0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > MIKOŁEJKO: Czekając na...

MIKOŁEJKO: Czekając na apokalipsę. O serialowej ekranizacji „Gry o tron”

Zbigniew Mikołejko

Czekając na apokalipsę. O serialowej ekranizacji „Gry o tron”

W przypadku ekranizacji jakiejś książki rządzi nami najczęściej odruchowy (hm!) platonizm z jego nieskrywanym dystansem wobec odbicia czy odzwierciedlenia. Wobec – inaczej mówiąc – cienia. Cienia tego, co jest pierwotne i źródłowe. Oczywistą, zawsze narzucającą się postawą jest tu bowiem chęć porównywania. Oto więc różnice, mówimy sobie, oto i podobieństwa. A potem dopiero, już nie tak namolnie, pojawiają się – jeśli w ogóle – jakieś inne sądy. Naturalnie kwestionuje to autonomię filmowego obrazu, skupia nieodparcie przede wszystkim na tym, co jest literackim wzorem, nie zaś jego filmową ekspresją. Dzieje się tak szczególnie wtedy, kiedy literacki pierwowzór należy do tak zwanych dzieł wielkich, do wybitnych utworów. I dlatego na niezawisłość od literackiej wersji łatwiej „wybić się” filmom, które – dowodem choćby „Dziecko Rosemary” Polańskiego albo „Maratończyk” Schlesingera – mają za podstawę utwory raczej marne, źle, pospiesznie skrojone (do jakich należą powieści Levina i Goldmana).

Jeszcze inaczej rzecz wygląda, gdy i film, i książka, na podstawie której został zrobiony, są z dziedziny wyobraźni masowej, kiedy sycą powszechne głody. Tak właśnie, jak to się dzieje z „Grą o tron” – serialem produkcji HBO na osnowie pierwszej części wielkiej sagi George’a R. R. Martina „Pieśń lodu i ognia”. Wtedy bowiem na plan pierwszy występują jednocześnie i pojęcie wierności, i pojęcie kolektywnej wyobraźni z jej emocjonalnymi głodami.

Serial – powiem od razu – mój głód emocjonalny syci doskonale, zachowując zarazem pewną oczekiwaną przeze mnie zasadniczą wierność wobec pierwowzoru. Jest to o tyle ważne, że – jak zresztą napisałem w drugim numerze kwartalnika „Książki. Magazyn do Czytania” – mam się za odbiorcę owej sagi (w obydwu jej wcieleniach) wirtualnego, czyli mówiąc po ludzku – typowego i przeciętnego. Obdarzonego właściwym takiemu odbiorcy entuzjazmem, może nawet namiętnością.

To jasne jednak, że filmowa adaptacja ograniczać musi siłą rzeczy – nader w książce powikłany, misterny i bogaty w rozliczne wątki – tok opowieści.

A zatem – tak to widzę – na plan pierwszy w adaptacji występują nade wszystko zmagania polityczne i moralne bohaterów oraz pasje, jakie za nimi stoją. Namiętności to radykalne i śmiertelne, nie znające miary w dobru i, nade wszystko, w złu. To oczywiście fascynuje, to oczywiście „wciąga” (i o to zresztą w całej tej zabawie chodzi). Tym bardziej, że podane to zostało w odpowiedniej tonacji – w smakowicie skądinąd przyrządzonym sosie teorii spiskowej. A cóż bardziej nas pociąga w polityce – no i po prostu w życiu – niż intrygi i spiski, zwłaszcza te widziane niejako od wewnątrz. Tak, jakbyśmy sami brali udział w ich zadzierzgiwaniu, jakbyśmy byli podmiotem akcji.

Istotne przy tym, że w serialu traci na znaczeniu – ważny przecież w opowieści Martina – bohater zbiorowy: ludzkie chmary pożądające szczęścia, dobrobytu i spokoju, albo też przeciwnie: żądne łupu i gwałtu, krwi i chaosu, hołdujące raczej złu niźli dobru. W opowieści filmowej zatem ludzkie masy są tłem tylko i ornamentem.

To dobrze zresztą: kino fantasy nie wymaga Eisensteina i Pudowkina, aby prowadzili malownicze tłumy w imię propagandowej wizji dziejów, wizji stanowiącej wyraz domniemanych sprzeczności klasowych. Kino fantasy wymaga natomiast przygody pojętej jako objawianie się w niej i zmaganie mistycznych i tajemniczych sił, jako epifania świętej grozy (tremendum) i sakralnego zachwycenia (fascinans), jako jawny albo z lekka tylko zamaskowany pojedynek kosmogoniczny, pojedynek między Wężem a Gromowładcą albo jego plenipotentem, jako wreszcie inicjacja („próba”, samotność, wędrówka, poniżenie i cierpienie) – obrzędowe wstąpienie w najwyższe sekrety bytu oraz śmierci. To wszystko oczywiście także pojawia się w serialu, ale znowu jak gdyby w głębi sceny, dyskretniej niż w powieściowym wzorze, choć przecież język mitu, rytuału i symbolu także w filmie jest obecny i dobrze czytelny.

Widać to szczególnie w metafizyce krajobrazu, która w sadze Martina „pracuje” z całą swoją mocą, a obecność przyrody, jej obrazy i losu, bez przeszkód jakby mieszają się z losami bogów i bohaterów, ludzi demonicznych istot. W serialu na razie jeszcze krajobrazy owe, podobnie jak „cyklopowe mury”, są co prawda imponujące i cokolwiek nadludzkie, ale ich znaczenie – wyraźnie mniejsze.

Wreszcie (znowu mam nadzieję, że jeszcze na razie) serial nie ma w sobie tej szczególnej materii apokaliptycznej grozy, jaką niesie powieść. To właśnie ona – nadciągająca w aurze niepojętej zgrozy apokalipsa, w serialu zaledwie przeczuwana – jest straszliwym źródłem oraz głównym motorem powieściowych wydarzeń . Mam nadzieję, że w filmie brakuje jej tylko na razie – bo jesteśmy dopiero na wstępie całej tej ogromnej historii.

Film:

„Gra o tron” (Game of Thrones)
reż. Timothy van Patten
prod. USA 2011

* Zbigniew Mikołejko, filozof religii, kierownik Zakładu Badań nad Religią Instytutu Filozofii i Socjologii PAN.

„Kultura Liberalna” nr 143 (40/2011) z 4 października 2011 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(40/2011)
4 października 2011

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj