0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > MAJEWSKI: O tym,...

MAJEWSKI: O tym, jak Marco Polo nie uzyskał wiarygodności

Paweł Majewski

O tym, jak Marco Polo nie uzyskał wiarygodności

Daje się dziś zauważyć moda na brak zaufania do podróżujących reporterów, zwłaszcza gdy mają do powiedzenia coś od siebie. Siedemset lat temu było inaczej – nie było reporterów, a nawet nie było możliwości, by się pojawili, ponieważ nie powstała jeszcze w umysłach zachodnich potrzeba relatywistycznego opisu kulturowego – lecz niektóre ówczesne reakcje wyglądały podobnie.

Marco Polo nie był wiarygodny dla ludzi żyjących w XIV wieku. Albo inaczej – został przez nieporozumienie wpisany w niewłaściwy gatunek. „Opisanie świata” potraktowano jako jeszcze jeden utwór w stylu utrzymanym pomiędzy dykcją bestiariuszy, romansami o Aleksandrze i pieśniami sławiącymi czyny rycerzy na rubieżach. Znaczna część piśmiennictwa wieków średnich powstawała w oderwaniu od zmysłowego, doraźnego, kontekstowego doświadczenia świata (takiego doświadczenia, które w XX wieku stało się dziedziną namysłu pragmatystów i antropologów). Od materialnej rzeczywistości oddzielał te zapisy długi łańcuch ogniw tradycji tekstowej, zapośredniczającej naoczny ogląd tak, że w miarę rzetelne sprawozdania badaczy antycznych przechodziły w wiekach średnich do postaci relacji o Psiogłowcach i Skiapodach. Proces ten funkcjonował trochę jak głuchy telefon: każdy autor przepisujący od poprzedniego dodawał coś od siebie, zazwyczaj bez intencji fałszerstwa. Kiedy więc wenecki kupiec Marco Polo ogłosił swoją relację, mało komu przeszło przez myśl, że opisał w niej to, co widział na własne oczy.

Może jednak byłoby inaczej, gdyby nie Rustycjusz…

Marco Polo nie spisał swojego dzieła osobiście. Przebywając w genueńskim więzieniu, podyktował je Rustycjuszowi z Pizy, który źle mu się przysłużył, ponieważ wyraźnie „podrasował” ustną narrację podróżnika. Nie wiemy, jak brzmiała oryginalna opowieść Polo, jednak biorąc pod uwagę, że rozwijała się w więzieniu, a nie na zamku możnowładcy ani w przytomności padewskich protohumanistów, chyba nie była przesadnie ozdobna. Rustycjusz oprawił opowieść Polo w bogatą ramę fabularną, najlepszą, jaką znał – czyli w ramę wytwornych opowieści rycerskich, będących w tej epoce już po trosze zabytkami, ale przez to tym bardziej stylowych. „Opisanie świata” roi się od apostrofów w rodzaju „Posłuchajcie, ludzie…”, „A teraz opowiem wam o zdumiewających krajach i ludach…”, „Wiedzcie, że przydarzyło się nam…”. Poza tym narracja nie jest linearna, lecz głównie problemowa (wielu filologów-mediewistów spędziło pracowite lata na rekonstruowaniu chronologii podróży rodziny Polo). Owszem, trudno byłoby spodziewać się na początku XIV wieku relacji w stylu Hemingwaya, ale z drugiej strony, co mogli pomyśleć ludzie, którzy to czytali? Dla czytelników „naiwnych” była to jeszcze jedna opowieść o cudach, dla „wyrobionych” – w najlepszym razie jej erudycyjny pastisz.

Marco Polo był współczesnym Dantego i można zarysować między nimi „opozycję przestrzeni”. Dante stworzył najbardziej kompletną spośród przestrzeni wyobraźni europejskiego średniowiecza, lecz była to przestrzeń ontologicznie i epistemologicznie domknięta, przestrzeń, która nadawała strukturę wszystkim dającym się pomyśleć w umysłowości wieków średnich faktom, symbolom i znaczeniom. Nie bez powodu w Dantejskich zaświatach można odnaleźć nie tylko wielkich poetów pogańskiego antyku oraz mitycznych herosów, ale również Mahometa i Saladyna. Im także należy się miejsce w świecie Dantego, mimo że jest to świat doskonale jednorodny w swoim chrześcijaństwie. Gdyby Dante wiedział, że w X wieku Wikingowie dotarli do Labradoru, a może i dalej, na pewno na jakimś skraweczku swoich zaświatowych domen znalazłby miejsce dla mieszkańców drugiej strony Ziemi – i tak samo jak wszystkich pozostałych, poddałby ich metafizycznej władzy sił rajskich, wpisałby ich w jedyną możliwą przestrzeń dziejów.

Marco Polo odkrył dla Europejczyków świat, nad którym nie mogli przejść do porządku. Był to świat tak samo kompletny i uporządkowany jak ich własny – a jednak nie był ich własnym. Był inny, jak gdyby równoległy. Trudno o większe przeciwieństwo względem „Komedii” i trudno się dziwić, że odbiorcy „Opisania świata” potraktowali jego treść jako zbiór elementów bajecznych. Świat zrelacjonowany przez Marca Polo można było zaakceptować, oswoić, ogarnąć umysłem tylko w takiej postaci. Jako świat prawdziwy byłby zbyt obcy i zbyt niespodziewany. W tym sensie Rustycjusz tylko przypieczętował nieuniknione.

Wszystko to byłoby jednak czepialstwem, gdyby nie Wilhelm z Rubruk…

Ten franciszkański mnich o wydatnym brzuchu i spokojnym usposobieniu wybrał się na czele poselstwa do Karakorum w tym samym czasie, gdy Wenecjanin zapoznawał się z państwem Kubiłaja. Zostawił nam własną relację, o tyle zajmującą, że niepoddaną redakcji przez żadnego niewyżytego minstrela. Mnich pisał zwięźle, konkretnie, rzeczowo, klarownie. „Itinerarium” Wilhelma było zbyt niepozorne, żeby zająć w kulturze Zachodu miejsce obok „Opisania świata”, lecz porównanie ze sobą tych dwóch tekstów jest nadzwyczaj korzystnym intelektualnie zajęciem. Staje się bowiem jasne, dlaczego Marco Polo został uznany za fabulatora. Jego relacja była pod każdym względem bliższa „cudownym opowieściom” niż wersja franciszkanina, sytuująca się raczej po stronie uczonych traktatów, których autorzy usiłowali zbliżyć się do czegoś, co kilkaset lat później zyskało nazwę „obiektywnej relacji”. Tę różnicę łatwo zrozumieć – niemający wykształcenia akademickiego kupiec, choćby najbystrzejszy (właśnie dla jego spostrzegawczości Kubiłaj nie chciał pozwolić mu na opuszczenie swojego państwa), nie mógł posługiwać się stylem duchownego, który ukończył Sorbonę i wędrował przez Azję Środkową z „Sentencjami” Piotra Lombarda w kufrze podróżnym.

Oczywiście poważna, niefelietonowa analiza wymagałaby żmudnego namysłu nad czternastowieczną wyobraźnią kulturową Europejczyków, w której pojęcia „fikcji” i „faktu”, zwłaszcza w odniesieniu do tekstu narracyjnego, o ile w ogóle funkcjonowały, to w postaci bardzo odmiennej od dzisiejszych. Wypadałoby również napisać choć kilka zdań o innych późnośredniowiecznych podróżnikach i erudytach, których relacje mają niejeden punkt wspólny z dziełami Polo i Wilhelma (dobrym przybliżeniem tej sprawy jest wstęp tłumacza do edycji „Itinerarium”). Z braku miejsca poprzestańmy jednak na swobodnym spostrzeżeniu: od zarania dziejów efektowna stylizacja przekazu przyciąga uwagę potencjalnych odbiorców bardziej niż jego rzetelność i wnikliwość. Ciekawe, czy można tu znaleźć punkt równowagi?

Książki:

Marco Polo, „Opisanie świata”, przeł. Anna Ludwika Czerny, Warszawa 2010.

Wilhelm z Rubruk, „Opis podróży” (Itinerarium), przeł. Mikołaj Olszewski, Biblioteka Klasyków Antropologii, Kęty 2007.

* Paweł Majewski, adiunkt w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego.

„Kultura Liberalna” nr 143 (40/2011) z 4 października 2011 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(40/2011)
4 października 2011

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj