0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > CZWARTEK [Chiny] SAREK:...

CZWARTEK [Chiny] SAREK: Zemsta to danie, które najlepiej smakuje na zimno. Google vs Chiny

Katarzyna Sarek

Zemsta to danie, które najlepiej smakuje na zimno. Google vs Chiny

Wielu spodziewało się, że po demonstracyjnym wycofaniu się Google z Chin w marcu zeszłego roku, światowy koncern zostanie szybko i boleśnie ukarany za rzucenie wyzwania coraz bardziej asertywnym chińskim władzom. O dziwo, nic takiego się nie wydarzyło. W celu obejścia cenzury użytkownicy wyszukiwarki zostali przekierowani na google.com.hk, konta pocztowe na Gmail dalej służyły właścicielom, a funkcjonowanie firmy nie zostało w większym stopniu zakłócone. Wydawało się, że między władzami a koncernem zapanowało – chwiejne bo chwiejne – zawieszenie broni.

Do czasu. Od kilku tygodni nad Google gromadzą się czarne chmury, które zwiastują szybkie uderzenie pioruna. Na początku marca czołowy dziennik „China Daily” oskarżył koncern o to, że jest „narzędziem rządu USA” i że razem z Facebookiem i Twitterem „odgrywa pewna rolę w wzniecaniu niepokojów społecznych”. Każdy, kto zna maniery i sposoby działania mieszkańców Zhongnanhai, wiedział, że to dopiero początek. Kiedy kilka dni później konta Gmail przestały normalnie działać, na blogu Google pojawiła się informacja, że jest to wynik „celowych i umotywowanych politycznie ataków”. Następny ruch koncernu nastąpił 21 marca, gdy rzecznik firmy publicznie stwierdził, że problemy z dostępem do kont pocztowych to „starannie zaprojektowana blokada rządowa mająca sprawiać wrażenie, że problem leży po stronie Gmail”. Do wymiany uprzejmości włączyła się rzeczniczka prasowa Ministerstwa Spraw Zagranicznych Jiang Yu, stanowczo twierdząc, że „nie przyjmujemy oskarżeń tego typu”. Nie zmienia to faktu, że szybkość ładowania Gmail jest 45 razy wolniejsza niż QQ, rdzennej chińskiej firmy. Tydzień później jeden z czołowych portali internetowych „Sina” ogłosił, że rezygnuje z usług Google i uruchamia własną wyszukiwarkę. Podobnie postąpił kolejny gigant chińskiego internetu – Tianya. Ostatniego dnia marca upłynął termin na ubieganie się o licencję na prowadzenie serwisu map internetowych. Google nie złożył wniosku, więc zgodnie z prawem (ustanowionym w zeszłym roku, niedługo po jego demonstracyjnym opuszczeniu Chin) od 1 lipca nie będzie mógł dostarczać map chińskiemu internetowi. Złożenie tejże wiąże się z przekazaniem do urzędu danych technicznych, co równa się podaniu ich na tacy chińskiej konkurencji. Tego samego dnia trzy firmy ściśle związane z Google zostały oskarżone o poważne oszustwa podatkowe, a media chińskie otrzymały zalecenie od cenzury (powszechnie nazywanej Ministerstwem Prawdy), aby ten news umieścić na pierwszych stronach gazet.

Tak oto, krok po kroku, światowy gigant traci rynek i znaczenie w kraju o największej liczbie internautów (już ponad 450 mln) na świecie. Zeszłoroczna niezgoda na cenzurę zawartości internetu, notabene po kilku latach jej gorliwego stosowania, sprawiła, że koncern stał się wymarzonym kozłem ofiarnym. Nie trzeba być geniuszem, żeby spodziewać się takiego obrotu spraw. Dziwi tylko, że firma, która przecież zdawała sobie sprawę z cenzury w Chinach, nie przyjęła tego do wiadomości i zadufana w swoją potęgę postanowiła pielęgnować wolność słowa i informacji w kraju, gdzie jest to przestępstwem. A może to naiwność i krótkowzroczność tak typowa dla zachodnich firm, które skuszone ilością potencjalnych klientów i mityczną górą pieniędzy czekającą na zdobywcę chińskich portfeli, wchodzą w wątpliwe moralnie układy i przyjaźnie z chińskimi władzami. Po krótkim okresie miesiąca miodowego ze zdziwieniem konstatują, że przyjaźń decydentów jakoś osłabła, a technologia i know-how jakimś cudem jest już u chińskiej konkurencji. Jak wiele innych światowych koncernów, Google nie zauważyło, że w Państwie Środka nie ma i nie będzie prawdziwie wolnego rynku, a walka o zysk nie odbywa się zgodnie z zasadami fair play. W Chinach zasady ustala władza i w zależności od potrzeby chwili zmienia je zgodnie ze swoim interesem.

* Katarzyna Sarek, sinolog, tłumacz, publicysta, współprowadzi bloga www.skosnymokiem.wordpress.com

„Kultura Liberalna” nr 117 (14/2011) z 5 kwietnia 2011 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(13/2011)
5 kwietnia 2011

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj