0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > JONAK: Zachowaj spokój...

JONAK: Zachowaj spokój i celuj w głowę. Zombie, świadomość i upadek cywilizacji [DWUGŁOS II]

Łukasz Jonak

Zachowaj spokój i celuj w głowę. Zombie, świadomość i upadek cywilizacji

Jeśli w filmie za setki milionów dolarów, z Bradem Pittem w roli głównej, pojawiają się zombie, to wiedz, że coś jest na rzeczy. Jest to ostateczny dowód nobilitacji żywych trupów, które obok wampirów i nastoletnich czarodziejów stają w pierwszym rzędzie popkulturowych archetypów. Warto przyjrzeć się znaczeniom, jakie ze sobą niosą, ponieważ może się okazać, że są one donioślejsze, niż wskazywałaby na to plugawa kondycja zombie.

„World War Z” to najnowsza pozycja z długiej listy realizowanych za pomocą różnych mediów opowieści o zombie. Ich główne składniki właściwie nie uległy zmianie od czasu „Nocy żywych trupów” z 1968 roku. Antagoniści to ożywione trupy, naruszające tabu odwrotnej nekromancji: zmarli nękają żywych. Są niezdarni, głupi i powolni, ale w grupie – nie do pokonania. Z drugiej strony mamy ludzkich bohaterów, pomiędzy którymi na różne sposoby rozgrywana jest dynamika społecznych relacji, podgrzewana przez poczucie zagrożenia i izolacji (motyw oblężenia jest często podejmowany w opowieściach o zombie). Horror, którego doświadczają bohaterowie, to zwykle element szerszego kryzysu, bo epidemia zombie często przyjmuje postać globalnej apokalipsy. Wiadomości, które docierają do ocaleńców, są sporadyczne i niedokładne – trudno powiedzieć, kiedy i czy w ogóle można spodziewać się pomocy. Szybko też na jaw wychodzi okrutna prawda – zombifikacja to przypadłość zakaźna. Ukąszenie przez żywego trupa oznacza dla ugryzionego rychłe przeistoczenie się w podobnego potwora. Bohaterowie stają w obliczu drastycznej konieczności oszczędzenia tego losu zainfekowanym towarzyszom. Mają też świadomość, że wkrótce sami ten los mogą podzielić.

Koniec świata takiego, jakim go znamy

WORLD WAR ZWspółczesne opowieści o zombie, takie jak „World War Z” (WWZ), mimo że w zasadzie dochowują wierności kanonowi, są niemal zawsze historiami o erozji cywilizacji. Samo zjawisko żywych trupów, z którym świat się boryka, jest znaturalizowane. Mało tu eschatologii i demonicznej metafizyki, więcej naukowej racjonalności. Zombie to nie nadprzyrodzone demony, można je zabić, można przed nimi uciec. Problem w tym, że zamieniła się w nie większość ludzkiej populacji. Społeczeństwo nie może tego przetrwać w dotychczasowej postaci.

Popularny serial telewizyjny „The Walking Dead” pokazuje, co dzieje się z ludźmi i między ludźmi w czasie apokalipsy zombie. Upadek instytucji i infrastruktury powoduje regres organizacji społecznej do poziomu prehistorycznego. Z piramidy Maslowa zostają jedynie fundamenty, definiowane przez to, co niezbędne do przeżycia. Ludzie, których i tak nie zostało zbyt wiele, organizują się w niewielkie grupy. Najważniejszym (i w zaistniałych okolicznościach deficytowym) kapitałem jest zaufanie. Jego budowa zajmuje sporo czasu, dlatego pojawienie się każdej nowej osoby oznacza najpierw zagrożenie, a dopiero ewentualnie – szansę na poprawienie losu grupy. Presja przetrwania wymusza w takich sytuacjach szybkie i często drastyczne decyzje. Główny bohater „WWZ” mówi: „ruch to życie” i rzeczywiście, ocaleni w „The Walking Dead” wciąż się przemieszczają, przypominają łowców-zbieraczy, ogołacających półki opustoszałych supermarketów. Wewnętrzna dynamika grup toczy się wokół kwestii przywództwa, a w podtekście wszelkich relacji czai się przemoc. Jeśli zaś o przemocy mowa, to twórcy serii raczej nie pozostawiają wątpliwości, że w tej kwestii od mężczyzn gorsze są tylko zombie. Świat apokalipsy żywych trupów waliduje „hipotezę sawanny”, a nie „wodnej małpy”. Bohaterowie stają się coraz sprawniejsi w sztuce przeżycia, w zabijaniu zombie, ale jednocześnie narasta w nich znużenie, znieczulenie, wkrada się szaleństwo. Zanika to, co w bardziej cywilizowanych czasach można by nazwać „człowieczeństwem”.

O ile „The Walking Dead” opisuje koniec świata z perspektywy lokalnej, o tyle „World War Z” chce zrobić to samo w skali planetarnej. W zgodnej opinii krytyków film rozczarował i właściwie jakiekolwiek rozważania o zombie prowadzone na jego przykładzie powinny toczyć się wokół tego, jak powinien był wyglądać, szczególnie w kontekście bestsellerowej książki, której jest ekranizacją. Z drugiej strony ten film po prostu nie mógł być wierną ekranizacją kilkusetstronicowej powieści, opowiadającej historię dziesięcioletniej wojny. Książka mówi o tym, jak bardzo krucha jest stabilizacja, którą zapewnia nam nasz złożony świat, jak ulotne jest poczucie bezpieczeństwa, którym się cieszymy, i jak bardzo zmieniają się reguły gry w momencie, gdy globalna cywilizacja zaczyna upadać – nawet te reguły, które mają doprowadzić do ocalenia tego, co z upadku pozostało. Filmowi nie udaje się adekwatnie oddać żadnego z tych aspektów. Jego akcja rozpoczyna się w chwili, która w książce nazwana została „Wielką Paniką”, natomiast same początki epidemii żywych trupów, prowadzące do upadku świata, jaki znamy, w ogóle nie są pokazane. Tymczasem jest to temat na świetny, osobny film, skrzyżowanie „Contagion” Soderbergha z „House of Cards” Finchera, opisujące z jednej strony mechanizmy pandemii, z drugiej zaś strusią taktykę polityków i oszustwa branży farmaceutycznej, zbijającej fortunę na sprzedaży fałszywego poczucia bezpieczeństwa.

WORLD WAR Z„WWZ” przynajmniej starał się pokazać drugi aspekt apokalipsy zombie – jej globalny charakter i wysiłki zmierzające do ograniczenia jej zasięgu. Niestety, perspektywa bohatera granego przez Brada Pitta, miotającego się po świecie w poszukiwaniu cudownego środka ocalenia cywilizacji, okazuje się po prostu zbyt wąska. Pomysł na tę „broń przeciw zombie”, która choć trochę poprawia szanse ludzkości, pojawia się jako prywatna epifania głównego bohatera, co samo w sobie stanowi cliché, w książce zaś jest kwestią racjonalnej optymalizacji zasobów, wprowadzanej nie bez oporów z żelazną i okrutną konsekwencją, w skali globalnej. Swoją drogą opisywana przez książkę geopolityka może sprawiać kłopot w dobie krytyki postkolonialnej. Pandemia rozpoczyna się w Chinach (w wersji filmowej są to Indie), jedynym narodem, który od początku poważnie traktuje zagrożenie i jest w stanie się na nie przygotować, jest Izrael, sytuację zaawansowanego kryzysu najlepiej zdają się ogarniać Stany Zjednoczone, a koncepcja, która pozwala ludzkości uniknąć zagłady, jest modyfikacją radykalnego planu powstałego w RPA w czasach apartheidu na wypadek wojny domowej, zakładającego między innym poświęcenie znacznej części białej populacji, by ocalić choć jej część. W filmie pojawiają się jedynie przebłyski szaleństwa, które ogarnia świat – informacje o tym, że w przeciągu jednego dnia całej populacji Korei Północnej usunięto zęby, scena, w której anonimowy wybuch atomowy jest obserwowany bez większych emocji przez załogę przelatującego samolotu, czy obraz Jerozolimy oblężonej przez hordy nieumarłych.

Zombie takie jak my

Zombie są tak bardzo atrakcyjnym motywem dla przemysłu rozrywkowego między innymi dlatego, że dają wygodne alibi dla pokazywania drastycznej przemocy. Choć poznawczy mechanizm, nazywany fachowo „nastawieniem intencjonalnym”, próbuje nas przekonać, że zombie to jednak istota obdarzona jakąś wciąż pseudoludzką psychiką, zdefiniowanie żywych trupów jako pozbawionych człowieczeństwa biologicznych maszyn pozwala czerpać perwersyjną przyjemność z oglądania przemocy (dekapitacji, przebijania czaszek zardzewiałymi prętami itp.), pozostając na poziomie intelektualnym w bezpiecznej pewności, że o żadnej przemocy mowy być nie może.

wwz_5Ta ambiwalencja żywych trupów – udają ludzi, ale nimi nie są – jest podstawą metafory, której używają filozofowie, dyskutując o naturze ludzkiego umysłu i świadomości. „Filozoficzne zombie” (p-zombie) są oczywiście dużo bardziej wyrafinowane niż te z horrorów. Nie jęczą, nie powłóczą nogami, nie gniją; filozoficzna argumentacja zakłada, że wyglądają i zachowują się w każdym calu jak żywi ludzie. Jednak prawda o obu rodzajach zombie jest podobna – zarówno filozofowie, jak i filmowi ocaleńcy zakładają, że „nikogo nie ma w domu” – zombie to pusta skorupa, nieświadoma, nieodczuwająca. Zombie może zachowywać się tak, jakby było głodne, ale żadnego subiektywnego poczucia głodu w nim nie ma, może próbować unikać bólu (cóż, filmowe zombie czynią to rzadko), ale żadnego bólu nie czują. Filozofowie posuwają się jeszcze dalej. Ich zombie mogą nawet mówić, mogą opowiadać o swoich stanach wewnętrznych, mimo że żadnych takich przeżyć nie doświadczają. Cały ten eksperyment myślowy służy pokazaniu, że jest możliwe pomyślenie o takim stworzeniu, które zachowuje się, jakby miało umysł, jest zbudowane w sposób, który wedle naszej najlepszej wiedzy umożliwia istnienie świadomości (np. ma mózg dokładnie taki jak ludzki), ale mimo wszystko nie posiada żadnych subiektywnych stanów umysłowych. A jeśli taką sytuację jesteśmy w stanie hipotetycznie skonstruować, jeśli nie jest ona logicznie sprzeczna, to znaczy, że istnienie świadomości trzeba tłumaczyć czymś więcej niż tylko neuronalnym uzwojeniem mózgu. Owo „więcej” definiowane bywa różnie – najbardziej oczywisty jest dualizm, w którym obok materii ciała jest jeszcze duchowa substancja odpowiedzialna za świadomość i człowieczeństwo. Inni, jak na przykład Roger Penrose, twierdzą, że subiektywne doświadczenia są konsekwencją wciąż jeszcze niewiele mniej tajemniczych procesów na poziomie kwantowym, modulujących działanie komórek nerwowych. Filozof David Chalmers zadowala się stwierdzeniem, że hipoteza p-zombie dowodzi, że kwestia świadomości jest „trudnym problemem”, do którego wyjaśnienia potrzeba czegoś więcej niż tylko znajomości neurokognitywnych mechanizmów przetwarzania informacji.

Jest i druga strona barykady, którą okupują ci filozofowie, którzy starają się na różne sposoby podważyć myślowy eksperyment p-zombie i nie widzą powodu, dla którego świadomość miałaby być czymś tajemniczym, a jej wyjaśnienie nie mogłoby opierać się na podobnych zasadach, co opis innych zjawisk fizycznego świata. Niektórzy z nich z nich (np. Daniel Dennett, Thomas Metzinger czy Douglas Hofstadter) posuwają się do stwierdzenia, że świadomość jest rodzajem sztuczki umysłu, złudzeniem, będącym wynikiem zapętlonej poznawczej maszynerii, która nas konstytuuje. Pokazują, jak podobne mogą być do siebie nieświadome i świadome procesy poznawcze i zachowania. Jak długo jeszcze po remoncie, chcąc zapalić światło, uderzamy w ścianę w miejscu, gdzie kiedyś tkwił przeniesiony przez nas przełącznik? Gorzej – jak często, jadąc samochodem, zdajemy sobie sprawę, że nie pamiętamy, w jaki sposób przejechaliśmy ostatnich kilka skrzyżowań, jakie były światła i jakie manewry wykonywaliśmy, mimo iż wszystko wskazuje na to, że odbyły się zgodnie z zasadami i sztuką ruchu drogowego?

Te przykłady i ten sposób myślenia sugerują, że – być może – dużo bliżej nam do zombie, niż byśmy sobie tego życzyli, że nasze funkcjonowanie nie zawsze i niekoniecznie odbywa się w pełnej chwale świadomości. Z jednej strony przynosi to pewne posthumanistyczne otrzeźwienie, sugerujące więcej pokory w rozpatrywaniu naszego miejsca w naturze. Jednocześnie jednak postrzeganie świadomości jako zjawiska do pewnego stopnia przygodnego sugeruje, by jeszcze bardziej je doceniać, jak również i to, co z niego wynika – kulturę i cywilizację, w której ludzka świadomość może w pełni się realizować.

Film:

„World War Z”, reż. Marc Forster, USA, Malta, 2013.

* Łukasz Jonak, socjolog, teoretyk literatury.

„Kultura Liberalna” nr 237 (30/2013) z 23 lipca 2013 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(29/2013)
23 lipca 2013

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj