0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > Śmiejmy się, to...

Śmiejmy się, to pomaga… O „Ambassadzie” Juliusza Machulskiego

Łukasz Jasina

Przyznam szczerze, że najnowszy film Juliusza Machulskiego był przeze mnie oczekiwany. Nie spodziewałem się oczywiście gigantycznej eksplozji sztuki filmowej albo nowatorskiego traktowania dzieła komediowego – niemniej jednak Machulski jest jednym z najwybitniejszych polskich komedioznawców i każdy jego film może okazać się potencjalną perełką.

Polska walka z wojenną traumą za pomocą uśmiechu

W oczekiwaniu na „Ambassadę” nie pomagała niestety otoczka tworzona przez środki masowego przekazu – film kreowano na pierwszą polską komedię o wojnie porównywalną z surrealistycznym humorem legendarnego serialu „‘Allo, ‘Allo!”. I choć cieszył mnie niezmiernie fakt, że dziennikarze jeszcze pamiętają o tym brytyjskim serialu, to jednak nie mogłem im wybaczyć nieznajomości „Pigułek dla Aurelii” (1958) czy „Giuseppe w Warszawie” (1964) Stanisława Lenartowicza, który to ustalił kanon czarnego humoru o wojnie na długo przed Jeremym Lloydem i Davidem Croftem (notabene filmy zmarłego stosunkowo niedawno reżysera są dostępne na DVD – polecam czym prędzej zaopatrzyć się w nie wszystkim drogim znawcom kina).

ambassada1

Może oszczędzę czytelnikom długiego wykładu o polskiej komedii wojennej, ale warto zauważyć, że już w „Zakazanych piosenkach” (1946) – filmie, który zasadniczo jest dramatem wojennym – mamy liczne sceny komediowe. Nasi filmowcy nie śmiali się chyba tylko z kacetów i łagrów, gett i śmierci ludzi w powstaniu (co oczywiście jest chwalebne). Jednocześnie nie zapominajmy, że wojenna rzeczywistość nie była wyłącznie ciągiem pięciu lat drastycznego patosu. W kinie polskim – mimo wszystko jednym z lepszych kin wojennych Europy – fakt ten nie mógł nie znaleźć odwzorowania.

Reasumując – tradycja śmiania się z Hitlera ma w naszym kraju długą i bogatą tradycję. Machulski nie tworzy więc niczego nowego. Z tego powodu ciąży na nim brzemię większe niż na debiutancie – bagaż kontynuatora.

Machulskiego podróże w czasie i przestrzeni

Błędem niektórych krytyków jest przypisywanie Machulskiemu wyłącznie twórczości komediowej. Bądź co bądź sławę zdobył dzięki swojemu debiutowi, który komedią do końca nie był – czyli filmowi „Vabank” (1981), porównywalnemu z filmami fali retro zza oceanu, takimi jak „Żądło” (1973) Geogre’a Roya Hilla. Komedii jest jednak w dorobku Machulskiego relatywnie najwięcej. Nie należy jednak zapominać i o doskonałej robocie w temacie kina historycznego, czyli „Szwadronie” (1993), thrillerowatym „V.I.P.” (1991) czy rodzimej wariacji na temat „8,5” Felliniego, czyli „Superprodukcji” (2003). Machulski jest także kimś na kształt polskiego Woody’ego Allena, z podobną do amerykańskiego reżysera częstotliwością dostarczając nam nowych filmów. Od początku też eksperymentuje on z czasem i przestrzenią. W „Seksmisji” (1983) jest to przesunięcie realistyczne spowodowane hibernacją bohaterów. Z kolei w „Kingsajzie” (1987) egzystują równolegle wobec siebie trzy światy. Koncepcja cofnięcia się w czasie wprost pojawia się jednak dopiero w „Ile waży koń trojański” (2008) – tam bohaterka przenosi się o dwadzieścia lat do „jaruzelskiej Polski” z maja 1987 r. (notabene Warszawa żyła wtedy dwoma wydarzeniami – katastrofą samolotu w Lesie Kabackim i kolejną wizytą Jana Pawła II, o żadnym nie pada w filmie ani słowo – widocznie riserczerzy nie dopisali!). W „Ambassadzie” bohaterowie cofają się do 1939 r., zaś plany z przeszłości i współczesności są ze sobą permanentnie wymieszane.

A mogło być tak pięknie

Na miejscu apartamentowca przy Pięknej numer piętnaście przed 1 września 1939 roku znajdowała się ambasada III Rzeszy. Główni bohaterowie filmu są z nią powiązani nie tylko lokalizacją – jedna z osób z przeszłości okazuje się pradziadkiem głównego bohatera. Przy całym surrealizmie filmu stanowi on jednak pewien głos w sprawach historycznych.

Przede wszystkim ważne jest to, co widzimy w zakończeniu. Jest to alternatywna Warszawa bez Pałacu Kultury, z większym od obecnego lasem wieżowców w centrum; miasto eleganckie i bogate, prawdziwa stolica Europy – Polacy wygrali wojnę, więc to nasza stolica, a nie Berlin, jest największym miastem tej części kontynentu. Na odświeżonych Nalewkach tamtejsi Żydzi obsługują ruch turystyczny, a miejscami, do których wyskakuje się na kolację, są nie budki z kebabami czy burgerownie, ale właśnie żydowskie knajpy. Rozwiązanie Machulskiego jest prostsze niż propozycje Zychowicza i innych zwolenników historii alternatywnych – należało połączyć się z przeszłością, porwać Hitlera i wygrać wojnę. Zaiste szkoda – że jest to możliwe tylko w filmie.

ambassada2

Od bogatszych wizji historycznych reżyser stroni – wykorzystuje jednak przeszłość w sposób znakomity. Mamy tu i Hitlera czytającego w ustronnym miejscu „Winnetou”, ironizującego na temat „czerwonego brata” dzień po zawarciu w Moskwie paktu ze Stalinem. Mamy Ribbentropa, który – niczym Lady Makbet – nie może zmyć bolszewickiego atramentu oraz fragmenty procesu w Norymberdze z YouTube. Dzięki temu film Machulskiego jest zjawiskiem przyjemnym dla poszukujących smaczków miłośników historii.

W porównaniu z poprzednimi komediami Machulskiego w „Ambassadzie” widoczny jest jednak pogłębiający się regres. Po obejrzeniu filmu pozostaje w głowie właściwie tylko zbiór gagów i przeświadczenie o poważnych trudnościach montażowych i dramaturgicznych. Mimo wszystko jednak film ten należy ocenić pozytywnie – powodów jest co najmniej kilka.

Pierwszy to ciekawe ujęcie ważnego momentu historycznego. Nawet jeśli umieliśmy się kiedyś śmiać z Hitlera, to na wiele lat ta umiejętność w naszym kinie zanikła. Teraz powraca. Humor Machulskiego bywa czasem przaśny, ale – co tu dużo mówić – wciąż śmieszy. Po drugie, Machulski jak zwykle ciekawie portretuje współczesność. Stroje à la 2012, budujący się wieżowiec Libeskinda, wnętrza apartamentowców i kawiarniane zwyczaje hipsteryzującej młodzieży. Kręcąc komedię o wybuchu II wojny światowej, Machulski całkiem niechcący utrwalił realność naszych czasów. Po trzecie, film warto zobaczyć choćby po to, by przekonać się, że Warszawa bez Pałacu mogła być ładna (choć zastrzegam, nie agituję za jego wyburzeniem!).

ambassada3

Ostatecznie jednak Juliusz Machulski nie stworzył dzieła wielkiego, ale co najmniej znośne. Z jednej strony – cóż nam po dziesiątkach filmów wielkich? Z drugiej – „Ambassadę” można było lepiej wykonać pod względem formalnym. Ale z tym Polacy akurat nie radzą sobie od dawna.

Film:

„Ambassada”, reż. Juliusz Machulski, Polska 2013, dystrybucja NextFilm.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(44/2013)
29 października 2013

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj