0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > STAŃCZYK: Codzienna porcja...

STAŃCZYK: Codzienna porcja nieszczęścia. O serialach paradokumentalnych

Jakub Stańczyk

Codzienna porcja nieszczęścia. O serialach paradokumentalnych

Od ponad roku na antenie jednej z wiodących stacji telewizyjnych gości zjawisko na tyle niezwykłe, że domaga się analizy. Tym bardziej, że chodzi tu także o pewien fenomen społeczny. Strony poświęcone serialom „Dlaczego ja?”, „Trudne sprawy” czy „Pamiętniki z wakacji” „lajkują” na Facebooku dziesiątki tysięcy fanów, tyleż samo śledzi kolejne odcinki w internecie (oglądalność niektórych sięga pół miliona odtworzeń). Pod wieloma względami seriale te wpisują się w znany już nurt paradokumentów odgrywanych przez policjantów (np. „W11”), sędziów („Sędzia Anna Maria Wesołowska”) czy detektywów („Malanowski i partnerzy”). Wszystkie one zakładały, że rolę eksperta odegrać może tylko on sam, bo aktor nie zdoła przedstawić z wystarczającą wiarygodnością jego zachowań, przyzwyczajeń czy języka. W przypadku nowych paradokumentów nie mówimy jednak o życiu zawodowym jakiejś grupy, ale o problemach zwykłych ludzi: podstawowym założeniem tych produkcji jest to, że najlepiej odegrają je właśnie sami zwykli ludzie. Na ekranach proponuje się nam zatem nareszcie „prawdziwe życie” – czy jednak na pewno?

Z kamerą wśród zwykłych ludzi

Koncept każdego odcinka jest podobny: punkt wyjścia to „problem z życia” – dotyczący ludzi takich jak my wszyscy. Bohaterowie mają zmagać się z trudną sytuacją w upozorowanej scenerii, udając, że ich losy dokumentowane są na bieżąco przez ekipę telewizyjną. Rozwiązanie problemu przychodzi zawsze dopiero na końcu. Tym samym odcinek wyraźnie podzielony jest na dwie części: w pierwszej problem eskaluje, doprowadzając „przerażone kobiety” i „zszokowanych mężczyzn” na skraj załamania nerwowego. Potem następuje nagłe rozwiązanie ciężkiej sytuacji, tak że każdy odcinek – chociażby najtragiczniejszy – kończy się szczęśliwie. Samo rozwiązanie okazuje się przy tym równie „realistyczne jak problemy.

To, co dzieje się na ekranie, przez cały odcinek komentuje narrator; streszczając co chwila całość dotychczasowej fabuły. Dzieło udające dokument miesza się tym samym z ewidentnymi ingerencjami reżysera, a sceny z życia bohaterów przeplatają się z wejściami, w których wprost do kamery zwierzają się oni ze swoich przeżyć. Tworzy to konstrukcję cokolwiek osobliwą i nienaturalną. Czy jest to rekonstrukcja, czy bezpośrednia relacja? Jaka reguła rządzi pracą ekipy filmowców, raz stwierdzającej, że nie pokaże np. rozmów w areszcie, by  innym razem dokumentować najintymniejsze sceny z życia bohaterów? Nie mamy tu do czynienia ani z serialem, ani z dokumentem. Nie znaczy to, że nie narzuca się skojarzenie z innym, wyrazistym gatunkiem widowiska medialnego.

Tabloid TV

Konwencja paradokumentu stanowi telewizyjny odpowiednik tabloidu. Dowodzi tego chociażby forma sekwencji, w których bohaterowie komentują swoje perypetie – zawsze podawane są w ramce imię i nazwisko, wiek i podpis bohatera np. „Oke Obeng (43 l.), zakochał się w 47-letniej mężatce z Polski” albo bardziej abstrakcyjnie „Lucjan Kutnik (54 l.), pomylił bidet z muszlą klozetową”. Podpisy to z kolei cytaty z wypowiedzi bohaterów lub opisy ich „życiowej” sytuacji. Poziom jej absurdu sięga chwilami legendarnego  tytułu pewnego artykułu z „Faktu” – „Nie śpię, bo trzymam kredens”. W jednym z odcinków „Dlaczego ja?” podpis wyświetlany w trakcie zwierzeń bohaterki głosił: „nikt jej nie chce”.

Oddzielnym zagadnieniem jest przy tym prosty język narratora, przypominający słabe szkolne wypracowanie. Narracja – tak jak w tabloidzie – ma być przede wszystkim szybka, rzeczowa i łatwostrawna. Weźmy za przykład historię z wakacji Martyny i Damiana: „Martyna musi się wciąż zajmować domowymi sprawami, a mąż jej w tym nie pomaga. Idzie sama na plażę. Tam poznaje Senegalczyka. Czarnoskóry mężczyzna zaoferował jej posmarowanie pleców i wspólnego drinka. Kobieta chętnie się zgodziła. Martyna ma jednak wyrzuty sumienia i wróciła do rodziny”. Tabloidyzacji paradokumentów dowodzi jeszcze jedna ich cecha. Chyba najważniejszym ich tematem – zawartym już w samych tytułach: „Trudne sprawy“ i „Dlaczego ja?“ – jest nieszczęście. Tym samym produkcja odpowiada na najoczywistszą chyba w popkulturze potrzebę, na której od niepamiętnych już czasów opiera się telewizja: chęć oglądania ludzkich tragedii. Serial przypomina zatem sfilmowaną wersję „Faktu”: to codzienna porcja nieszczęścia, dzięki której mamy bardziej cieszyć się własnym życiem, docenić je. Kiedy zdarzy nam się cierpieć na niedostatek tragedii, wystarczy włączyć telewizor i zażyć jej dzienną dawkę.

Polak istota stłamszona

Być może pomimo pokracznej formy i przerysowanej narracji „Dlaczego ja?” czy „Trudne sprawy” mogłyby nam dać wyobrażenie o tym, jak „zwykły Polak wyobraża sobie zwykłego Polaka i jego problemy”. Dramaty bohaterów sprowadzone zostają jednak do najprostszych, wulgarnych klisz. Już sam „zwykły człowiek” to jeden z takich schematów. Bohaterami są przede wszystkim ludzie z niższych klas polskiego społeczeństwa; zamierzona typowość tych postaci przeradza się w karykaturalną wręcz stereotypizację. Mieszkają we wnętrzach, które są wyolbrzymionym wyobrażeniem przeciętności, ubierają się i mówią tak pospolicie, że aż sztucznie. Stopień przerysowania ich codziennych problemów tworzy wręcz nowy świat, zamiast – zgodnie z deklarowanym założeniem – akcentować problemy tego prawdziwego. Problem leży w tym, że kłopoty z „Trudnych spraw” nie są ani zwykłe, ani codzienne.

Chyba najczęstszym stereotypowym rozwiązaniem jest tu podział ról na ofiarę i oprawcę. Rzeczywistość serialu jest dwuwymiarowa i główny bohater jest zawsze osobą krzywdzoną, które zmaga się z losem. Czy typowy Polak to człowiek fundamentalnie stłamszony przez urzędników, sąsiadów czy rodzinę? Po drugiej stronie stoją zdradzieccy mężowie, tzw. stalkerzy, buntownicze dzieci czy niezrównoważony urzędnik Dariusz. O ile celem paradokumentów miało być pokazanie, że standardowe wyobrażenia o „zwykłych ludziach” są niesprawiedliwe, to przerysowanie ich typowych zachowań prowadzi do groteski, umacniając stereotypy.

Gdzie jest autor?

Czy możemy udawać, że mówimy o dramatach ludzkiego życia, w rzeczywistości nie zważając na to, jak bardzo są one wyśmiewane – bo ważna jest tylko oglądalność? Popkultura pozwala nam na całkowity cynizm w tej kwestii. W jej ramach wszystko jest możliwe: rozrywka jest przecież dla ludzi i nie ma granic dobrego smaku. Każdy temat – dopóki przyciąga odbiorców – jest dozwolony; widownia, usadzając się przed telewizorem, daje twórcom społeczne przyzwolenie na tego typu zjawisko. Ten rodzaj konsensusu jest możliwy tylko w ramach kultury masowej: producenci serialu zapewniają nam najprostszą możliwą rozrywkę, a my nie zgłaszamy żadnych zastrzeżeń co do jej jakości.

Z punktu widzenia autorów serial ten nie ma jednak widowni. Nie adresują go do nikogo, ponieważ nie jest w pełni ani edukacyjny, ani rozrywkowy. Jego publika to dwie grupy: młodzi, wyśmiewający dziwaczną formułę programu, oraz starsi, czytelnicy „Faktu” i „Super Expressu”, którzy wyczekują na codzienną porcję problemów „z życia wziętych”. O ile z początku wzruszenie, edukacja i misja mogły być założeniami tego dziwnego tworu, to upór w produkowaniu stereotypów i karykatur świadczy raczej o wyrachowaniu jego autorów. „Trudne sprawy”, „Dlaczego ja?” i „Pamiętniki z wakacji” doskonale pokazują, jak funkcjonuje telewizja w kulturze masowej. Mimo to warto obejrzeć kilka odcinków – mało jest bowiem rzeczy tak śmiesznych, a ogromnie przez to smutnych.

* Jakub Stańczyk, student drugiego roku Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych. Stażysta w „Kulturze Liberalnej”.

  „Kultura Liberalna” nr 149 (46/2011) z 15 listopada 2011 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 149

(46/2011)
15 listopada 2011

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj