0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Słysząc > Płonący patchwork. Koncert...

Płonący patchwork. Koncert Arcade Fire w Warszawie

Anna Mazgal

Nie wiem, po czym czytelnicy „Kultury Liberalnej” poznają, że zaczęli się starzeć, ale ja wiem to, słuchając muzyki. Od jakiegoś czasu mam nieodparte wrażenie, że wiele nowych – wydawałoby się – utworów i twórców już znam.

Tego wrażenia nie da się zwalczyć nawet idąc na koncert zespołu, którego się z premedytacją nigdy wcześniej nie słyszało. I jeśli ktoś mówi: „No coś Ty, przecież to takie odkrywcze”, znaczy to dla mnie tyle, że jeszcze starzeć się nie zaczął.

Gdyby U2 miało dzieci z The Smiths i oddaliby je na wychowanie The Pogues, a ci posłali je do przedszkola z Kings of Leon, gdzie muzyki uczyliby Simon i Garfunkel, dzieci te założyłyby zespół brzmiący zupełnie jak Arcade Fire. Jednak uczciwie należy powiedzieć, że pomysły Arcade Fire nie są wtórne. Napędzane są wewnętrzną energią zespołu, który nie dość, że pisze fajne piosenki – choć jakby już kiedyś słyszane – to jeszcze świetnie brzmi na żywo.

Tak się składa, że trwa najciekawszy moment kariery tego kanadyjskiego zespołu, który zalicza właśnie błyskawiczne „wyjście przez sklep z pamiątkami”. Założony w 2003 r. przez małżeństwo Wina Butlera i Régine Chassagne Arcade Fire nagrał trzy albumy, z których ostatni, The Suburbs, otrzymał nagrodę Grammy za najlepszy album roku 2011 i świetnie się sprzedaje. Z jednej strony mamy zatem komercyjny sukces, do którego członkowie Arcade Fire podchodzą w wywiadach niemal z zakłopotaniem, a z drugiej zespół, który wizerunkowo stoi jeszcze w poprzedniej, alternatywnej erze swojego rozwoju.

Członkowie Arcade Fire, jakkolwiek utalentowani, na swój ożywczy sposób nie są w ogóle ładni. Owszem, charyzmatyczny frontman Win Butler ze swoją chłodną, nieco psychopatyczną urodą przypomina młodego Christophera Walkena. Jednak wygląda na to, że członkowie Arcade Fire nie chcą być piękni i ani przez jeden dzień pięknymi się nie czuli. Niby na talent lub jego brak uroda (lub jej brak) wpływu nie ma. Jednak wypłynięcie na szerokie wody muzycznego mainstreamu niejednego już zwichrowało. Pół biedy, jeśli tylko wizerunkowo. Szkoda byłoby, gdyby ten muzycznie fascynujący patchwork okazał się kiedyś jeszcze jedną kompilacją „the best of”.

 

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 130

(27/2011)
5 lipca 2011

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj