0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > JASINA: Pochwała rzemieślników....

JASINA: Pochwała rzemieślników. O Ewie i Czesławie Petelskich

Łukasz Jasina

Pochwała rzemieślników 

Niedawna śmierć Ewy Petelskiej przypomniała miłośnikom kina twórczość jedynej chyba w dziejach naszej kinematografii reżyserskiej pary. Trzeba bowiem skonstatować, że Ewa i Czesław Petelscy są reżyserami zapomnianymi – mimo że niektóre z ich filmów zna tak naprawdę każdy średnio obeznany widz kanału „Kino Polska”. Nigdy nie powstała też wokół nich legenda na miarę tej wokół Andrzeja Wajdy czy w mniejszym stopniu wokół Wojciecha J. Hasa czy Jerzego Kawalerowicza.

Nie tylko czarna legenda…

Wspomnienia wielu polskich filmowców przywołują najczęściej czarną legendę Czesława Petelskiego. Obok Bohdana Poręby i Mieczysława Waśkowskiego był on „czarnosecińcem” polskiego kina. Jawi się wręcz jako „partyjny beton”, jeden z tych, którzy – maskując własny kompleks braku talentu – chcieli zniszczyć kopię „Przesłuchania” Ryszarda Bugajskiego. Rzeczywistość była jednak nieco bardziej skomplikowana.

Wśród filmów Petelskich odnaleźć możemy bowiem „Bazę ludzi umarłych” (ostatni samodzielny film Czesława sprzed rozpoczęcia reżyserskiej współpracy – z 1958 roku), „Kamienne niebo” (1959; szczególnie godny polecenia każdemu, kto zachwycił się filmem „Był sobie dzieciak” z 2012 roku – okazuje się, że tak kręcono filmy o powstaniu już pół wieku temu), „Bilet powrotny” (1978) – jeden z najlepszych filmów o polskiej emigracji – a także filmidła niepozbawione jednak widowiskowych walorów takie jak „Kopernik” (1973) czy „Kazimierz Wielki” (1975).

Petelscy byli jednak twórcami nierównymi. Wprawdzie „Ogniomistrza Kalenia” (1961) można uznać za film niemal wybitny (zwłaszcza dzięki kreacji Wiesława Gołasa w roli Kalenia i odważnej jak na tamte czasy próbie pokazania odrębności Bieszczad) i to mimo jego politycznej treści, ale już „Drewniany różaniec” (1964) czy „Kamienne tablice” trącą li tylko politycznym zamówieniem. Z kolei filmy takie jak „Bołdyn” (1981) – adaptacja chyba najlepszej powieści Jerzego Putramenta – czy „Jarzębina czerwona” (1969) o trudach bojowych I Armii Wojska Polskiego są dziełami co najwyżej poprawnymi pod względem rzemiosła filmowego.

Mimo wszystko Petelscy pozostawali nieodrodnymi dziećmi „szkoły polskiej”, którzy ważne dla niej motywy kontynuowali nawet po jej krachu – choć bez jej drapieżności i w zasadniczej zgodzie z aktualnymi prądami politycznymi. Gdy trzeba było przyłożyć prymasowi Wyszyńskiemu – wtedy powstawał antyklerykalny „Drewniany różaniec” o niedolach przedwojennych wychowanic klasztornego ośrodka. Gdy należało gloryfikować czyn zbrojny tych, co szli spod Lenino do Berlina, to właśnie Petelscy byli tymi, którzy obok Jerzego Passendorfera wprowadzali go na ekrany. W ich wypróbowane ręce oddano też megaprodukcję o Koperniku, gdy Polska Ludowa czciła pięćsetlecie jego narodzin.

Coś jednak nie daje mi spokoju w stereotypowym myśleniu o twórczości Petelskich. Co jakiś czas bowiem trafił się parze film zupełnie dobry. „Don Gabriel” (1966), „Urodziny młodego warszawiaka” (1979) czy „Bilet powrotny” nie są koniunkturalnymi odpowiedziami na zamówienie władzy. Pierwszy z nich to właśnie kontynuacja „szkoły polskiej” czystej wody. Grany przez Bronisława Pawlika profesor Gabriel Tomicki to intelektualna wersja munkowskiego Piszczyka, zaś z drugiej strony filmowy obraz Września ’39, który zaprezentowali Petelscy, mimo prób epatowania ironią pełen jest liryzmu i sentymentu. Podobnie zresztą rzecz ma się z „Urodzinami młodego warszawiaka”, gdzie scenarzystą był etatowy współpracownik Wajdy i Munka z lat pięćdziesiątych – Jerzy Stefan Stawiński (zresztą autor literackiego pierwowzoru). Młody warszawski inteligent i jego urodziny obchodzone kolejno: 24 września 1938 roku (w atmosferze nadziei), rok później (gdy obrona Warszawy dobiega końca), w roku 1943 (znowu z nadzieją) i w 1944 (gdy kończy się ostatecznie stary świat) – prowadzą nas przez zmieniające się życie warszawiaków w dobie ostatniej wojny. Stolica dumnego kraju i jej elita stają się powoli historią. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych pojawiają się na polskich ekranach filmy rozliczające się z II wojną światową i powstaniem w sposób mocniejszy niż ich poprzednicy z czasów „szkoły polskiej” przy zachowaniu wspólnego dla obydwu nurtów motywu wojny jako odniesienia dla współczesności. Film Petelskich był spośród nich najwybitniejszy.

Zdecydowanie więcej miejsca warto poświęcić najbardziej nieprzemijającemu filmowi pary – „Biletowi powrotnemu”. Dlaczego najbardziej nieprzemijającemu? Jest to film jednocześnie „polski” i uniwersalny – umocowany w realiach swojej epoki i ponadczasowy, a przede wszystkim film doskonale zagrany.

Podobno „Bilet powrotny” był pierwszym polskim filmem feministycznym. To z pewnością przesada, ale film, choć został zrealizowany trzydzieści pięć lat temu, porusza widza do dziś – zwłaszcza że emigracja ekonomiczna kobiet jest zjawiskiem znacznie poważniejszym niż wtedy. I tym razem za filmem stał Jerzy Stefan Stawiński. Dzieje prostej kobiety z Opolszczyzny (w filmie przeniesionej do rozwojowego Bełchatowa; przemilczano również kresowe korzenie bohaterki), która wyjeżdża do wuja do Kanady, aby zapracować na dom dla syna, stały się okazją do opowiedzenia o wielu sprawach: wyrzeczeniach matki, która – aby móc zarobić więcej pieniędzy – wychodzi za zdziwaczałego Kanadyjczyka, o niesnaskach między starą i nową emigracją oraz o synu-pasożycie, który pieniądze matki zwyczajnie przepija. Miłość matki jest jednak na tyle silna, by wciąż przesyłać mu oszczędności męża. Pierre – mąż głównej bohaterki – próbuje ją zabić (ostatecznie kończy się to kalectwem), a sam popełnia samobójstwo. Antonina wraca do kraju, gdzie nie czeka na nią nic. Nie spełnia się jej marzenie – jakże typowe dla jej pokolenia przerzucanego z kąta w kąt przez los i kolejnych okupantów – o domu rodzinnym i bezpiecznej przystani.

Na początku lat dziewięćdziesiątych Petelscy zamilkli. Powodem nie był chyba ich wiek – reżyserzy urodzeni w tej samej co oni dekadzie, tacy jak Wajda, Morgenstern czy Kawalerowicz, pracowali nadal. Może tak jak w wypadku Wojciecha J. Hasa zabrakło zapotrzebowania na ich twórczość? Może sami poddali się swojemu stereotypowemu obrazowi popleczników władzy? Dziś, po kilkunastu latach od upadku tej władzy, można jednak spokojnie powiedzieć, że ten stereotyp nie ma racji bytu, a dorobek artystyczny Ewy i Czesława Petelskich może być oceniany różnorodnie. W najgorszym wypadku należy cenić ich jako dobrych rzemieślników, którym zdarzało się bywać hipokrytami, jednak ostatecznie zwyciężała w nich miłość do ciekawych tematów. Czasem, owszem, brakowało im talentu, ale chyba każdy reżyser popełnia w swoim życiu lepsze i gorsze produkcje.

Korci mnie analiza fenomenu Petelskich jako reżyserskiego duetu. Najpierw byli małżeństwem i, choć ich związek się rozpadł, pozostali związkiem artystycznym. Ewa Petelska była też (obok Wandy Jakubowskiej i Marii Kaniewskiej) pierwszą polską reżyserką, która osiągnęła tak wielkie znaczenie zawodowe. Szkoda tylko, że dostępne źródła nie pozwalają na dokładniejsza analizę. Może wspaniałe kobiece portrety, takie jak Antonina z „Biletu powrotnego”, byłyby wówczas mniej zagadkowe.

* Łukasz Jasina, członek zespołu „Kultury Liberalnej”, pracownik Katedry Realizacji Filmowej i Telewizyjnej KUL, historyk kina.

„Kultura Liberalna” nr 243 (36/2013) z 3 września 2013 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(37/2013)
3 września 2013

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj