0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > [Feminizując] (Jeszcze lepsza)...

[Feminizując] (Jeszcze lepsza) Szkoła dla naszych dzieci

Katarzyna Kazimierowska

W nowym numerze „Kultury Liberanej” będzie można przeczytać o tym, jaka edukacja jest najlepsza dla naszych dzieci – państwowa, publiczna, alternatywna? Ja wracam do tego tematu raz jeszcze (i jeszcze mocniej) z hasłem: czas na remont szkoły!

Po moim poprzednim felietonie zasięgnęłam opinii doświadczonych pedagogów i psychologów dziecięcych, popytałam rodziców, którzy w tym roku muszą posłać dzieci do podstawówki lub mają za sobą doświadczenia z różnych placówek edukacyjnych. I wszyscy zgadzają się w jednym punkcie: o dobrej, zrównoważonej edukacji dziecka decyduje nie poziom szkoły, do której trafi, ale nauczyciel, który będzie prowadził je przez pierwsze lata edukacji. Czy będzie umiał sensownie i mądrze wprowadzać wiedzę, zainteresować przedmiotem, zarazić miłością do wiedzy, czy stworzy atmosferę bezpieczeństwa i wzajemnego zaufania, opartą na pełnej szacunku z obu stron relacji partnerskiej, ale wspartej jego autorytetem. Sami widzicie – to piekielnie trudne zadanie, tym trudniejsze, że często wykonywane w warunkach, które urągają psychicznej higienie pracy: w przepełnionych klasach, bez wsparcia nauczycieli pomocniczych, choć tacy przydają się, gdy w klasie są wymagający dodatkowej uwagi uczniowie, wobec presji znalezienia sposobu nad rozwrzeszczaną gromadkę. Piszę tu o szkołach podstawowych, nie o gimnazjach i liceach, bo te są kolejnymi etapami systemowej edukacji; to kolejne poziomy, na które trafiają uczniowie już w system wdrożeni. A mnie interesują na razie dzieciaki, które do szkoły dopiero idą, dopiero będą przez system „cywilizowane” i „ujarzmiane” – jeśli zajdzie taka konieczność.

Nauczyciel to praca i powołanie – zwłaszcza, jeśli ma się świadomość trudnych warunków niespecjalnie wysoko wynagradzanej pracy. Trafić na nauczyciela z pasją, pedagoga z błyskiem w oku i sercem na dłoni, to marzenie każdego rodzica. Ale i tu, jak w każdym zawodzie, perły trafiają się rzadko. Nauczycieli, tak samo jak dzieci, socjalizuje ten sam system, któremu muszą się podporządkować: system ocen, realizacja podstawy programowej, biurokracja, dzienniki, prace domowe, klasówki, wizytacje, dodatkowe szkolenia, dokształcanie – wszystko to, czego system wymaga. Nie zostaje zbyt wiele miejsca na kreatywność i oryginalne podejście do lekcji. Za to pole do rozładowywania własnych frustracji czy złości jest gigantyczne. W końcu dzieci można tresować, szkolić, pouczać, straszyć, manipulować nimi na wszelakie sposoby. Usłyszałam wczoraj historię pewnej nauczycielki nauczania początkowego w państwowej podstawówce, która w tak umiejętny sposób siała postrach w II klasie, tak sprawnie dręczyła uczniów groźbami i krzykiem, że dzieci zaczęły chorować, wymiotować przed pójściem do szkoły, kilkanaście razy nerwowo sprawdzać zawartość plecaka przed wyjściem z domu czy odreagowywać szkolny stres agresją w domu. Mówimy o ośmiolatkach. Grupa rodziców rozpoczęła właśnie negocjacje z dyrekcją i nauczycielką, która twierdzi, że dzieci kłamią, i nie przejmuje się całą sytuacją – nauczycieli mianowanych chroni przed zwolnieniem Karta Nauczyciela, ta pani pracy w szkole nie straci. Rodzicom pozostaje zabrać dziecko z placówki, jeśli nie będzie szans na zmianę klasy.

To skrajne przypadki, ale też trzeba zwracać na nie uwagę. Pierwsze lata szkoły kształtują dzieci i przygotowują do dalszej edukacji – nie tylko merytorycznie, ale i emocjonalnie. I chcemy, by ten start był najmniej bolesny, ale też jak najlepszy, bo wiadomo: jak dzieciak polubi szkołę, to polubi się uczyć, będzie się uczył, to przejdzie przez kolejne szczeble edukacji i wyposażony w wiedzę zdobędzie rynek pracy. Zanim to jednak nastąpi, trzeba dobrze zacząć. Stąd te pomysły, że może jednak prywatna, z dobranymi nauczycielami, z małymi klasami, gdzie jest większa uważność na ucznia? Albo demokratyczna, gdzie jest i nauka, i kreatywni nauczyciele, i zabawa, a dzieciak do domu wraca wyluzowany i pełen zapału do nauki? A może w ogóle zebrać się i zaordynować nauczanie domowe? I tylko posłać dzieciaka dodatkowo i prywatnie na angielski, tenisa, karate oraz podstawy chińskiego?

Na system szkolny składają się dzieci, rodzice, nauczyciele i tzw. biurokracja, która to wszystko kontroluje: od dyrektorów po kuratorów. Każdy z tych trzech pierwszych elementów wymaga troski, nauczyciele także. Należą im się od systemu sensowne szkolenia, motywacja – także finansowa – i wsparcie, gdy czasem nie radzą sobie z żywym materiałem, jakim są dzieci. Mówię o wsparciu ze strony pedagogów i psychologów, bo to oni zwykle widzą więcej, widzą poszczególne dzieci z ich potrzebą bycia usłyszanym i dostrzeżoną, a nie wielogłowego potwora o nazwie „klasa”.

Myślę, że dobra szkoła to taka, w której każdy z trzech wyżej wymienionych elementów wkłada w swoje działania zaangażowanie i chęć do współpracy. A do tego system reaguje na ich potrzeby – zmian, reform, rewolucji. Nie wprowadza ich odgórnie tylko po konsultacjach z tymi, których dotyka. Także z dziećmi. Może czas sztywnych programów, siedzenia cicho w ławkach i wkuwania na pamięć pamiętników pisanych dla odbiorcy o wyobraźni równej zero i takim samym poziomie inteligencji emocjonalnej i społecznej już minął? Może czas przed rzeczownikiem „szkoła” postawić przymiotnik „kreatywna”; wyzwolić nauczycieli z okowów papierologii i biurokracji; pozwolić dzieciom na większą swobodę myślenia, a nie traktować jak idiotów o możliwościach zapamiętywania peceta; wpuścić powietrze do sal lekcyjnych i uznać, że testy to nie jedyny sposób na zmierzenie poziomu wiedzy. Może, gdy wyjdziemy ze sztywnych ram, okaże się, że mamy znacznie więcej do dania i więcej do zyskania. I pozwolić systemowi, by odpadli sfrustrowani i nadużywający władzy. Jesper Juul, duński pedagog i psychoterapeuta, w wywiadzie dla „Wysokich obcasów” mówi: „Zmiany [w szkole] nie wymagają pieniędzy, tylko przestawienia wajchy w głowie. Żeby to zrobić, nie trzeba nikogo pytać o zdanie ani łamać prawa. Znam szkoły, które realizują program, ale i tak robią swoje, to znaczy skupiają się na budowaniu przyjaznej szkoły. Przyjaznej dla każdego z osobna – dzieci, nauczycieli, rodziców”. Chyba o to chodzi.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 326

(14/2015)
13 kwietnia 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE

PODOBNE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj