0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > BRZOZOWSKI: Czeska szkoła...

BRZOZOWSKI: Czeska szkoła odwagi. Przegląd nowego czeskiego filmu dokumentalnego

Grzegorz Brzozowski

Czeska szkoła odwagi. Przegląd nowego czeskiego filmu dokumentalnego

„W Czechach najważniejsza jest pohoda. Słowo bardziej przydatne niż ideologia czy honor. Pohoda to dobry nastrój, spokój, pogodne usposobienie, przytulność miejsca, bezkonfliktowe związki. Słowem, nie robić ludziom i sobie przykrości.” – zauważył Mariusz Szczygieł w jednym ze swoich reportaży. Bycie dokumentalistą w Czechach bynajmniej nie sprowadza się jednak do filmowania pogodnych opowiastek – to raczej pole do podejmowania śmiałych twórczych wyzwań, o czym mogli przekonać się widzowie zakończonego właśnie przeglądu czeskiego filmu dokumentalnego w warszawskim Kinie Muranów. Wiele z wyświetlonych filmów można już było zobaczyć na którymś z wcześniejszych festiwali filmowych – od Jihlavy przez Karlove Vary i warszawski Planete Doc. Umieszczone jednak obok siebie układają się w przekrój obrazów znakomitych, w których można znaleźć coś znacznie więcej niż zestaw smaczków dla czechofilów. Niewiele znajdziemy tu klisz z czeskiego kina fabularnego – jowialnych szwejkowatych postaci czy pogodnych pogaduszek przy piwie. Karel Gott pojawia się tylko w jednym filmie, „Prywatnym wszechświecie” Heleny Třeštíkovej (w którym notabene widzowie mogą podziwiać całe spektrum jego wieloletniej polityczno-muzycznej kariery).

Nowy czeski dokument to przede wszystkim przegląd odważnie wybranych i znakomicie zrealizowanych współczesnych tematów – od tego, jak czeska prowincja mierzy się z pojawieniem się przyczółka globalnego kapitalizmu w postaci fabryki Hyundaia („Wszystko dla dobra świata i Nošovic”, V. Klusák), po perypetie praskich miejskich aktywistów („Auto*mat” Martina Marečka) czy opis (rzadkich) przypadków czeskiej gorliwości religijnej („Ivetka i góra”, V. Janeček). Nawet najtrudniejsze z kwestii zostały ukazane w sposób wolny od patosu – dominuje raczej duch czułej obserwacji, wyrozumiałej dla słabostek bohaterów, ale nie tracącej nic na krytycznym ujęciu. Nawet nastrojowa dokumentacja obrzędów oraz codziennej pracy społeczności naddunajskich starowierców („Starowiercy”, J. Ševčiková) co chwila zostaje przełamana drapieżnymi wywiadami (największy ferment w tradycyjnej społeczności sieje pytanie o wiarygodność lądowania człowieka na Księżycu). Vít Klusák z kolei pokazuje, że pompatycznej promocji zagranicznego koncernu jako społecznie odpowiedzialnego śmiało można przeciwstawić skleconą naprędce reklamę lokalnej wytwórni kwaszonej kapusty.

Popularny kilka lat temu na naszych ekranach „Czeski sen” Víta Klusáka i Filipa Remunda to nie jednorazowy znakomity „wypadek przy pracy”, ale raczej symptom znakomitej formy czeskiej szkoły dokumentu. To właśnie kino dokumentalne jest w tej chwili być może jedyną przestrzenią, gdzie czescy filmowcy odnajdują pole do eksperymentu formalnego i śmiałego wyrażania prowokacyjnych, autorskich tez. Warto pokrótce przyjrzeć się kilku przykładom, szczególnie godnym uwagi.

Perypetie praskiego aktywisty

„Auto*mat” Martina Marečka to unikatowy zapis wieloletniej walki ruchu społecznego o dostosowanie praskiego chaosu komunikacyjnego do (skromnych) potrzeb rowerzystów. To cierpliwie przeprowadzona dokumentacja urzekającej pomysłowości praskich miejskich aktywistów, którzy w walce o zmianę świadomości społecznej sięgają po środki performansu. Swoje postulaty wyrażają chociażby przebierając się za anioły i spacerując po praskich ulicach po tym, jak ginie na nich jeden z rowerzystów, czy przybywając umorusanym fekaliami autem na zlot tuningowanych samochodów. „Auto*mat” to jednak nie tyle współczesne zastosowanie teorii fekalizmu Egona Bondy’ego: to przede wszystkim historia walki o autonomię dokumentalisty uwikłanego w proces zmiany społecznej. Twórca, Martin Mareček, szybko odkrywa potęgę kamery w nakłanianiu do współpracy najbardziej topornych miejskich polityków – nawet prezydent miasta okazuje się znacznie bardziej skłonny do życzliwych (choć ostatecznie niespełnionych) deklaracji, mając świadomość, że jego słowa są rejestrowane. Kamera dokumentalisty to także narzędzie demaskowania medialnego szaleństwa polityków – bezlitośnie obnaża kicz i hipokryzję festyniarskich wieców przedwyborczych czy pompatycznego otwarcia tunelu rozrastającej się pod Pragą autostrady. Z drugiej jednak strony, „Auto*mat” staje się także świadectwem trudnej pozycji reżysera podejmującego się dokumentacji ruchu, którego przez pewien czas był rzecznikiem. Martin Mareček po kilku latach rozwijania inicjatywy „Auto*matu” odsunął się od niej – także w imię pełnego wyrażenia swego autorskiego zdania, wolnego od nacisków nie tylko polityków, ale i ideologii, której był jednym ze współautorów. Dokument, będący świadectwem jego kilkuletniego zaangażowania, to nie tylko znakomity podręcznik metod miejskiego aktywizmu, któremu przyklasnąłby David Harvey, ale i subtelny, a zarazem odważny portret autora poszukującego wolności twórczej.

automat_andele2

Intymne oblicze dyktatury

Film L. Kokeša i K. Tassovskiej – „Twierdza” – to obraz Naddniestrza, autonomicznego, choć zależnego od Rosji regionu Mołdawii, zrealizowany z użyciem aparatu fotograficznego, podczas noworocznej wizyty pary czeskich twórców. Dyskretne środki realizacji pozwoliły ominąć (do czasu) podejrzliwość lokalnych służb bezpieczeństwa i obnażyć kuriozalność politycznej propagandy zanarchizowanego regionu w ostatnich tygodniach urzędowania jego pierwszego (obecnie już byłego) prezydenta, Igora Smirnova. Fenomenalna scena podpatrzonego w telewizji oficjalnego przeglądu potęgi militarnej Naddniestrza sprowadza się do synchronicznego machania karabinami przez jeden rząd kompanii reprezentacyjnej. Nie powstydziłby się jej żaden inspirowany „Boratem” choreograf.

„Twierdza” to jednak przede wszystkim wniknięcie do prywatnych przestrzeni mieszkańców Naddniestrza i sportretowanie kalejdoskopu ich nadziei i lęków. Wraz z dokumentalistami zasiadamy przy stole do nocnej rozmowy pary małżonków o beznadziei lokalnej polityki, by po chwili przejść do wyznań pary dziewczyn rozentuzjazmowanych sielskością życia w osobliwej autonomicznej republice. Mieszkańcy regionu są zawieszeni w obszarze, którego przyszłości nie znają, a którego nie mogą opuścić (wymagałoby to przynajmniej trzech różnych paszportów). Na dodatek ów portret uchwycony został w przededniu zmiany (jaką były wybory prezydenckie z 2011 roku), która okazuje się pozorna (nowy prezydent Jewgienij Szewczuk czym prędzej zmierza z pierwszą wizytą zagraniczną do Moskwy). Głosy ofiar pozostałości geopolitycznych podziałów z czasów zimnej wojny zostały tu jednak przedstawione nie tyle jako zestaw opozycyjnych postulatów, ale raczej jako intymne wyznanie – jak chociażby melancholijna opowieść przepracowanej młodziutkiej pracowniczki postsowieckiego przedszkola. „Twierdza” jest rzadkim przykładem subtelnego kina politycznego, dalekiego od ideologicznych klisz, ukazującego ludzki ból i poczucie uwięzienia w ziemi, której nie sposób kochać, ale z którą nie można się rozstać.

twierdza_

Jak Romowie grają płeć?

Jak zmierzyć się z tematem niemal niemożliwym do dokumentacji? Reżyserka filmu „Roma boys. Historia miłości” postawiła przed sobą karkołomne zadanie: zobrazowanie presji, jakiej doświadczają w społeczności romskiej homoseksualiści. Zamiast starać się o niewykonalne – zaobserwować sytuacje napięć związanym z coming-outem czy rejestrować świadectwa bohaterów doświadczających wykluczenia – postawiła na inne formalne rozwiązanie: oddała pisanie scenariusza filmu jednemu z romskich gejów.

Rozentuzjazmowany scenarzysta prowadzi nas przez zestaw scen skomponowanych na podstawie historii z życia jego znajomych: od ukradkowych randek internetowych, przez brutalne pobicie geja przez rodzinę tuż po coming-oucie, po przymusowy ślub z kobietą (zakończony spektakularną kłótnią). Zatrudnieni do odgrywania scen romscy naturszczycy co chwila nie mogą powstrzymać parsknięć śmiechu (zwłaszcza przy scenach eskalującego gniewu), a krew zastąpiona została tu keczupem. Lecz pod jowialną nieporadnością kryją się dramatyczne historie rzeczywistych bohaterów, których twarzy nigdy nie poznamy. Śmiałe połączenie fikcji z dokumentem daje pole do niezwykłego eksperymentu dramaturgicznego: możemy zobaczyć kilka wersji zakończenia – od najsmutniejszego (wymuszone, ostateczne rozstanie pary głównych bohaterów) po jedynie umiarkowanie optymistyczne – możliwość ich ponownego spotkania na paradzie równości w Wiedniu, gdzie korzystają z tymczasowego azylu od opresyjnej społeczności. Nie wiemy, które z zakończeń jest bardziej prawdopodobne; prawdziwe losy odtwórców głównych ról zostają ujawnione tylko na zamykającej film planszy. Powstał dokument kameralny, lecz niebywale poruszający. Dramatu ponurej rzeczywistości autorka dotknęła tak precyzyjnie właśnie dzięki zastosowaniu fantazyjnych, fabularyzowanych rozwiązań.

Roma_Boys_-_Foto_2

***

We wstępie do „Zrób sobie raj” Mariusz Szczygieł stawia tezę, że za sympatiami polskiego czechofila kryje się w rzeczywistości tęsknota – „za częścią osobowości, której nie mamy (…). Szukamy, ale w Polsce z wielu powodów nie możemy znaleźć”. Jeśli czegokolwiek z pewnością możemy szukać w dokumentach zza południowej granicy to cnoty odwagi: nie tylko w poruszaniu tematów intymnych, a zarazem społecznie ważnych, ale przede wszystkim znajdowania dla każdego z nich śmiałych, autorskich środków wyrazu (choć często przy bardzo skromnych warunkach produkcji).

Jak kształtuje się autorskie podejście w dokumencie? Podczas zorganizowanej w ramach przeglądu debaty, Martin Mareček, wykładowca dokumentu na praskiej Wyższej Szkole Filmowej i Telewizyjnej FAMU, wspomniał o nacisku, jaki w ramach edukacji filmowców kładzie się na unikanie podczas realizacji pozorów obiektywizmu – autor dokumentu śmiało może umieścić się we własnym obrazie, tworząc dokument subiektywny. Istotne jest także zacieranie tradycyjnych granic gatunkowych – „każdy film dokumentalny jest fabularny, bo zakłada grę wybranych przez dokumentalistę bohaterów, każda fabuła jest dokumentem, bo dokumentuje tok myślenia autora”. U studentów próbuje się wbudzić wrażliwość na tematy osobiste, ale dalekie od egotyzmu; kształtuje się zainteresowanie sprawami publicznymi, ale bez sloganowości stylu Michaela Moore’a. Osobliwą wolność twórcom mogą dać też – paradoksalnie – skromne warunki produkcji: część najodważniejszych pomysłów została zrealizowana na podstawie zdjęć wykonanych aparatami fotograficznymi, a następnie montowanych prywatnie (często przez wiele lat). Skazanym tylko na siebie dokumentalistom w Czechach trudno zapewne zawsze zachować znośną pohodę ducha, ale nie przeszkadza to w osiąganiu znakomitych efektów pracy, które wśród widzów rodzą apetyt na więcej. Miejmy nadzieję, że czeski dokument wróci niebawem na, nie tylko warszawskie, ekrany.

Filmy:

„Auto*mat”, M. Mareček, Czechy 2009.

„Roma boys. Historia miłości” (Roma boys. Příběh lásky), R. Kohoutová, Czechy 2009.

„Twierdza” (Pevnost), L. Kokeš, K. Tassovská, Czechy 2012.

Cytaty za:

Mariusz Szczygieł, „Zrób sobie raj”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011, s.10 i s.117.

* Grzegorz Brzozowski, szef działu „Patrząc” w „Kulturze Liberalnej”. Doktorant w Instytucie Socjologii UW, pracuje nad rozprawą doktorską z zakresu antropologii widowisk i socjologii religii. Absolwent kursu dokumentalnego w Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy, autor dokumentu „Dzisiaj w Warszawie, jutro gdzieś w świecie” www.todayinwarsaw.pl.

„Kultura Liberalna” nr 247 (40/2013) z 1 października 2013 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(41/2013)
1 października 2013

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj