0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > [Feminizując] Szkoła dla...

[Feminizując] Szkoła dla naszych dzieci

Katarzyna Kazimierowska

To nie jest tekst interwencyjny, felieton z braku laku czy dlatego, że nowe wyniki badań ogłosił CBOS. To jest propozycja dialogu, rozmowy, wymiany opinii, doświadczeń, marzeń. A chodzi o nasze dzieci.

Zacznę od pytania: z czym kojarzy się szkoła? Z nauką? Pierwszymi przyjaźniami? Klasówkami? Staniem w kącie? A może z genialnym nauczycielem, dzięki któremu jesteście dziś tym, kim jesteście? Mnie szkoła kojarzy się z systemem kar i nagród, koniecznością siedzenia cicho, najlepiej nieruchomo (chyba że trzeba pisać) w ławce i koszmarem odpytywania. Z tym, że nauczyciel ma zawsze rację, z nim się nie dyskutuje, tylko uczy – najlepiej „na blachę” – tego, co ma do przekazania. Z tym, żeby się nie wychylać i zawsze mieć odrobioną pracę domową, to może się nie będą czepiać. Z bólem brzucha w każdy poniedziałek rano. I wkuwaniem niepotrzebnych formułek z biologii, fizyki, matematyki czy chemii, które dziś są jedynie mglistym wspomnieniem i nie mają nic wspólnego z radością odkrywania świata.

Zdaję sobie sprawę, że od czasu, gdy skończyłam podstawówkę i szkołę średnią, wiele się zmieniło. Doszło do wymiany pokoleniowej nauczycieli, zaczęły się eksperymenty na wytrzymałości psychicznej i emocjonalnej dzieci, jak pomysł z wprowadzeniem gimnazjum czy standaryzowanych testów na każdym etapie nauki. Wiem, że upraszczam złożony problem edukacji i oświaty w Polsce. Ale mam też w głowie coraz głośniej powtarzane słowa pedagogów i psychologów alarmujących, że genialne dwu- i trzylatki kończą podstawówkę jako intelektualne miernoty, których największym osiągnięciem jest przystosowanie do życia w równającym w dół społeczeństwie. I nie chcę takiego systemu edukacji dla swojego dziecka.

No tak – powie ktoś – młoda matka, przejęta swoim małym geniuszem, dla którego żaden żłobek, przedszkole, szkoła nie są dość dobre. Dokładnie tak! Uważam, że państwowe placówki edukacyjne, zazwyczaj niedoinwestowane, niedopilnowane (patrz ostatnia historia z psychicznie chorą nauczycielką pięcio- i sześciolatków w Szczodrem), koncentrują się głównie na przeżyciu, bez cięć i utraty kadry, na przepuszczaniu kolejnych roczników przez oświatowe piekiełko. Standardy edukacji i wychowania dzieci znajdują się gdzieś pod koniec listy priorytetów.

Oczywiście, znam wybitnych pedagogów, którzy niczym pozytywistyczne siłaczki, walczą o każdego ucznia, znam szkoły, które starają się nauczyć dzieci miłości do wiedzy i szacunku do drugiego człowieka – ale to chwalebne wyjątki. Co roku tysiące rodziców oddają swoje pociechy do miejsc, w których nie tylko mają „przeczekać”, ale nauczyć się przydatnych rzeczy i wyrosnąć na wartościowych ludzi.

Ale mnie, jako rodzicowi, coraz mniej podoba się system, w który od najmłodszych lat jesteśmy wdrażani. To, czego nas uczy i jak nas uczy. Jak nas standaryzuje i zabija indywidualność. I jak potem oczekuje naszej wdzięczności w postaci regularnie płaconych podatków i pracy na rzecz powiększania PKB.

Coraz częściej czuję się w moim kraju jak w uzdrowisku, w którym muszę dodatkowo uiszczać opłatę klimatyczną, mimo że ma ono najwyższe wskaźniki zanieczyszczenia powietrza.

Katarzyna Kazimierowska

Od lat w Polsce trąbi się o konieczności zmiany standardów nauczania, opieki i wychowywania dzieci i młodzieży. Podtyka się pod nos chociażby wzorce skandynawskie. Ale ich wdrożenie wymaga zaangażowania polityki i przesunięcia w budżecie odpowiednich środków. Nie tylko walki o pensje dla nauczycieli i niezamykanie kolejnych bibliotek. Nie tylko dyskusji, czy usunąć religię ze szkół i może zaoszczędzić na pensjach dla katechetów.

Chodzi o zmianę systemową, która nie będzie polegała na robieniu minimum, na jakie pozwalają ograniczone możliwości finansowe. To państwu powinno zależeć, by wyedukować i wychować obywateli tak, by chcieli w tym państwie żyć, płacić podatki i nie myśleć o emigracji – zagranicznej czy wewnętrznej, w głąb własnego umysłu, co zgodnie z językiem opieki społecznej nazywa się życiową ospałością lub niezaradnością. Ale żeby tak było, trzeba zacząć od zera, od żłobka, od pierwszych dni życia spędzanego w placówce edukacyjnej. I my, płacący podatki obywatele, powinniśmy tego od państwa oczekiwać – i to jak najwyższej jakości, zamiast ponosić konsekwencje jej braku.

Coraz częściej słyszę o propozycjach wyjścia poza system i zakładania własnych szkół, przedszkoli, klubików. Mówi się o edukacji domowej, o szkołach demokratycznych, gdzie to nauczyciel podąża za potrzebami rozwojowymi i zainteresowaniami uczniów, gdzie uczy się dzieci szacunku wobec siebie i przyrody, rozwija wyobraźnię i kładzie nacisk na rozmowę i wymianę myśli, a nie bezmyślne wkuwanie formułek na pamięć.

Takie szkoły i takie minisystemy edukacji powstają kosztem czasu i pieniędzy rodziców, dzięki ich kreatywności i wytrwałości. Ale to jest wyręczanie państwa. Państwa nakazującego nam płacić za marne usługi, z których stopniowo i tak rezygnujemy – od ZUS-u po edukację. Coraz częściej czuję się w moim kraju jak w uzdrowisku, w którym muszę dodatkowo uiszczać opłatę klimatyczną, mimo że ma ono najwyższe wskaźniki zanieczyszczenia powietrza. I nie narzekam tu po to, by usłyszeć odpowiedź: „jak ci się nie podoba w naszym pięknym kraju, to się wyprowadź!”.

Tu chodzi o wymuszenie na państwie wywiązania się z kontraktu, jaki zawiera z obywatelami, także tymi najmniejszymi i najbardziej bezbronnymi. Może czas na kolejny początek dyskusji na temat tego, jakiej szkoły potrzebujemy, w której państwo zechce wziąć udział. I może nie skończy się bezradnym rozłożeniem ramion i rytualnym: „nie mamy takich możliwości”. Może okaże się, że mamy siłę zmienić system i stworzyć dla naszych dzieci edukację, która nie zniechęci ich do wiedzy, nauki i świata.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 324

(12/2015)
30 marca 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj