0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > REINER MARIA RILKE:...

REINER MARIA RILKE: „Dziennik schmargendorfski” (fragment)

Heinrich_Vogeler_Sommerabend

Niepublikowany do tej pory w języku polskim „Dziennik schmargendorfski” jest jednym z trzech młodzieńczych dzienników Rilkego z lat 1898-1901. Powstał on z inspiracji Lou von Andreas-Salomé, którą Rilke poznał w 1987 roku w Monachium i z którą aż do jego śmierci łączyła go bliska więź. W „Dzienniku schamrgendorfskim” młody, dwudziestoparoletni poeta opisuje swoją podróż do Włoch, późniejsze pobyty w Berlinie, dwie podróże z Lou do Rosji, podczas których doszło do spotkania z Tołstojem oraz pobyt w Worspswede – słynnej kolonii artystycznej pod Bremą.

Poniższy fragment to opis jednego z wielu spotkań Rilkego z malarką Paulą Becker oraz z rzeźbiarką i uczennicą Rodina Klarą Westhoff, przyszłą żoną poety, które miały miejsce w Worpswede. „Dziennik schamrgendorfski” Rilkego w przekładzie i opracowaniu Tomasza Ososińskiego został wydany przez Wydawnictwo Sic! w prestiżowej serii „Wielcy pisarze w nowych przekładach”. Dziękujemy wydawnictwu za możliwość przedrukowania fragmentu.

***

Reiner Maria Rilke

Dziennik schmargendorfski (fragment)

9 września

Niedziela. Przedwczoraj wieczorem byłem u jasnowłosej malarki. – Najpierw mówiłem o nastrojach w Worpswede, o tym, jak są ciężkie i pełne smutku; powiedziałem, że zwłaszcza jedna rzecz niesłychanie mnie poruszyła: mocne kolory trwające bez pomocy słońca, gdy brak już promiennego światła. To było w dni, gdy niebo było szare i padał cichy deszcz: ale nic z tego powodu nie blakło ani nie traciło na wyrazistości, wręcz przeciwnie. Kolory stawały się jeszcze czystsze: fiolet wielkich wrzosowisk nabierał ciepłych, aksamitnych odcieni, a koza idąca przez wrzosowisko była nagle biała bielą kości słoniowej. Całkiem niezależnie od bladego nieba ziemia pełna była żywych, jaskrawych kolorów i nawet jej najdalsze krajobrazy nie ginęły we mgle. Ciemnobrązowy dach wielkiego młyna stał naprzeciw chmur, a jego ramion ułożone były wyraźnie w kształt krzyża. Co z oddali nie zrobiłoby wrażenia, przysuwało się w pobliże: chata, czerwona w ramie zieleni, jej pokryty mchem słomiany dach, wielki kasztan, na którym pośród liści wyraźnie widać było jasne łupiny owoców, ciemny krzak przy zacienionych drzwiach wejściowych, a na nim jedna złota dalia, płonąca z dojrzałości.

Róże nie były nigdy tak czerwone,
Jak w pewien wieczór, gdy deszcz na nie opadł.
Długo myślałem o twych miękkich włosach…
Róże nie były nigdy tak czerwone,

Krzewy zielone tak nie były nigdy,
Jak w wieczór kiedy wielki deszcz się polał.
Myślałem o twej sukni wokół kolan.
Krzewy zielone tak nie były nigdy,

 Brzozy nie stały nigdy w takiej bieli
Jak w wieczór, który idąc deszcz uronił,
Smukłe i piękne były twoje dłonie.
Brzozy nie stały nigdy w takiej bieli

W wodach się czarne pole odbijało
W wieczór, gdy deszcz nawilżył łąkę całą;
wtedy się w twoim oku rozpoznałem…
W wodach się czarne pole odbijało [1].

„Tak, odkąd tu jestem, dużo rzadziej się śmieję” – powiedziała młoda jasnowłosa malarka. „A przecież w Paryżu tęskniłam za tymi miejscami. Paryż był dla mnie najpierw zbyt obcy, ale nawet gdy się już z nim zżyliśmy, często nachodziła nas wielka tęsknota za bagnami i wrzosowiskiem, gdy któryś z chłopów pisał nam kartkę, albo przysyłał pierwszego przebiśniega”. – „Ale wiosną nawet tutaj musi być wesoło”. – „Wesoło? Raczej rzewnie. Wiosna przychodzi tu tak delikatnie, bez przeszkód i bez trudu, ze swoją niewiarygodnie jasną zielenią…”.

Potem przychodzi Klara Westhoff [2]. Opowiada: „Niedawno wieczorem wychodzę na łąkę pod wielkie kasztany. Zapadał zmierzch. Widzę biegnące dzieci, a coś ciemnego i przygarbionego pędzi je przed sobą w stronę domu. Ta ciemna postać budzi moje zainteresowanie. Noc chyba już się zaczęła, a kasztany są spokojne. Ciemna postać wyciąga nagle coś z siebie i zmienia kształt. Plecy są dalej zgarbione, ale można już rozpoznać głowę – i teraz przysuwa się do mnie: patrzy na mnie, najwyraźniej tak samo zainteresowana jak ja. Czuję, jak mi się przygląda. I z tej ciemnej, bezkształtnej masy wyciąga się nagle przesadnie chuda ręka, która mnie dosięga, chociaż wcale nie jestem blisko – i podczas gdy ta ręka mnie trzyma, słyszę: ‘Nie poznajesz mnie i ja ciebie nie poznaję w ciemności…’. Przez chwilę milczałam i ciemna postać też milczała. Jej słowa miały dziwną wagę, jakby znaczyły dużo więcej. Potem szybko otrząsnęłam się z nieśmiałości i zawarłam znajomość ze starą kobietą.

Na tym samym podwórzu (tym samym, na którym mieści się moje atelier) jest jeszcze druga postać. Jest mała, wygląda staro, jej ciało jest zupełnie proste i płaskie. Jest nerwowo chora. Tylko prawe ramię jest zgięte, dłoń odwrócona wierzchem do góry spoczywa na prawym biodrze, trochę z tyłu. Nigdy nie widać, żeby chodziła, zawsze tylko stoi, w różnych miejscach. Zajmuje się dziećmi. Sztywna i milcząca jak słup jest ośrodkiem każdej zabawy i pustym wzrokiem patrzy na to, co ją otacza… Z nią też się zaprzyjaźniłam. Jest moją najbliższą sąsiadką”. Tyle Klara Westhoff. I teraz myślę sobie: jesień, wszystko, co zielone, odchodzi. Zostaje tylko głęboki brąz wrzosowisk, które zawsze wyglądają jak leżące w cieniu jakichś wielkich i niewidzialnych rzeczy, i czarne drewno małych mostków nad kanałami przypominającymi czarne szkło. Nagie drzewa. Żółte liście u ich stóp, a w koronach nieustanny wiatr. Pnie brzóz, jasne jak metal… A między nimi ciemna staruszka o dziwnie długich ramionach. Czy to tylko jesień? Nie, to coś więcej. To: śmierć.

Śmierć na wrzosowisku. Jak łatwo musi być ją tu spotkać. Nie musi wcale wyróżniać się strojem ani chodem. Musi tylko zjawić się człowiek [3] ciemny jak wszyscy, wysoki, o mocnych ramionach z ciężko zwisającymi dłońmi. Widać go już z daleka, jak wąską ścieżką wzdłuż czarnego kanału idzie nam naprzeciw. Idzie i idzie. I choć jest jeszcze daleko, zaczynamy myśleć: jakby go tu wyminąć. Bagno po lewej jest tak blisko, że biegnąca jego brzegiem ścieżka chwieje się i ugina i pod wpływem kroków wyrzuca w stronę zwiędłych przydrożnych traw małe i krótkie fale. Po drugiej stronie jest kanał. Można by przycisnąć się do najbliższej brzozy i pozwolić mu przejść obok. Dałoby się też na pewno wejść kilka kroków w głąb bagna; a wodaw kanale też ostatecznie sięga pewnie najwyżej do ramion… Ale wszystkie plany na nic. Spotkanie będzie wyglądać zupełnie inaczej. Stanie naprzeciw nas na gładkim mostku szerokości deski, pod którym niekończący się kanał drżeć będzie od wiatru. Nie będzie żadnej walki; bo on jest ślepy i będzie szedł dalej i dalej, jakby nikogo przed nim nie było… To właśnie powinno by się wydobyć z krajobrazu. Jeśli gdziekolwiek może powstać taniec śmierci, to właśnie tu.

W bagnach czasem odnajduje się ciała. W czasach rzymskich istniała w tych stronach następująca kara za cudzołóstwo: kobieta kładła się nago na czarnym błocie twarzą i piersiami w dół i stopami ciężkich mężczyzn wdeptywana była w ziemię. Przed kilku laty znaleziono takie ciało, było bardzo dobrze zachowane. Jego linie dalej wyrażały strach i przerażenie, przez tysiąc lat wcale nie straciły na wymowności. Dopiero pod palcami współczesnych linie się zatarły. A proch pochowano na cmentarzu w Worpswede. Obok małego kościoła, w którego dzwon Klara Westhoff uderzyła kiedyś na cześć nadchodzącego wieczoru.

Przypisy:

[1] Wiersz ten jest dowodem, że w pierwszym okresie pobytu Rilkego w Worpswede Paula Becker budziła w nim zdecydowanie większe zainteresowanie niż Klara Westhoff .

[2] Klara Westhoff (1878-1954), rzeźbiarka, późniejsza żona Rilkego. Pochodziła z kupieckiej rodziny z Oberneuland w pobliżu Bremy. Rzeźbę studiowała m.in. u Maxa Klingera w Lipsku (1899) i u Auguste’a Rodina w Paryżu (1900). Rilkego poznała w Worpswede w roku 1900. Rok później odbył się ich ślub. Po ślubie zamieszkała z Rilkem w Westerwede (wiosce w pobliżu Worpswede). W tym samym roku na świat przyszła ich jedyna córka Ruth. Latem roku 1902 Rilke wyjechał do Paryża; tym samym zakończył się okres ich wspólnego życia. Małżonkowie mieszkali od tej pory osobno, pozostawali jednak w przyjaznych stosunkach, o czym świadczy zachowana korespondencja.

[3] Po niemiecku śmierć jest rodzaju męskiego, dlatego uosabia ją postać męska.

Książka:

Rainer Maria Rilke „Dziennik schmargendorfski”, przekład i opracowanie Tomasz Ososiński, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2013.

* Tekst otwiera obraz pt. „Koncert” niemieckiego malarza, grafika i pisarza Heinricha Vogelera. Vogeler był jednym ze współzałożycieli kolonii artystycznej w Worpswede, gdzie mieszkał od 1894 roku. Malarz przyjaźnił się z Rilkem i to za jego namową poeta przybył do tej niewielkiej miejscowości pod Bremą. Po 1906 roku Vogeler coraz mocniej angażuje się w działalność społeczną. W 1923 wraz z Sonią Marchlewską, córką Juliana Marchlewskiego i swoją późniejszą żoną odbywa podróż do Związku Radzieckiego, dokąd oboje emigrują w roku 1931. Vogeler umiera w czasie II wojny światowej w jednym z kołchozów w Kazachstanie.

„Kultura Liberalna” nr 246 (39/2013) z 24 września 2013 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 246

(40/2013)
24 września 2013

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj