0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Komentarz nadzwyczajny > Polska polityka, czyli...

Polska polityka, czyli byle tylko był spokój

Łukasz Pawłowski

W sporze o reformę górnictwa nie chodzi o to, czy polskie państwo ma być liberalne czy socjalne, ale o to, czy ma być stabilne, przewidywalne i sprawne. To cechy, pod którymi każdy liberał mógłby się podpisać.

A zatem dyskusja, którą od jakiegoś czasu toczą na łamach „Gazety Wyborczej” Jacek Żakowski z Wojciechem Maziarskim – o tym, czy postawa rządu wobec górników jest liberalna, neoliberalna czy „łże-liberalna” – jest bezprzedmiotowa. To przede wszystkim postawa niekonsekwentna.

Reformować czy nie reformować?

Nie ma nic nieliberalnego we wspomaganiu jakiejś grupy społecznej, bo czasami tylko przez taką pomoc można najlepiej chronić wartość dla liberalizmu najwyższą – indywidualną wolność. Ważne jednak, by dany program pomocowy nie był wyłącznie daniną, za którą władze kupują spokój społeczny, a częścią pewnej strategii rozwoju państwa.

Decyzja rządu o porzuceniu starań o reformę górnictwa to kolejny dowód, że takiego myślenia najwyższym władzom często brakuje, a horyzont planowania nie wybiega dalej niż kolejna kampania wyborcza. Jeśli jednego dnia słyszymy, że sytuacja w górnictwie wymaga natychmiastowej, radykalnej reformy, zaś dzień później otrzymujemy informację, że nie jest to konieczne, trudno uwierzyć, byśmy mieli do czynienia z przemyślaną strategią negocjacyjną. Tym bardziej, że mowa o ekipie, która autora planu reformy górnictwa, Wojciecha Kowalczyka, powołała na stanowisko zaledwie kilka tygodni wcześniej.

Spór o to, czy postawa rządu wobec górników jest liberalna, neoliberalna czy „łże-liberalna” jest bezprzedmiotowy. To przede wszystkim postawa niekonsekwentna.

Łukasz Pawłowski

Jeszcze w październiku 2014 r., podczas strajków w kopalni Kazimierz-Juliusz, ówczesny szef Rady Gospodarczej przy premierze, Jan Krzysztof Bielecki, mówił: „Fałszywe stawianie problemu polega na tym, że zaczyna się dyskusję od likwidacji kopalń, a prawdziwy problem polega na tym, by przywrócić ekonomiczną opłacalność przy wytwarzaniu węgla w ramach jednego wyrobiska, jednej ściany, jednej spółki węglowej”.

Zaledwie kilka miesięcy później usłyszeliśmy, że innego wyjścia jak zamknięcie kilku kopalń nie ma, zaś nowy szef Rady Gospodarczej, Janusz Lewandowski, w tej samej gazecie, w rozmowie z tą samą dziennikarką twierdził, że „wygaszanie chorej części katowickiej Kompanii Węglowej, by uzdrowić cały organizm Kompanii, jest niezbędne”.

Po upływie kolejnych kilku dni – i podpisaniu porozumienia ze związkowcami – okazało się, że niezbędne nie jest, a premier Ewa Kopacz ogłosiła sukces rządu. Jak można w takiej sytuacji traktować najwyższe władze państwowe poważnie i mieć wobec nich jakiekolwiek spójne oczekiwania?

Najgorsze są pomysły

W polskiej polityce od dawna za najlepszą ideę uznaje się brak idei. Ten bowiem daje partii największą elastyczność, znacząco poszerza elektorat i zdolności koalicyjne. To oczywiście trend powszechny w świecie demokratycznym, wynikający z logiki walki wyborczej – szerokie poparcie łatwiej zdobyć poprzez unikanie kontrowersyjnych tematów, a tym samym niezniechęcanie do siebie wyborców, niż przez porywającą i spójną wizją konkretnych reform.

To między innymi z tego powodu wielki liberał John Stuart Mill sprzeciwiał się powoływaniu władzy wykonawczej w drodze wyborów powszechnych. Zwracał uwagę, że ludzie wybitni często nie mają szans na sukces, ponieważ ich zdecydowane działania i poglądy przysparzają im zbyt wielu wrogów. Dlatego partie niejednokrotnie wystawiają kandydatów „niewyraźnych”, miernych, którzy mogą być zaakceptowani przez wszystkich. „Człowiek bez żadnej przeszłości, o którym nikt nic nie wie, oprócz tego, że wyznaje opinię jakiejś partii, łatwo otrzyma głosy całej partii” [1].

Rozwiązanie Milla – by zgromadzeniu powoływanemu w drodze wyborów powierzyć jedynie funkcje kontrolne, a nie wykonawcze – dziś nie ma szans na realizację, lecz problem ideowego rozmycia i politycznej przeciętności pozostał. Pozostał na całym świecie, ale w Polsce – z tej prostej przyczyny, że bliższa koszula ciału – daje się nam szczególnie we znaki. To dzięki niemu posłowie antyklerykalnego Twojego Ruchu mogą z czystym sumieniem zasilać szeregi konserwatywnego PSL, dawni członkowie lewicy mogą pełnić ważne funkcje w rządzie centroprawicy, zaś nowa twarz największego ugrupowania lewicowego może nawoływać do obniżki podatku dla przedsiębiorców oraz uwolnienia sił wolnorynkowych. A tymczasem sfer pilnie wymagających poważnego przemyślenia naprawdę w Polsce nie brakuje – rolnictwo, szkolnictwo wyższe, służba zdrowia to tylko kilka wybranych.

W polskiej polityce od dawna za najlepszą ideę uznaje się brak idei. Ten bowiem daje partii największą elastyczność, znacząco poszerza elektorat i zdolności koalicyjne.

Łukasz Pawłowski

Zaledwie kilka tygodni temu dziennikarz „The Economist” Adrian Wooldridge przedstawił w rozmowie z „Kulturą Liberalną” propozycję reformy publicznej służby zdrowia zmierzającej jednocześnie do podniesienia jej efektywności i obniżenia kosztów. Jako wzór do naśladowania podawał Szwecję, gdzie liczba szpitalnych łóżek w przeliczeniu na obywatela jest znacznie mniejsza niż np. we Francji, a mimo to jakość opieki pozostaje podobna. Jak to możliwe? Hospitalizacja to najdroższy element leczenia, dlatego szwedzkie szpitale chcą ją wykorzystać jak najefektywniej. W rezultacie pacjent spędza w szpitalnym łóżku mniej czasu, zwalniając miejsce następnym osobom czekającym w kolejce. W Polsce bardzo często jest dokładnie odwrotnie – pacjenta przetrzymuje się dłużej niż to konieczne, bo dłuższy pobyt to wyższa refundacja z NFZ.

Co polskie władze sądzą o takich projektach reformy? Nie wiemy, bo tak szerokich planów nikt w rządzie nie snuje.

Po ponad 100 dniach pracy obecnego gabinetu nadal nie wiemy, jakie państwo i w oparciu o jakie przesłanki ideowe ten zespół chce budować. Dlatego ocenianie decyzji ekipy rządzącej jako liberalnych lub socjaldemokratycznych – jak czynią to choćby Jacek Żakowski czy Wojciech Maziarski – ma tyle sensu co próby łapania wiatru do słoika. Polityka rządu to działania podejmowane doraźnie w celu gaszenia pożarów, a nie dokonania faktycznej zmiany. Liberalizm jeśli już gdzieś się pojawia, to raczej przypadkiem. Dużo ważniejszy jest bowiem – jak po podpisaniu porozumienia z górnikami przekonywał wicepremier Janusz Piechociński – spokój społeczny.

 

Przypis:

[1] J.S. Mill, „O rządzie reprezentatywnym. Poddaństwo kobiet”, Fundacja im. Stefana Batorego, Wydawnictwo Znak, Warszawa-Kraków 1995, s. 220.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 315

(3/2015)
23 stycznia 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj