiwaniu zaginionego cydru

Jedną z większych zagadek dotyczących kultury gastronomicznej w naszym kraju jest brak cydru – a zwłaszcza polskiego cydru. Bo w końcu dlaczego skoro Polska pokryta jest sadami i jabłkiem stoi, a nawet jabłkiem się promuje, to cydrem można raczyć się jedynie w Anglii i Francji? Czy nasze jabłka są inne? Gorsze? Niecydrowe? Niektóre pewnie tak, ale wszystkie? Czy nie można obok jabłek na szarlotki uprawiać również takich na cydr? Dlaczego polski alkohol z jabłek musi kojarzyć się źle i to nawet nie z jabłkowym, ale truskawkowym, wiśniowym czy innym owocowym smakiem wina marki „Wino”?. Dlaczego jabłko świeże i przetworzone na sok to samo zdrowie, a jabłko sfermentowane to już społeczna patologia? Czy polska kultura picia była z gruntu odporna na produkcję cydru? A sam cydr nie mógł znaleźć miłośniczek i miłośników?

Cydr nieobecny na sklepowych półkach nie znika jednak ze społecznej wyobraźni. Powraca jako średnioklasowa fantazja, alternatywa dla bezalkoholowej Bionady czy trunków lekko alkoholowych. Pojawia się w rozmowach towarzyskich jako potrzeba alkoholowego smaku innego niż niepasteryzowane piwo. Potrzeby tej nie zapewniają trunki zagraniczne, bo ważne jest, żeby to był również smak lokalny. Podczas takich rozmów co jakiś czas ktoś wpada na pomysł na świetny biznes, jakim byłaby produkcja polskiego cydru, ale ponieważ większość osób, z którymi toczą tego typu rozmowy, zajmuje się raczej kulturą niż rolnictwem, pomysł nie traci na aktualności. W końcu chcemy być konsumentami i konsumentkami, a nie producentami i producentkami cydru. O polskim cydrze krążą legendy, że ktoś go widział i nawet próbował. Że można go kupić w Warszawie w sklepie na Koszykowej, ale też nie zawsze. Tęsknota za cydrem staje się silniejsza na przełomie zimy – wiosny. Wtedy bardziej niż zwykle fantazjujemy o nadchodzącym lecie. Potem powraca wraz z letnimi upałami.

Kilka tygodni temu niedługo po jednej z „cydrowych” rozmów wpadłam w Poznaniu na ulicy Woźnej na lokalną cydrownię. Lokal obwieszony jabłkami, z jasnozielonym wystrojem wyglądał zachęcająco, a za zamgloną szybą widać było rząd butelek. Obiecywał wiele, ale był jeszcze zamknięty. Przy kolejnej wizycie ponowiłam próbę. Udało się wejść, jednak polskiego cydru w nim nie było. Jak przekonywał właściciel, „jeszcze”. Kupiłyśmy ze znajomą na pocieszenie po butelce francuskiego wytrawnego cydru i wdałyśmy się w rozmowę o nieobecnym polskim, który miał być, ale nie dotarł. Potencjalnych dostawców było dwóch, a powody nieobecności różne. Podobno jedna firma źle zakorkowała butelki i boi się, że wybuchną, więc nie może ich wywieźć. A druga nie zdążyła, ale ma przysłać za tydzień – prawdziwy polski, naturalny i wielosmakowy cydr. Wraz z nim mają się również pojawić ekologiczne kozie i owcze sery sprowadzane z małych gospodarstw.

Tydzień później polskiego cydru nadal nie było, ale każda kolejna wizyta sprawiała, że sam cydr stał się mniej ważny. Dużo istotniejsze stało się sprawdzanie, czy nowy lokal ma się dobrze. Troska, czy właściciel, którego zdążyłam polubić, zdoła go utrzymać. Powodzenie inicjatywy nie było oczywiste, bowiem pomysł na otworzenie knajpy tylko z cydrem, sokami i herbatą jest pomysłem marketingowo śmiałym. Oraz to, aby na tyle skutecznie wypromować Cydrownię wśród znajomych, żebyśmy pijąc cydr francuski (zresztą bardzo smaczny), dotrwali do momentu, kiedy w nowej lokalnej knajpie będzie można jeść polskie produkty i wspierać polskich gospodarzy, o ile wreszcie zdecydują się dowieźć wiecznie nieobecny polski cydr.

* Joanna Erbel, socjolożka, fotografka, współzałożycielka Stowarzyszenia Duopolis, członkini zespołu „Krytyki Politycznej”. Pisze doktorat o roli aktorów nie-ludzkich w przemianie przestrzeni miejskiej w Instytucie Socjologii UW. Po Warszawie jeździ na rowerze.

„Kultura Liberalna” nr 115 (12/2011) z 22 marca 2011 r.

 

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 115

(11/2011)
22 marca 2011

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj