0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Being Jan Gondowicz....

Being Jan Gondowicz. O książce „Trans-Autentyk. Nie-czyste formy Brunona Schulza”

Łukasz Wróbel

Przez dziwną głowę, a właściwie oczy Witkacego wchodzimy w dziwną głowę oraz oczy Brunona Schulza, stamtąd wejdziemy wprost do głowy Juliana Tuwima – cały czas będąc, oczywiście, w głowie (i oczach) Jana Gondowicza.

To pierwsza tak spójna książka autora „Paradoksu o autorze”. Poświęcona jest w gruncie rzeczy jednej tylko postaci – Brunonowi Schulzowi w nader rozmaitych wymiarach jego egzystencji. I ciekawie skomponowana, rozgrywana wielopoziomowo. Patronuje jej duch powszechnej niestabilności ontologicznej, a także rytualnych, graficznych i literackich anamorfoz.

PIW_Trans_Autentyk.indd

Zamysł Gondowicza jest mitologiczny i mitograficzny. Jak zaznacza, można mówić o pierwszej, drugiej oraz trzeciej mitologii Schulza. Drugą reprezentują „demiurgiczne uroszczenia Ojca i dzieje jego metamorfoz”. Osią trzeciej jest „mit Księgi, poszukiwań Autentyku i podziemnego królestwa opowieści z «Wiosny», wiodące ku mesjańskiej idei odnowienia świata”. Ale żadna z nich nie pojawia się w próżni, wynikają do pewnego stopnia z siebie, można więc i należy dociekać ich początków. „Mnie jednak nade wszystko ciekawi mitologia pierwsza – pisze Gondowicz-archeolog wyobraźni. – Lecz ten z nią kłopot, że była przed literaturą, wyrażona w twórczości plastycznej, dziś (…) niemal unicestwionej. Kto chce dociec, skąd się to wszystko wzięło, musi sięgnąć do analizy wstecznej, traktującej rysunki jako szczątki rozbitej fabuły”. Gra idzie nie tylko o rozpisanie niezapisanej historii pierwszej fazy twórczości Schulza, lecz także o syntetyczne i w miarę całościowe odczytanie dzieła drohobyckiego twórcy.

Autor „Trans-Autentyku” zanurza się więc w zaułki Schulzowskich mityzacji rzeczywistości. Jak to jednak Gondowicz: światy przedstawione (obrazem i słowem) traktuje na równi z rzeczywistością nieprzedstawioną, czasem nieprzedstawialną, z reguły wymykającą się imperatywowi geometrycznych, ontologicznie uładzonych i klarownych reprezentacji. Jako bodaj pierwszy badacz twórczości autora „Sklepów cynamonowych” z powagą i precyzją ustala daty określonych wydarzeń, wydobywa fabularne sploty łączące biografię młodego Józefa z biografią młodego Brunona i sytuuje obie wobec „magicznej biografii Jakuba”. Podaje konkretne daty początku ojcowskich prelekcji o manekinach czy nocy komety. Wreszcie z chaosu pierwotnych elementów, wymieszanej materii biologicznej, cielesnej, erotycznej, biograficznej, graficznej i słownej Gondowicz wywodzi nitki niepokojącej drohobyckiej teogonii. Z takiego prymarnego odmętu, dowodzi, wytrysną wektory kierunkowe sił twórczych Schulza, w tej właśnie pianie pocznie się jego pogaństwo. Jak się zdaje, właśnie gwoli wydobycia i udowodnienia wątków pogańskich w tej „bio-grafii” Schulza (bo i o życie cielesne, i o pisanie tu chodzi) „Trans-Autentyk” został skomponowany, napisany, wydrukowany i opublikowany.

Mowa materii

Jedną z wielu rzeczy, które ujmują mnie w pisarstwie Gondowicza, jest jego po wielekroć ilustrowane przykładami przeświadczenie, że literatura to między innymi, a czasem nade wszystko, domena poznawczych eksperymentów. Te zaś, zarzucane bądź niesatysfakcjonująco realizowane przez jednych, są kontynuowane przez drugich. „Trans-Autentyk” otacza cisza. Otwiera go milczenie Witkacego na temat twórczości Schulza, domyka zaś milczenie Tuwima na ten sam temat. Tam, gdzie Witkacy zamilkł po lekturze opowiadań drohobyckiego pisarza – ponieważ ten zrealizował postulat Czystej Formy w prozie i ponieważ „obalił aksjomat niemożności osiągnięcia Czystej Formy w prozie”, a jednocześnie rozsadził całą tę koncepcję, jak dowodzi Gondowicz – mieści się jeden z punktów startowych Schulza-pisarza. Tam też Gondowicz rozwija swój apokryf.

Jednym z głównych wątków książki jest Schulzowskie, na wskroś modernistyczne podejście do materii – autonomicznej i obdarzonej możliwością artykulacji pozakategorialnej faktyczności świata, która wywraca na nice nasze pretensje do antropocentryzmu. Chaos i bełkot tej materii wybuchają w Schulzowskich grafikach, rozrywają szwy narracji i fabuły, rozsadzają składnię i semantykę. Gondowicz powraca w ten sposób do swoich wcześniejszych, znanych skądinąd rozważań na temat anamorfoz w rysunkach Schulza.

Nie przekonuje mnie jednak dowodzona przezeń teza o iluzjonizmie tych grafik. Tym bardziej, że znane z historii sztuki malarskie anamorfozy od XVI do XX w., kiedy już zostały odkryte, nie budzą wątpliwości. Większość przykładów wybranych przez Gondowicza wymaga sporej dozy zaparcia, by przystać na jego interpretację. Nie dostrzegam w nich tego, co on dostrzega. Niewątpliwie jednak osadzenie ontologicznych i metafizycznych eksperymentów drohobyckiego pisarza w kontekście alchemicznych projektów Paracelsusa, doświadczeń Maxa Ernsta z deskami w podłodze czy Immanuela Kanta z tapetami – wszystkich zgłębiających wymiary tego, co Gondowicz nazywa „snami materii” – wydobywa fascynujące aspekty: po pierwsze nieokiełznanej materialności, manifestującej się w jego rysunkach i opowiadaniach (graficznie, składniowo, semantycznie); po drugie radykalnych eksperymentów, jakimi te rysunki i opowiadania de facto były i są.

„Trans-Autentyk” to książka bardzo autorska, dużo w niej trybów modalnych, przypuszczeń, dociekanych przypadkowych możliwości, do których realizacji dzisiaj, niemal wiek później, nie mamy dostępu, ale które tak kiedyś, jak i teraz zachowują otwarty rezerwuar potencjalności. Gondowicz z tekstu na tekst mości się właśnie w nieostrej przestrzeni prawdopodobieństw, zbiegów okoliczności, przypadków: biograficznych, lekturowych, artystycznych. Z takich dociekanych możliwych zdarzeń wykuwa pierścienie swojej opowieści, w których granice między fikcją i niefikcją, literaturą i nieliteraturą, rzeczywistością i jej wszelkimi rewersami po prostu się rozmywają. A pamiętajmy, że „przypadek” jest synonimem „przygody” – skokiem na głęboką wodę w odmęty tego, co nieprzewidywalne, zanurzeniem głowy w kuble z nieoznaczonością. Książka Gondowicza dzieje się na dzikich kartach historii literatury.

Alberto Moravia napisał kiedyś, że „wśród stosunków realnego świata żaden stosunek nie jest tak realny, jak stosunek pomiędzy pisarzem i jego postaciami”. W przypadku „Trans-Autentyku” linie zapośredniczeń są kilkupiętrowe, łączą Gondowicza z Schulzem, jego znajomymi oraz postaciami z grafik i opowiadań, Schulza z własnymi postaciami i przyjaciółmi, postacie Schulza z jego galicyjskim środowiskiem. Te sploty zostają przez Gondowicza połączone z uwagami poświęconymi Schulzowskim „eksploracjom nieświadomego życia materii”, migotliwym głębinom chaosu faktyczności. Nie poprzestaje jednak na tym, wplata te rozpoznania w całość doprawdy zaskakującą.

Homunculus

Gondowicz konsekwentnie posługuje się w swoich rozważaniach metodą łańcuchową. Nie dość mu wykuwać zapętlające się w sobie pierścienie opowieści o cudzych obrazach i opowieściach, koniec końców splata z nich fascynujący łańcuch. „Kim jest żydowski święty z Drohobycza dzisiaj?”, pytał przed laty Adam Zagajewski. Otóż przede wszystkim jest on – w recepcji literaturoznawczej, filozoficznej – świętym żydowskim, oczekującym Mesjasza, wpuszczającym mesjańskie światło w każdą szczelinę świata powoływanego przez siebie do istnienia. Gondowicz wyprowadza Schulza ku innym kontekstom, diametralnie odmiennym rejestrom interpretacyjnym. Wydobywa z jego grafik i opowiadań demoniczną potęgę chtonicznej i tellurycznej kobiecości, zdającej się pochodzić sprzed epoki suwerennego prawa mężczyzn, i jej zasadniczego fenomenu: przemocy oraz najważniejszego atrybutu: bata, pejczyka. Nie judaizm, a pogaństwo. I nie idzie tylko o odnotowywaną w grafikach spod znaku sado-maso czy licznych scenach z opowiadań dominującą kobiecość, wspaniałą i demoniczną kobietę, która poddaje pielgrzymujących do jej nóg i płaszczących się przed nią mężczyzn inwolucji w kolejne upadlające stadia: płaza, półtygrysa, podnóżka, w formy nieczyste, groteskowe, hybrydyczne, pochodzące sprzed Buffona i Linneusza, sprzed Arki Noego, wskazujące na możliwość cielesnego powrotu do nieludzkiej materii. Stawka jest dużo wyższa.

Gondowicz celuje w odczytanie i scalenie wszystkich trzech mitologii Brunona Schulza. Docieka heretyckich źródeł jego siły twórczej, demiurgicznej many i rekonstruuje pogański kult Astarte, którego ślady odnajduje w biografii, grafice i prozie drohobyckiego świętego. Daje też możliwy klucz do legendarnej, zaginionej powieści pisarza. Jeżeli Mesjasz, to nie żydowski, lecz pogański – lunarny potomek Astarte, zrodzony ze zwycięskiej, groźnej i okrutnej, wspaniałej kobiecości. „Niemowlę nie z tej ziemi, osobliwy okaz alternatywnej ludzkości, ludus naturae, boskie i zapowiednie monstrum. (…) Nie mamy «Mesjasza», lecz przetrwało jego odbicie w krzywym zwierciadle – «Kometa». (…) Drzemie tam dziecko gwiazdy, doglądane, zanim dorośnie i podejmie się rzeczy wielkich. Pozwala nam wciąż czekać. Płód magii, nauki, poezji i drohobyckich nocy”.

Wypada zgodzić się ze zdaniem zamieszczonym przez Zagajewskiego w „Cienkiej kresce”: największą przysługę wyrządzają literaturze ci, którzy potrafią wywołać w niej zamieszanie. Zarówno sam Gondowicz, jak i jego bohaterowie, pospołu: fikcyjni i niefikcyjni, biologiczni, graficzni i słowni – wszyscy literaccy – potrafią sporo namieszać w domenie poiesis. No cóż, trzeba było Schulza, żeby Witkacy zamilkł. Augiérasów, Jarrych, Flaubertów, Oberiutów, Schulzów i Witkacych ci u nas dostatek, może – daj Boże – Gondowicz nie zmilknie.

 

Książka:

Jan Gondowicz, „Trans-Autentyk. Nie-czyste formy Brunona Schulza”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2014.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 320

(8/2015)
24 lutego 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj