0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > Tyle przegrać. O...

Tyle przegrać. O dokumentach nienagrodzonych Oscarem

Grzegorz Brzozowski

Oscar dla filmu dokumentalnego nie wywołuje tak intensywnych emocji jak Oscar (lub jego brak) dla Leonarda di Caprio. Nominowane w tym roku produkcje to jednak plejada obrazów wybitnych: od kroniki placu Tahrir po intymną historię japońskiego małżeństwa. Każdy z nich zasługuje na uwagę – z wyjątkiem tego, który statuetkę ostatecznie zdobył.

Kategoria pełnometrażowych dokumentów nie jest postrzegana jako najbardziej emocjonująca spośród Oscarowych konkurencji – można odnieść wrażenie, że ekscytują się nią przede wszystkim zapaleńcy i  reprezentanci branży. Podczas gdy każda z nominowanych fabuł na wstępie zdaje się wywoływać silne emocje, w przypadku dokumentów to dopiero otrzymanie statuetki sprawia, że może on wzbudzić szersze zainteresowanie publiczności i zainicjować debatę pożądaną przez twórców. The winner takes it all. Źle by się jednak stało, gdyby ta zasada znalazła zastosowanie przy tegorocznej edycji nagród, a o dokumentalnych dokonaniach 2014 r. myślano przede wszystkim przez pryzmat „20 Feet from Stardom” – filmu o chórkach słynnych wokalistów. Amerykańskiej Akademii udała się sztuka wyjątkowa: każdy z przegranych w wyścigu o Oscara dla dokumentu pełnometrażowego zasługuje na uwagę większą niż film nagrodzony.

Brak wyróżnienia dla „Sceny zbrodni” Joshuy Oppenheimera, o której pisałem już na łamach Kultury Liberalnej, można życzliwie tłumaczyć dotychczasowym obsypaniem filmu wystarczającą pulą innych nagród – od Europejskiej Nagrody Filmowej po Nagrodę Publiczności na Berlinale, by nie zapomnieć o pochwałach z ust Wernera Herzoga czy Errola Morrisa.

Joshua Oppenheimer już zapisał się w historii kina dokumentalnego swoim bezkompromisowym eksperymentem, obnażającym moralny horyzont indonezyjskich zbrodniarzy, i brak Oscara na koncie nie podważy tej pozycji. Amerykańska Akademia zlekceważyła jednak grupę innych, mniej (jak dotąd) uhonorowanych filmów – nie tylko odważnych artystycznie, lecz także niosących w sobie niebagatelny potencjał politycznej i społecznej krytyki. Każdy z nich wydobywa nieoczekiwane sposoby wykorzystania kamery dla zmiany rzeczywistości – od rejestracji działań rewolucjonistów na placu Tahrir, przez śledztwo kamuflowanych zbrodni tajnej jednostki armii USA, po intymną obserwację powikłań toksycznego małżeństwa. Warto przyjrzeć się temu salonowi odrzuconych – jest znacznie ciekawszy niż galeria tegorocznych zdobywców Oscara.

W cieniu gwiazdorów

Tegoroczny dokumentalny zdobywca Oscara, czyli „20 Feet from Stardom”, to dość konwencjonalny film o niespełnionych marzeniach członków chórków pozostających w cieniu wielkich gwiazd, którym  towarzyszą przez całą sceniczną karierę. To słodko-gorzka opowieść o rzadkich momentach docenienia przez wiodących piosenkarzy oraz znacznie częstszych, niecnych zagrywkach producentów, potrafiących przypisać wykonania chórzystów podstawionym, śpiewającym z playbacku gwiazdkom. Choć rzeczywiście możemy nareszcie zobaczyć twarze tych, którzy zazwyczaj pozostają w ukryciu, zasada priorytetu gwiazdorów nie została naruszona: chórzystów postrzegamy głównie przez pochwały pochylających się nad ich talentem Micka Jaggera, Stevie Wondera czy Stinga. Trudno się dziwić, że członkom Amerykańskiej Akademii takie ujęcie tematu przypadło do gustu: ta pozorna emancypacja bohaterów drugiego planu jest w rzeczywistości afirmacją reguł spektaklu. “20 Feet from Stardom” to dokument, nad którym unosi się duch formatów „American Idol” czy „X factor”. Realizatorów zdaje się przede wszystkim nurtować pytanie: jak to możliwe, że chórzyści, których od centrum sceny dzieliło zaledwie dwadzieścia stóp, nie zdecydowali się na solowe kariery? Zabrakło tu miejsca na obserwację, że ogrzani światłem reflektorów wyemancypowani chórzyści nieuchronnie usunęliby  w cień nowych aspirujących do sukcesu.

Koszt pozostawania w cieniu gwiazdy znacznie subtelniej przedstawiony został w niedostrzeżonym przez Akademię dokumencie „Cutie and the Boxer”, ujmującej opowieści o starzejącym się małżeństwie mieszkających w Nowym Jorku japońskich artystów, Ushio i Noriko Shinohara. Podczas gdy on przez lata upaja się (dosłownie) swoim statusem gwiazdy japońskiego action painting, boksując kolejne wielkoformatowe (choć niezbyt opłacalne) płótna,  ona próbuje uchronić ich syna przed popadnięciem w alkoholizm, w wolnych chwilach wracając do pracy nad serią rysunków. Stają się one  jednym z wizualnych motywów filmu: szkice Noriko przełożone zostały na sekwencje animacji oddających kolejne epizody ich trudnej wspólnej historii. Co ciekawe, ponad czterdziestoletni związek artystów oddany został mimo wszystko jako pełna szacunku, twórcza relacja: to dokument który może służyć zarówno jako portret domorosłego Picassa jak i poradnik małżeńskiej terapii. Ujęcie wyrazu twarzy Ushio po tym jak odwiedza pawilon wystawy wypełniony rysunkami Noshiko więcej mówi o toksyczności relacji z samozwańczym geniuszem niż 1,5 godziny „20 Feet from Stardom”. 

Ostatni sprawiedliwy 

„Dirty Wars”  to zapis dziennikarskiego śledztwa ujawniającego zbrodnie na cywilach towarzyszące  zbrojnym interwencjom Stanów Zjednoczonych w Afganistanie i Iraku. To obraz stawiający  fundamentalne pytania o etykę wojny z terroryzmem. Okazuje się, że przyjęcie definicji globalnie rozproszonego wroga przełożyło się na dezynwolturę globalnych działań tajnej jednostki operacyjnej (JSOC). Podlegając bezpośrednio Białemu Domowi, zrealizowała w ostatnich latach ponad 1700 ataków na domniemane bazy szkoleniowe terrorystów – także w krajach nieobjętych oficjalnie wojną z terroryzmem. Ich chirurgiczna precyzja zostaje zakwestionowana: niejednokrotnie przypadkowymi ofiarami okazują się jednostki sprzyjające Amerykanom, jak chociażby zabici przez komandosów uczestnicy rodzinnego święta w afgańskim Gardez. Jeremy Scahill, korespondent dziennika „The Nation”, odwiedza miejsca zbrodni, rekonstruując ślady nieporadnie tuszowane przez JSOC – od Afganistanu, przez Jemen po Somalię. Wojna z terroryzmem nieustannie produkuje nowych przeciwników. Nie ma tu mowy o zasadach wojny sprawiedliwej: zasady działania JSOC bardziej przypominają zemstę według archaicznych kodeksów kultury honoru. Obiektem ataku mogą zostać nawet synowie domniemanych terrorystów, likwidowani w imię wyeliminowania potencjalnych mścicieli wyrządzonych ich rodzinom krzywd. „Dirty Wars” to nieoczekiwany, niezbędny suplement do „Wroga numer jeden” Kathryn Bigelow – tym bardziej, że rozliczenie działań JSOC zeszło na dalszy plan właśnie dzięki sukcesowi akcji skierowanej przeciw Bin Ladenowi.

Źle by się  stało, gdyby o dokumentalnych dokonaniach 2014 r. myślano przede wszystkim przez pryzmat „20 Feet from Stardom” – filmu o chórkach słynnych wokalistów.

Grzegorz Brzozowski

Dokument Davida Rinkera to ciekawy przykład kina wspomagającego na nowym polu debatę publiczną wywołaną książką Jeremy’ego Scahilla, „Dirty Wars: The World’s Most Powerful Mercenary Army”. Trudno tu jednak mówić o publicystyce na miarę Michaela Moore’a: zamiast ze swadą odkrywać ukryte mechanizmy geopolityki, Scahill, prowadząc widzów przez kolejne sceny zbrodni, daje głos samym skrzywdzonym. Sam wygląda na coraz bardziej przygnębionego własną niemocą wobec spirali przemocy nakręconej przez swoich rodaków. Z drugiej strony – zbudowana wokół jego postaci narracja układa się w historię w duchu amerykańskiego romantycznego indywidualizmu: dużą jej częścią jest opowieść o jego własnym moralnym przebudzeniu i odkryciu, „które zaprowadziło go dalej, niż przypuszczał”. Paradoksalnie krytyka najnowszej odsłony działań Stanów Zjednoczonych jako szeryfa międzynarodowego ładu przeprowadzona została z punktu widzenia ostatniego sprawiedliwego, który w pojedynkę potrafi przeciwstawić się ciemnej stronie mocy własnego państwa.

„The Square”: Tahrir a Majdan

Kronikę placu Tahrir rozpoczyna sekwencja ekstatycznego uniesienia pierwszymi sukcesami protestu. Obalenie Hosniego Mubaraka okazuje się jednak dopiero początkiem wyboistej drogi do podtrzymania rewolucyjnych nadziei. Moralny kapitał rewolucji próbują sobie przywłaszczyć kolejni uzurpatorzy: egipska armia i Bractwo Muzułmańskie z Mohamedem Mursim, ponad miarę rozszerzającym  uprawnienia władzy wykonawczej. Po 2011 Tahrir pozostał świętą przestrzenią podtrzymującą nadzieję   na  nadejście pożądanej zmiany. Jak się okazało, krytykująca Mursiego demonstracja zorganizowana w Kairze latem 2013 r. liczebnie przerosła wszystkie dotychczasowe protesty na Tahrir, stając się jedną z największych manifestacji nowoczesnej historii.

Siłą „The Square” nie jest jednak wyłącznie stworzenie przekonującej syntezy wyjaśniającej zawiłości egipskiej polityki po styczniu 2011 r. – śledzonej przez media ze znacznie mniejszą pieczołowitością niż mitologizowany moment wybuchu Arabskiej Wiosny. To przede wszystkim unikalny wgląd w emocjonalne dramaty rozgrywające się w przestrzeni uświęconego rewolucją placu. Wielka historia politycznych dylematów sprowadzona została do mikroskali – relacji czwórki przyjaciół, początkowo ogarniętych jednoczącym rewolucyjnym duchem. Z czasem jednak coraz wyraźniej zaznaczają się między nimi nierozwiązywalne ideologiczne podziały: przedstawiciel rosnącego w siłę, a kontestowanego przez zsekularyzowanych rewolucjonistów Bractwa Muzułmańskiego, musi w pewnym momencie stanąć po przeciwnej stronie barykady. Jak ma się do tego przyznać w rozmowie z przyjaciółmi? Jak oni mają przyznać się do tego, że nie umieją przetłumaczyć rewolucyjnego idealizmu na określone polityczne rozwiązania? Moralne rozliczenie z kolejnymi siłami uzurpatorów są dalekie od jednoznaczności: oskarżane o dominację Bractwo Muzułmańskie samo staje się w pewnym momencie ofiarą wojskowych represji.

„The Square” to jednak nie tylko poruszająca rejestracja wydarzeń na placu, to także swoista metodologia wizualnego ruchu oporu. Rewolucjoniści z Tahrir równolegle do działań na samym placu prowadzą ich rzetelną, systematyczną dokumentację, komunikowaną przez portale społecznościowe opinii międzynarodowej. Należy tylko trzymać kciuki za podobną wytrwałość grupy Babylon 13, twórców poruszających krótkich dokumentów z Majdanu, „The Cinema of Civil Protest”. Choć wysiłek autorów „The Square” umknął uwadze Amerykańskiej Akademii, jego twórcy – podobnie jak protestujący z Majdanu – nadal walczą o znacznie wyższą stawkę.

 

Filmy:

Filmy:

The Act of Killing
reż. Joshua Oppenheimer i Signe Byrge Sørensen
Dania, Norwegia, Wielka Brytania, Szwecja, Finlandia 2012 

 

Cutie and the Boxer
reż. Zachary Heinzerling i Lydia Dean Pilcher
USA 2013 

 

Dirty Wars
reż. Richard Rowley i Jeremy Scahill
USA, Afganistan, Irak 2013

 

The Square
reż. Jehane Noujaim i Karim Amer
Egipt, USA 2013 

 

20 Feet from Stardom
reż. Morgan Neville, Gil Friesen i Caitrin Rogers
USA 2013

 

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 269

(9/2014)
4 marca 2014

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj