0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > JASINA: Po pierwsze...

JASINA: Po pierwsze polityka. O „Argo” Bena Afflecka

Łukasz Jasina

Po pierwsze polityka. O „Argo” Bena Afflecka

Czym jak czym, ale swoją historią Amerykanie uwielbiają się zajmować. Potrafią oni dyskutować o niej w sposób ostry i drapieżny, o czym świadczy choćby twórczość młodego Olivera Stone’a czy nakręcone nieco wcześniej filmy, takie jak „Powrót do domu” czy „Łowca jeleni”. Z drugiej strony jednak powstawały i w dalszym ciągu powstają obrazy – realizowane głownie dla sieci telewizyjnych – pokazujące przeszłość Ameryki w sposób schematyczny i stosunkowo nieciekawy. Mamy w nich zawsze głównego bohatera cierpiącego w słusznej sprawie, element patriotyczny reprezentowany przez armię lub flagę, nadmiar informacji i optymistyczne zakończenie. Pomiędzy tymi skrajnościami znajduje się jednak spora liczba filmów charakteryzujących się po prostu rzemieślniczą biegłością i uczciwym budowaniem historycznej narracji. Są to dzieła ilustracyjne, dążące do obiektywności i stanowiące przy okazji ciekawy materiał dla miłośników historii uwielbiających oglądanie na ekranie tego, o czym już wcześniej czytali w monografiach. Takim właśnie obrazem jest „Argo” Bena Afflecka – opowieść o rewolucji w Iranie i wielkim blamażu amerykańskiej operacji odbicia rodaków pojmanych wówczas jako zakładników. To także próba rozliczenia prezydentury Jimmy’ego Cartera, rzadko zauważanej dotąd przez Hollywood.

Carter, Szach i Chomeini, czyli próba traktatu politycznego

Zazwyczaj, gdy znany aktor – w dodatku przeżywający od kilku lat poważny kryzys twórczy i niepojawiający się w żadnej ciekawej roli – bierze się za reżyserię, zapala się światełko ostrzegawcze. Podejrzewać zaczynamy chęć instrumentalnego wykorzystania ważkiego tematu w celu powrotu na szczyt. Jednak Affleck otrzymał w 1998 roku Oscara za scenariusz „Buntownika z wyboru” Gusa Van Santa – filmu być może nieco wtórnego, ale dowodzącego gotowości twórców do powiedzenia całkiem szczerze czegoś istotnego.

Z nowego dzieła Afflecka przebija zainteresowanie autora polityką. Zawiera ono przede wszystkim analizę przyczyn kryzysu stosunków irańsko-amerykańskich, jednoznacznie potępiającą politykę wobec reżimu szacha Mohammada Rezy Pahlawiego, prowadzoną przez kolejne waszyngtońskie administracje łącznie z Carterowską. Cóż na to liczni amerykańscy i polscy mitotwórcy czyniący z Cartera i Brzezińskiego polityków nowego typu, dla których prawa człowieka były zawsze najważniejszą wartością? Wielką zaletą „Argo” jest dokładne przypomnienie mechanizmów, jakie kierowały rządzącymi w roku 1979. Prócz władz USA, które w dobie Cartera przechodziły poważne przeobrażenia i znajdowały się w stanie permanentnego kryzysu wewnętrznego, Affleck ukazuje Iran z jego rewolucyjnymi nastojami, które w nie tylko gwałtowany, ale i demokratyczny sposób wyniosły do władzy Chomeiniego. Przedstawia też Kanadę pod rządami Pierre’a Trudeau, sprzeciwiającą się Ameryce przy lada okazji, a także stojący u wrót Teheranu Związek Radziecki. Affleck upycha mnogie wątki dość zgrabnie, a unika chaosu, ponieważ są one podporządkowane jednemu celowi, czyli pokazaniu nieudolności amerykańskiej administracji wyższego szczebla i rzutkości personelu średniego. Wątki główne i poboczne są dobrze rozróżnione, co może pomóc widzowi, a także wzbogacić jego erudycję. Do spraw nie do końca opisanych może przecież sięgnąć już po obejrzeniu filmu. Zresztą poszerzenie wiedzy nie tylko o perskiej rewolucji, ale i stosunkach kanadyjsko-amerykańskich, niewykraczającej w wielu wypadkach poza fragmenty „South Parku”, może się przydać każdemu, zwłaszcza w dobie rosnącej pozycji Justina Trudeau, godnego następcy swojego ojca.

O ile przyczyny kryzysu ukazane są w filmie w jasny i ciekawy sposób, o tyle z chwilą znalezienia się amerykańskich obywateli w potrzasku na ekranie pojawia się tradycyjny schemat: nasi w niebezpieczeństwie! Ich uratowanie wymaga jednak walki ze schematem kolejnym – nieruchawej biurokracji, która nie jest zdolna do akceptacji nowatorskich pomysłów. Kropkę nad „i” stawia dopiero sam Jimmy Carter. Trzydziesty dziewiąty Prezydent USA pojawia się na ekranie tylko jako statysta – gdy pozwala na przeprowadzenie ryzykownej operacji wbrew opiniom biurokratów. Użyte w poprzednim zdaniu słowo „statysta” chyba najlepiej oddaje obraz Cartera (jeśli nie liczyć końcowego przemówienia o losie zakładników wygłaszanego w trakcie pojawiania się napisów końcowych). Jest to prezydent nieobecny, niezaangażowany, w pewnym stopniu dwulicowy – najpierw popiera szacha, by potem odwołać się do argumentacji wolnościowej. Nawet telewizyjne biografie Busha i Clintona, jakie ukazały się ostatnio, nigdy tak ostro nie krytykowały głowy państwa.

Hollywood na służbie

Niezwykle amerykański jest wybór głównego wątku filmu. Affleck wziął bowiem na warsztat nie samą akcję odbicia zakładników, która zakończyła się klęską, ale jej drobny – udany – fragment. Grany przez niego samego agent CIA stara się uratować grupkę osób, które nie podzieliły losu pozostałych, uwięzionych w amerykańskiej ambasadzie, i ukryły się w rezydencji ambasadora Kanady. No cóż, warto przypominać o narodowych sukcesach. Dyskusja jest wtedy bezpieczniejsza.

Niespecjalnie również udał się twórcom wątek „niepolityczny”, a dokładniej próba stworzenia „filmu w filmie”. „Argo” w „Argo” to fikcyjne dzieło zawieszone gdzieś pomiędzy patosem „Gwiezdnych wojen” a gejowską estetyką „Flasha Gordona”. Film jest zwykłą przykrywką dla operacji przerzucenia do Iranu agentów, wykorzystującą fakt, że producenci koprodukują z dziwacznymi indywiduami rezydującymi w jeszcze dziwniejszych krajach. „Argo” to zatem wspólne dzieło nagrodzonego Oscarem charakteryzatora, producenta i CIA. Najciekawszym z tej trójki wydaje się grany przez Alana Arkina producent – ucieleśnienie mitów i stereotypów o „silnych Żydach z Hollywood”. Światek Fabryki Snów schyłku lat 70. byłby ciekawym tematem i jego analiza – jako miejsca, z którego wyszedł przecież następca Cartera – mogłaby nam o Ameryce sprzed trzydziestu lat wiele powiedzieć. Tym tropem Affleck jednak nie podąża. Próba analizy stosunków amerykańsko-irańskich oraz przybliżenia widzowi wewnątrzamerykańskich procedur na szczytach władzy dominują w „Argo” bezwzględnie. Cierpi na tym reszta filmu – psychologiczne portrety bohaterów są uproszczone i podporządkowane głównemu wątkowi.

Za mało na arcydzieło

Czasy Cartera i Chomeiniego stają się powoli zamierzchłą przeszłością. Przypominać je jednak należy – rok 1979 stanowi w dużej mierze zaczyn obecnych stosunków między Ameryką a Iranem. Film Afflecka poprzez szersze przywołanie kontekstu mówi nam o genezie współczesnych stosunków irańsko-amerykańskich więcej niż filmy artystyczne w rodzaju „Persepolis”. Wszak jednym z argumentów przeciwko przyznawaniu wizy Mahmudowi Ahmadineżadowi przyjeżdżającemu do Nowego Jorku na sesję ONZ jest jego mniej lub bardziej potwierdzony udział w ataku na ambasadę.

W stosunku do amerykańskiej tradycji filmu historycznego, w którym indywidualne losy jednostki są jednak motywem znaczącym i rzucone na szersze tło mówią wiele o kondycji amerykańskiego społeczeństwa, „Argo” stanowi jednak pewien regres. Agent CIA grany przez Afflecka to postać wtórna i będąca połączeniem różnych figur z wielu produkcji, od zdradzonych z „Trzech dni kondora” aż do autoplagiatu samego Afflecka ze „Stanu gry”. Brakuje jej i innym bohaterom filmu świeżości i poruszenia, jakie budzili chociażby ci z „Łowcy jeleni” czy „Plutonu”, kiedy to ich walka z samymi sobą i światem mówiła nam coś nowego.

„Argo” jest jednak filmem w najgorszym wypadku poprawnym, dość wiernie odtwarzającym konteksty historyczne i na podobieństwo szkolnego opracowania mówiącym o tym, co się działo w przeszłości. „Argo” staje w jednym szeregu z „The Hurt Locker” Kathryn Bigelow – dobrych i rzetelnych filmów sensacyjnych podejmujących tematykę historyczną lub współczesną, a o historię się ocierającą.

Film:

„Argo”

Reż. Ben Affleck

USA 2012

* dr Łukasz Jasina, członek zespołu „Kultury Liberalnej”, pracownik naukowy KUL, historyk i filmoznawca.

„Kultura Liberalna” nr 208 (1/2013) z 1 stycznia 2013 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(-1/2013)
1 stycznia 2013

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj