0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Słysząc > Bicie serca przed...

Bicie serca przed zaśnięciem. Nosowska – „8”

Ewa Serzysko

Liryczny minimalizm i muzyczna elegancja. Płyta idealna – tak można podsumować „8” Katarzyny Nosowskiej. Doskonałość bywa jednak… śmiertelnie nudna

Wyświechtane kartki z tekstami walają się po pokoju. Znowu dramat, bo taśmy kaset od ciągłego przewijania w tę i z powrotem – zazwyczaj w miejscu ukochanych utworów – lubią się rwać. Zbyt szybko wyczerpujące się baterie-paluszki i psujące się w podróży, poobijane walkmany, to zmora młodocianych melomanów jeszcze sprzed dekady. Z Nosowską znamy się mniej więcej tak długo, i szczególnie na początku był to związek bardzo intymny i niezwykle intensywny.

Ewolucja zamiast rewolucji

Wszystkie płyty Hey – szczególnie te łatwiej dostępne w prowincjonalnych sklepach muzycznych – znam na pamięć. Gdy z pomocą przyszedł Internet, poznałam także twórczość solową artystki, jednak większym sentymentem darzę owe wyświechtane kartki i fatalnie wyśpiewywane teksty z siedmiu pierwszych płyt, niż elektroniczne wynalazki Nosowskiej.

Warto zauważyć, że pod tą jedną postacią – z wielkim urokiem (nie)poruszającą się podczas koncertów – przez bardzo długi czas kryły się tak naprawdę dwie: Kasia Nosowska, która robiła niegdyś chórki w punkowym Włochatym Odkurzaczu i współpracowała z Dezerterem, oraz Nosowska, stylistycznie obca, eksperymentująca muzycznie z lubującym się w elektronice Andrzejem Smolikiem. W obu wcieleniach teksty były jednak zupełnie wyjątkowe, więc nie pozostawało nic innego, jak znosić tę (jak się wówczas wydawało) kakofonię dźwięków, która później – po równie szokowej, acz ustawicznej terapii rockiem progresywnym i psychodelią lat 60. – wydała się bardziej zrozumiała. Ku mojej uciesze w ostatnich latach wraz z dominującą rolą – jak niesłusznie mówią w mediach – „liderki zespołu Hey obie drogi zaczęły się zbiegać. Czynniki są trzy, a efekt – jak na moje ucho – coraz lepszy czy wręcz doskonały. Szczególnie na płytach Hey’a, który nadal zachowuje rockowy charakter nie stroniąc jednocześnie od muzycznych innowacji. Nosowska zawsze idzie o krok dalej niż zespół, czasem – jak na płycie UniSex Blues – o krok za daleko.

A za sukces odpowiada…

Po pierwsze, w zespole zaszły zmiany: dekadę temu głównego kompozytora Piotra Banacha zastąpił Paweł Krawczyk. Zespół, mimo czarnych przepowiedni, z wielkim sukcesem wzięła odpowiedzialność za muzyczną oprawę. W 2001 roku nie był to już ten sam zespół, wydał z pewnością najlepszą płytę w dorobku grupy – moim zdaniem także najlepszą polską płytę ubiegłej dekady. Później nie obyło się bez mniej udanych testów na słuchaczu, ale ciągła praca i odwaga w wypróbowywaniu nowych muzycznych rozwiązań – być może niezbyt konsekwentne eksperymentowanie z elementami elektro i popem na „Music Music” czy nadmiernym podkręceniem melodyjności na „Echosystemie” – połączone z zawsze solidną aranżacją poszczególnych utworów widać popłacają. Nawet na dziwacznym polskim rynku muzycznym. Po trzecie, w orbicie Hey i Nosowskiej pojawili się dwaj świetni producenci i multiinstrumentaliści: Marcinowie Macuk i Bors, na przemian trzymając pieczę to nad projektami zespołu, to solo wokalistki. Płyta „8” jest koniunkcją tego, co w karierze Nosowskiej najlepsze: wyprodukował ją duet Macuk/Bors. Ten drugi absolutnie zdobył mnie miksem i masteringiem, czyli po prostu ostatecznym kształtem albumu, „Miłość Uwaga Ratunku Pomocy”.

Twórczość Kasi Nosowskiej, stały już i wysoko ceniony element na polskiej scenie muzycznej, wciąż ewoluuje. To nie tylko wyśmienite teksty, ale pisana do nich muzyka. Własny styl w obu, odważne wybory, konsekwencja. Z nie do końca dla mnie jasnych przyczyn, w pierwszej sferze usilnie porównywana jest z Agnieszką Osiecką. Jakkolwiek dobrze znam i lubię również twórczość „pani z Saskiej”, nie rozumiem polskiej manii porównywania. Chociaż obie dzielą ten sam status doskonałych tekściarek – przy całej mej miłości do Nosowskiej – poetką wolę nazywać Osiecką. Na szczęście dla krytyków, ich drogi skrzyżowały się na płycie trzy lata temu – statusy zostały uzgodnione i potwierdzone – więc nad porównaniem można przejść do porządku dziennego. Królowa nie musi być tylko jedna.

Najnowsze dziecko – wypieszczone do granic możliwości

Singiel w założeniu ma być idealną emanacją całości wydawnictwa. Po kilku godzinach spędzonych z „8” zarówno wideoklip do Nomady, jak i sam utwór potwierdzają, że tak dokładnie jest, więc pozwolą Państwo, że literalnie posłuży nam on jako ilustracja albumu.

Jak widzimy, Nosowska nie boi się eksperymentować ze sobą: ze swoją muzyką, tekstami, wyglądem. Bawi się konwencjami: na uczcie widzimy więc lekko odrażające personifikacje siedmiu grzechów głównych, Artystkę w roli modliszki wyglądającą jak Drakula w wersji F.F. Coppoli. W tekście, turpistyczne, niebanalnie zrealizowane porównanie miłości do choroby. Na tym albumie cierpienie nie jest werterowskim smęceniem: to blizny, rany i torsje. Rozstanie jest „rozszczepieniem dusz” i „rozsupłaniem dwóch krwiobiegów splątanych w węzły żył”; przychodzą nagłe zmiany nastroju, pojawia się zdecydowany rytm, w tekstach (z przesytu) miłość zwracana jest na posadzkę. Później co prawda jest nieco lepiej: począwszy od utworu – nomen omen – „Pa” zmieniają się pory roku i topnieją bałwany (zjawiska meteorologiczne to kolejny topos na płycie: mamy m.in. celcjuszy pęk, kule gradu i sierpniowe burze!) – na koniec uciekamy z miasta w las i przychodzi ukojenie. Taką historię można – muzycznie i tekstowo – dopisać do tego albumu.

Z pewnością na tym albumie Nosowska pokazuje, że wciąż za nic ma konwenanse – swoim zwyczajem ciekawie, a nawet zaskakująco bezpretensjonalnie pisze o rzeczach, które z pozoru na tematy tekstów się nie nadają. Banał bezpretensjonalnie miesza się ze kulturowymi i społecznymi kontekstami. Według mnie niestety, trochę więcej tu mowy o uczuciach, mniej kąśliwych uwag dotyczących otaczającej nas rzeczywistości. Utwór „Polska” rozczarowuje, bo cóż z tego, że mamy „patchwork z województw i drobnych łatek powiatów”, gdy kiedyś mogliśmy usłyszeć skargę: „Mam być wdzięczna? Za co pytam się (…) euro, NATO, białe rejestracje? Małą sztukę i wielką fonografię?”. Widać i Nosowska woli zająć się czymś innym. Przynajmniej nie musi, jak Kazik Staszewski tłumaczyć się ze słów Jarosława Kaczyńskiego.

Z drugiej strony, któż inny pisze dziś piosenki o lesie czy czterech porach roku? A Nosowska podejmuje nieoczywiste tematy już nie pierwszy raz: mieliśmy już serce pojemne jak przedwojenna wanna, ogrzewane dłońmi filiżanki i wyjmowane rankiem z piwnic sanki, szelest ortalionów biegacza co rankiem próbuje się przecisnąć przez mgłę, topniejące śniegi i wypierające wiosnę lato. Opowieści o skandynawskich snach w pościeli z Ikei, umierających w zapomnieniu gangsterach i gwałconych przez ojców córkach. Nie mówiąc już o chmurach śmierci i mękach przy pisaniu tekstu (sic!). Wystarczy spojrzeć na okładkę płyty „8” – Nosowska za nic ma estetyczne upodobania szerokiej publiczności.

***

Na koniec nie mogę jednak się nie wyzłośliwić, tym razem już swoim zwyczajem. Wszak cała płyta składa się ze świetnie zaaranżowanych utworów (patrz: Nomada), muzycznie wszystko jest niezwykle eleganckie: spokojne, acz doskonale zrytmizowane, niesłychanie impresyjne (utwór „Kto?”). Bez zbędnych fajerwerków, dobrze wyważone i skomponowane. Mamy ciekawe instrumentarium: klawisze i instrumenty dęte, smyczkowe (w „JPS”, przy okazji chyba satyrze na show biznes, wszak skrót rozwija się w tekście w „jak przypodobać się”). Nie znajdziemy tu udziwnień i eksperymentów – wszystko dobrze związane okrzepłą elektroniką, pomieszane z lekkim rockowym chilloutem.

Płyta wydaje się idealna, jest dziełem świetnych muzyków i producentów, teksty napisała najlepsza autorka w kraju. Tak idealne, aż niewiarygodne. Gdyby nie młody wiek Nosowskiej, można by powiedzieć, że to idealne zwieńczenie wieloletniej działalności scenicznej. Na szczęście pojawia się „ale”! Chwilami – szczególnie po kolejnym przesłuchaniu – wszystko wydaje się usypiające. Po północy, po aktywnym dniu wprost nie do przejścia są ciągi utworów od 5 do 7 oraz 9-11. Co ma swoją niewątpliwą – rodem z chilloutu – zaletę. By zasmakować w tym doświadczeniu, odsyłam na płytę odsłuchiwaną w zimną jesienną noc. Ja jednak wolę rytm Nomady czy nieznośną chropowatość płyt „Ho!” czy „[sic!]”.

Na „8” wszystko układa się w rytm – co prawda nieco skołatanego, ale jednak efektywnie pracującego – serca. Co więcej, nawet niebędąca doskonałą wokalistką, nieposiadająca powalającego siłą głosu Nosowska potrafi zaśpiewać wręcz idealnie. Całość świetnie dopracowana i do znudzenia wypielęgnowana. I tu pojawia się kolejne „ale”, tym razem już nie będące kwestią muzycznych upodobań.

Kto wytłumaczy mi wyrywającą z pieczołowicie wypracowanego letargu wpadkę kompozytorską, gdy w połowie płyty słyszy się nieco przyspieszony wstęp do „Poker Face” Lady Gagi?! Zdarzyło się to na ścieżce ósmej w utworze „Ulala” – rzeczywiście, tytuł adekwatny do efektu. Podobno w „Kto?” pobrzmiewa z kolei motyw przewodni z „Emmanuelle” (do tego już nie jestem tak przekonana). Trudno orzec kto za to odpowiada, ale jedno jest pewne: Nosowska wciąż zaskakuje. „Muzycznego cytatu” z Gagi bym się po niej nie spodziewała…

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 143

(40/2011)
4 października 2011

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj