0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > CZWARTEK [Polska-Ukraina] JASINA:...

CZWARTEK [Polska-Ukraina] JASINA: Na Miodowej i nie tylko...

Łukasz Jasina

Na Miodowej i nie tylko…

Ulicy Miodowej w Warszawie nikt specjalnie nie kojarzy z „ukraińskością”. Bo niby dlaczego? Odbudowane po powstańczych i postpowstańczych zniszczeniach budynki nawiązują raczej do stylu barokowego, czasem do klasycyzmu. Kościół Kapucynów z sercami Jana III Sobieskiego i Marysieńki to kwintesencja dawnych kościołów Rzeczypospolitej. Miodowa rozpoczynającą się pod kościołem św. Anny, a kończąca katedrą polową i pomnikiem Powstania Warszawskiego – przedzielona kanionem Trasy W-Z – to, parafrazując generała de Gaulle’a, najbardziej polska z polskich ulic.

Mniej więcej w jej połowie znajduje się jednak niepozorny budynek, którego nic właściwie nie wyróżnia spośród otaczających go kamienic. Jest nawet przesłonięty przez posępne gmaszysko Akademii Teatralnej – to kościół i klasztor oo. Bazylianów.

Bazylianie to stary zakon wywodzący się z tradycji św. Bazylego Wielkiego – ojca Kościoła wschodniego i jednego z twórców tamtejszego monastycyzmu. Jednak istniejąca w Polsce gałąź jest produktem reform metropolitów: Józefa Rutskiego oraz (późniejszego męczennika i świętego) Jozafata Kuncewicza. Warszawski klasztor powstał późno – na początku lat osiemdziesiątych XVIII wieku (choć Bazylianie byli w stolicy obecni już wcześniej) z fundacji samego Stanisława Augusta. Styl budowli odpowiada zresztą gustom monarchy – uproszczony klasycyzm jest wszak tym, co król Staś lubił najbardziej.

Klasztor i kościół ulegały potem kolejom losu charakterystycznym dla grekokatolików. W 1875 roku cerkiew trafiła w prawosławne ręce, a w dwudziestoleciu międzywojennym wróciła do prawowitych właścicieli. Zniszczona podczas powstania warszawskiego – została odbudowana. Przez kilka dziesięcioleci pozostała jedynym grekokatolickim klasztorem na obszarze krajów demokracji ludowej.

W cerkwi ulokowana jest warszawska parafia grekokatolicka – jedyna w stolicy, co zresztą nie dziwi. Grekokatolicy nigdy nie byli w tym mieście społecznością przesadnie liczną. Teraz jednak sytuacja zaczyna się zmieniać. Mała i niezbyt pojemna cerkiewka na Miodowej staje się ośrodkiem życia kulturalnego i duchowego tutejszej ukraińskiej diaspory. Do Ukraińców z Warszawy i całej Polski dołączają emigranci ekonomiczni oraz mieszkający w Warszawie studenci. Niedzielne msze przypominają te z polskich kościołów u schyłku lat osiemdziesiątych. Wypełniony jest nie tylko sam budynek, ale i jego przedsionek, a także schodki biegnące w dół, w kierunku Miodowej. Rzut oka wystarczy, aby zrozumieć jak różna to społeczność. Są tu młodzi Ukraińcy prosto z kraju, ubrani zgodnie z wyszukaną „modą podróbkową” z ulic Lwowa czy Kijowa, wiele pań w średnim wieku o zmęczonych twarzach, a gdzieniegdzie dostrzec można wychudłe i zszarzałe oblicza intelektualistów.

Cerkiew na Miodowej przypomina polskie kościoły z Anglii czy Stanów Zjednoczonych. I tu, i tam tęskniący za domem emigranci – nawet jeśli bywają czasem na bakier z wiarą – mogą usłyszeć rodzinny język, spotkać się ze „swoimi”, a w przedsionku poczytać ogłoszenia o pracę. Po mszy czeka na nich herbata, kawa i domowe ciasto.

Na Miodową warto zajrzeć, by dowiedzieć się tego i owego o nowej emigracji ukraińskiej, jaka pojawia się w Polsce. Są to ludzie inni od Ukraińców zasiedziałych w naszym kraju. Dopiero poznają Polskę i polską kulturę. To nie tylko społeczność sprzątaczek, jak twierdzili swego czasu dwaj radiowi gadacze o imionach Kuba i Michał, czy jak przekonuje pisarka Barbara Kosmowska w skandalizującej z założenia książeczce pt. „Ukrainka” (WAB, Warszawa 2012) – gdzie usiłuje wczuć się w psychikę „dzikiej” Ukrainki.

Polska staje się krajem atrakcyjnym dla imigrantów. Wielu z nich pochodzi z krajów bliższych niż Wietnam czy Nigeria. Może pora, by się nimi w rozsądny sposób zainteresować.

* dr Łukasz Jasina, członek redakcji „Kultury Liberalnej”, historyk i publicysta, pracownik naukowy KUL. 

Kultura Liberalna” nr 239 (32/2013) z 6 sierpnia 2013 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 239

(31/2013)
6 sierpnia 2013

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj