0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > O (nie)codziennych granicach....

O (nie)codziennych granicach. Recenzja filmu „Złota klatka”

Michał Weres

Diego Quemada-Díez zdołał w swoim debiucie oddać jeden z największych dramatów współczesnej Ameksyki. Nastoletni bohaterowie filmu, próbując przedrzeć się do amerykańskiej „złotej klatki”, przekraczają kolejne granice wytrzymałości.

Jak sam mówi urodzony w Hiszpanii reżyser, pomysł na jego debiutancki film pojawił się, gdy podczas realizacji innego projektu w Meksyku (którego to kraju obywatelstwo również posiada) zamieszkał w pobliżu torów kolejowych. Codziennie obserwował pociągi towarowe  wypełnione migrantami, z którymi rozmawiał oraz którym pomagał, ofiarując jedzenie i wodę. W „Złotej klatce” wskazuje nie tylko na dramatyczną sytuację wielu z nich, lecz także zdaje się nieśmiało stawiać pytanie o sens podróży sin papeles, „nieudokumentowanych”, z krajów Ameryki Środkowej do Stanów Zjednoczonych. Jego obraz jest jednym z najczęściej nagradzanych meksykańskich filmów  ostatnich lat, zdobył m.in. dwa wyróżnienia na Festiwalu w Cannes, nagrodę za najlepszy film od Meksykańskiej Akademii Filmowej oraz na festiwalach w Bombaju, Mar del Plata i Salonikach oraz za najlepszy debiut długometrażowy w Chicago, Hawanie i Limie.

Niepozorna historia nastolatków, którzy próbują przedostać się do USA z Gwatemali, pod pozorem poetyckiej konwencji kina drogi, odsłania analizę jednego z największych dramatów rozgrywających się w opisywanej przez Eda Vulliamy’ego Ameksyce.

IMG_1140 [ikona wpisu]

fot. materiały prasowe

Tysiąc mil do nieba

W trakcie seansu „Złotej klatki” widz jest w stanie przewidzieć część wydarzeń czy wątków, zanim jeszcze na dobre się rozwiną. Nie jest to zarzut ciężki, ponieważ trudno uniknąć niektórych rozwiązań tak często obecnych w kinie drogi. Są to choćby mające inicjacyjny charakter zdarzenia czy zmieniające się w trakcie podróży relacje między poszczególnymi bohaterami (w tym próba zrozumienia „innego”, którym na początku drogi jest indiański towarzysz). Z drugiej jednak strony, reżyserowi udało się utrzymać praktycznie do samego końca napięcie, nie porzucając niespiesznej, niemalże poetyckiej narracji. Gdy dodamy do tego niezwykłej urody zdjęcia i raczej oszczędne dialogi, otrzymamy film, który w subtelny i nienarzucający się sposób  opowiada o jednym z największych dramatów rozgrywających się w tej części świata: samotnej migracji dzieci. Quemada-Díez prezentuje historię trojga nastoletnich bohaterów, którzy zdecydowali się na radykalny krok – z powodu biedy i braku perspektyw w ojczyźnie, a prawdopodobnie także braku poczucia bezpieczeństwa, zostawiają za sobą dotychczasowe życie, by wyruszyć w długą, wiodącą przez Meksyk, drogę na północ.

Przedstawiona historia jest fikcyjna, ale składają się na nią tysiące realnych, codziennych zmagań migrantów, tak samych Meksykanów, jak i obywateli krajów Ameryki Środkowej, przemierzających Meksyk w drodze do bogatego sąsiada z północy. Jest to jedna z największych współczesnych migracji ludności, a wśród setek tysięcy osób zatrzymywanych co roku przez amerykańskie służby graniczne, kilkadziesiąt tysięcy to właśnie nieletni pozbawieni opieki. Chociaż sytuacja ta już od wielu lat jest przedmiotem debat politycznych i społecznych, zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Meksyku, to jak na razie nie przynoszą one radykalnej poprawy sytuacji.

Migracje te wymuszają przekraczanie kolejnych granic – nie tylko tych administracyjnych czy politycznych, lecz także wynikających z własnych lęków i uprzedzeń (w tym rasizmu). Te pierwsze zresztą nie zawsze są trudne do pokonania: im dalej na południe od USA, tym bardziej zdają się porowate. Przebycie kilku tysięcy kilometrów jest jednak niezwykle ryzykowne, szczególnie dla dzieci i kobiet. Już sama podróż na dachach pociągów towarowych jest wyzwaniem – jednak to nie środek transportu stanowi największą trudność.

IMG_0837

fot. materiały prasowe

Chociaż Diego Quemada-Díez przedstawia nam całe spektrum niebezpieczeństw, które są codziennością migrantów, to i tak nie jest to lista kompletna. Zagrożeniem są chociażby nie zawsze uczciwi urzędnicy służb migracyjnych i funkcjonariusze policji, którzy kontrolując i zatrzymując migrantów na terenie całego kraju, sprawiają, że praktycznie cały Meksyk można traktować jako pogranicze. W tej sytuacji, wobec braku zaufania migrantów do funkcjonariuszy instytucji państwowych, już na początku lat 90. powołano do życia Grupos Beta, jednostkę mającą na celu wyłącznie pomoc migrantom oraz ich ochronę (aczkolwiek to ostatnie jest trudne do zrealizowania z powodu odebrania funkcjonariuszom prawa do noszenia broni). W niektórych rejonach, zwłaszcza na południu Meksyku, istotnym źródłem pomocy dla migrantów są organizacje pozarządowe oraz księża (często zastraszani przez lokalne gangi).

Największym zagrożeniem są jednak napady rabunkowe, gwałty i porwania dla okupu (który jest wyższy wtedy, gdy mogą zapłacić go mieszkający w USA krewni lub znajomi migrantów) oraz do domów publicznych. Zdarzają się też przypadki pracy niewolniczej oraz zmuszania do przemytu narkotyków – liczne grupy przestępcze wyspecjalizowały się w osiąganiu zysku kosztem migrantów, nie tylko w regionie przygranicznym, lecz także na terenie reszty Meksyku. Do tego należy jeszcze dodać nieuczciwych coyotes, czyli przewodników przez granicę (w najlepszym razie znikają oni z pieniędzmi migrantów, w gorszym – porzucają bez ostrzeżenia na pustyni lub przekazują gangom). Z kolei już po stronie amerykańskiej, poza służbami migracyjnymi (Border Patrol), działały również, czasem na granicy prawa, tak zwane obywatelskie inicjatywy ochrony granic (np. Minuteman Project). Funkcjonujące jako organizacje pozarządowe i zrzeszające patriotycznie nastawionych obywateli, miały one na celu uszczelnienie granicy z Meksykiem, poprzez jej obserwację, a także ochronę prywatnej ziemi, na której znajdują się szlaki migrantów. Działania te wywoływały wiele protestów, zwłaszcza jeśli chodzi o ich etyczną stronę – krytykowano np. niszczenie przez nich zbiorników wody i jedzenia pozostawianych na pustyni lub w górach przez organizacje pomagające migrantom, takie jak Border Angels czy No More Deaths.

IMG_1503

fot. materiały prasowe

Poza granicą wytrzymałości

Quemada-Díez piętrzy trudności pojawiające się przed bohaterami – ich wędrówka tylko z początku wydaje się łatwa. Wśród nieuczciwych funkcjonariuszy, członków gangów czy przemytników, godni zaufania najczęściej okazują się przypadkowi ludzie (rzucający wodę i jedzenie siedzącym na dachu wagonu) czy prowadzący zorganizowaną pomoc księża. Niestety, zdające się brać pod uwagę tę okrutną rzeczywistość wysiłki bohaterów, często zdają się na nic, tak jak w przypadku próby ukrycia płci przez jedną z bohaterek, obawiającą się gangów okradających podróżujących pociągiem migrantów.

W przypadku filmu Quemady-Díeza trudno mówić oczywiście o kompletnym obrazie tej złożonej sytuacji. Reżyser niemalże nie poświęca uwagi przyczynom, dla których bohaterowie emigrują, zabrakło również wątku dotyczącego sytuacji migrantów już w ziemi obiecanej (zdobycie pracy wcale nie jest tak proste, często nie oznacza też końca podróży). Niemniej szersze spojrzenie na wspomniane granice jest jednym z elementów odróżniających „Złotą klatkę” od innych historii podejmujących temat migracji, takich jak „Pod jednym księżycem” (La Misma Luna) – filmu, który opowiada w bajkowej konwencji o dziewięciolatku, który po śmierci babci próbuje dotrzeć do mieszkającej w Los Angeles matki. Z kolei „Ucieczka z piekła” (Sin Nombre) koncentruje się na brutalności środkowoamerykańskich gangów, przedstawiając przemoc jako nieodłączny element codzienności, nie tylko migrantów. „Zew Północy” (Norteado) to opowieść o próbie pokonania tej materialnej granicy – „muru” między Meksykiem a USA. Jako uzupełnienie warto obejrzeć też przejmujący film dokumentalny „Którędy do domu” (Which Way Home), którego twórcy towarzyszyli dzieciom samotnie podróżującym przez Meksyk, podobnie jak w u Quemady-Díeza. Obok filmów dokumentalnych, „Złota klatka” wydaje się najwierniejszą próbą przedstawienia losów nieudokumentowanych migrantów w tej części świata, którzy pokonują niezmienną od przynajmniej kilkudziesięciu lat trasę z południa na północ.

Największą przeszkodą na drodze do wymarzonych Stanów Zjednoczonych jest oczywiście granica meksykańsko-amerykańska. Ze względu na jej spektakularnie wręcz namacalny na niektórych odcinkach charakter (np.: ciągnące się przez wiele kilometrów na wzgórzach metalowe ogrodzenia czy podwójne linie zabezpieczeń w miastach), to właśnie ona urosła do symbolu będącego jedną z pułapek w realizacji marzeń migrantów. Nie jest to jednak ostatnia z barier, ponieważ w odległości kilkudziesięciu kilometrów od granicy państwowej znajdują się jeszcze specjalne punkty kontrolne, które mają na celu wychwycenie migrantów nieposiadających odpowiednich dokumentów.

Gorzkim paradoksem jest to, że zaostrzenie środków bezpieczeństwa i ciągła rozbudowa zabezpieczeń, zamiast prowadzić do zaniechania prób nieudokumentowanej migracji, skierowały ją w bardziej nieprzyjazne rejony (obszary pustynne i górskie, na których nie ma jeszcze płotów i kamer), tym samym znacząco zwiększając powiązane z nią ryzyko. Wraz z rosnącą liczbą ofiar śmiertelnych – szacowaną na kilkaset rocznie – niektóre organizacje zajmujące się prawami człowieka, zarówno po stronie amerykańskiej, jak i meksykańskiej, postulowały definiowanie tej sytuacji w kategorii kryzysu humanitarnego. Z tym że – niestety – jego obszar musiałby mieć swój początek już na przeciwległej, południowej granicy Meksyku.

 

Film:

„Złota klatka” (La jaula de oro), reż. Diego Quemada-Díez, prod. Hiszpania, Meksyk, Gwatemala, 2013. Polska premiera: 20 marca 2015 r.
 
 

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 325

(13/2015)
31 marca 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj