0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Komentarz nadzwyczajny > Studencie, miałeś szczęście

Studencie, miałeś szczęście

Monika Helak

Trybunał Konstytucyjny zakwestionował przyjęte w 2011 r. przepisy nakładające na studentów opłatę za podjęcie drugiego kierunku studiów. Wszyscy ambitni, ciekawi świata, próbujący nowych ścieżek edukacyjnych mogli odczuć ulgę: podważono jeden z flagowych elementów katastrofalnej reformy przygotowanej przez Barbarę Kudrycką.

Decyzja Trybunału to jednak sukces w pewnym sensie połowiczny, bo osiągnięty przypadkiem, na marginesie walki politycznej między PiS a PO – debaty partyjnej, a nie merytorycznej, która odbyła się właściwie bez udziału studentów. Ta drażniąca nieobecność może wydać się zaskakująca.

Nowelizacja negatywnie wpłynęła na codzienność studiowania, co uwidoczniło się, gdy zaczęto wprowadzać w życie jej zapisy. Próba nałożenia opłaty za drugi kierunek wytworzyła na polskich uczelniach chaos i atmosferę ciągłej nerwowości, wiecznego oczekiwania na nowe interpretacje i przypadkowe decyzje podyktowane obawą: „czy będę musiał(a) za to płacić?”.

Zamiast czerpać z dydaktycznej obfitości uniwersytetu oraz pogłębiać pasje, student zmuszony został kalkulować: gdzie, kiedy i do kogo sprawniej się zarejestruje.

Monika Helak

Studenci, dotąd cieszący się względnym komfortem możliwości rozczarowania się danym kierunkiem i jego zmiany, raptem gorączkowo musieli przeliczać przypisane do każdego przedmiotu prowadzonego na europejskich uczelniach punkty ECTS (European Credit Transfer System) – nową walutę rozliczeniową między akademią a ministerstwem. W obliczu niżu demograficznego jasnym stało się, które elementy fakultatywnych programów studiów cieszą się mniejszym zainteresowaniem, co realnie groziło przerwaniem niektórych kursów – źródeł utrzymania wielu pracowników naukowych. W rezultacie nagle zamykały się drzwi do zbyt obleganych sal wykładowych, które dotąd stały otworem, by tym opustoszałym coś jeszcze ze studenckiej masy mogło skapnąć – mniej istotne, że wbrew chęciom i zainteresowaniom tejże masy. Zamiast czerpać z dydaktycznej obfitości uniwersytetu oraz pogłębiać pasje, student zmuszony został kalkulować: gdzie, kiedy i do kogo sprawniej się zarejestruje. Reforma minister Kudryckiej dogłębnie zmieniła codzienność studiowania i brutalnie zabrała jej to, co pozwalało nam wszystkim rekompensować braki polskiej nauki: przeciążenie dydaktyką, niedostateczną dbałość o jej jakość, zanik indywidualnego podejścia do każdego studenta.

Postulowane hasło: „płaćcie za drugi kierunek” powinno budzić opór w studentach – spowodować strajki i protesty. Innymi słowy: wstrząsnąć całą bracią studencką. Tymczasem oddolne ruchy były słabe, mało liczne i niezauważone przez media. Także wiele instytucji samorządowych długo nie zajmowało zdecydowanego stanowiska w sprawie odpłatności za studiowanie, z wyjątkiem Parlamentu Studentów Rzeczpospolitej Polskiej. Choć casus ACTA dał nam przykład, jak zwyciężać mamy, podobne natężenie i skupienie się wokół jednej, bardzo konkretnej wspólnej sprawy, sprzeciwu wobec reformy wdrażanej kosztem studentów, nie miało nigdy miejsca. W momencie, w którym cieszymy się prostudenckim orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego, powinniśmy pamiętać o tym, że to nie my je sobie wywalczyliśmy. Mieliśmy zwyczajnie szczęście. A to oznacza, że nasza pozycja jako studentów jest wciąż rażąco słaba.

Trudno oskarżać studenta o wszelkie bolączki akademii ze względu na jego roszczeniowość. Winą polskiego studenta jest właśnie to, że roszczeniowy był za mało, że za mało dociekał, za mało pytał, a zbyt wiele – za jego przyzwoleniem – przetoczyło się nad jego głową.

Monika Helak

Widać to zresztą w tonie debaty wokół stanu szkolnictwa wyższego, toczącej się przez ostatnie lata. W nowelizacji Prawa o szkolnictwie wyższym opinię publiczną interesowały z reguły zupełnie inne wątki: sposób finansowania nauki, parametryzacja, pozycja młodych naukowców. Przepis o wprowadzeniu odpłatności za drugi kierunek często nawet chwalono (sic!), chociaż nie tylko merytorycznie, lecz także proceduralnie i prawnie wzbudzał on mnóstwo wątpliwości. Zabrakło konsultacji społecznych, a władze uczelni, podobnie zresztą jak i ministerstwo, miały kłopot z tym, jak wdrażać tak skonstruowane prawo. Studenci w tej dyskusji pojawiali się jako figura masowa i nieco odrażająca: leniwa, roszczeniowa, nieskłonna do nauki i zaangażowania się w życie uczelni. Gdy mówiono o słabości polskiej nauki, z gabinetu osobliwości wyciągano żaka i naiwnie pytano: jak wobec tego ma być lepiej, dokąd zmierza uniwersytet? Tymczasem zapomniano o prostej prawdzie, że ryba psuje się od głowy. To nie jest wina studentów, że tłumnie nawiedzili uczelnie publiczne, skoro te w czasach wyżu radośnie czerpały z pogłównego, nie zastanawiając się nad tym, co w niedalekiej przyszłości stanie się z przerośniętą kadrą dydaktyczną. To nie jest wina studentów, że uczelnie nie zastanowiły się, jak w ogóle można pogodzić wysoką jakość nauczania (i, co za tym idzie, odpowiednio postawione wymogi) z masowością. To nie jest wina studentów (a przynajmniej: nie jedynie), że standardy polskiej nauki są raczej niskie, że etos studiowania został przygnieciony przez plagę plagiatów.

Nie twierdzę, że polskie uczelnie działają na zasadzie opozycji: słaba kadra – skrzywdzeni studenci. Trudno też oskarżać studenta o wszelkie bolączki akademii ze względu na jego roszczeniowość. Winą studenta polskiego jest właśnie to, że roszczeniowy był za mało, że za mało dociekał, za mało pytał, a zbyt wiele – za jego przyzwoleniem – przetoczyło się nad jego głową.

Drogi studencie, jeśli nie chcesz, by takie „sukcesy” jak orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego działy się przypadkiem, musisz wziąć sprawy w swoje ręce. To znaczy: odzyskać podmiotowość. W uniwersyteckiej demokracji, tak samo jak w każdej innej, mamy prawo do zrzeszania się, demonstrowania, protestowania, a nawet zwyczajnego zadawania pytań. Nie wymaga to wcale tak wielkiego wysiłku organizacyjnego: mnóstwo gotowych struktur czeka do wykorzystania, wiele kanałów komunikacyjnych do zagospodarowania. Uniwersytet to instytucja stworzona przede wszystkim dla studentów ‒ dlaczego więc zmieniać go bez naszego udziału? Jest nas więcej niż 1,5 miliona – dajmy to uczelniom sensownie odczuć.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 285

(25/2014)
24 czerwca 2014

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj