0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > Wszystko jest złudzeniem....

Wszystko jest złudzeniem. „Wędrówka na Zachód” Tsai Ming-lianga

Jakub M. Urbański

Od czasów kontrkulturowej rewolty zafascynowani buddyzmem Europejczycy i Amerykanie kierowali się na Wschód, łaknąc oświecenia. Tsai pokazuje odwrotny przebieg podróży: w jego filmie to buddyjski mnich przechadza się ulicami współczesnej Marsylii.

„Wędrówka na Zachód” Tsai Ming-lianga to jedna z tych filmowych propozycji, które część publiczności odrzuca po dwudziestu minutach, część zaś akceptuje warunki stawiane przez reżysera i zostaje do końca projekcji. Film stanowi zapis wędrówki buddyjskiego mnicha (granego przez Lee Kang-shenga) po różnych miejscach Marsylii – wędrówki specyficznej, bo mnich stawia kroki bardzo wolno, zupełnie nie przejmując się otaczającym go gwarnym miastem z przechodniami, turystami i samochodami.

Perspektywa widza jest szczególna: w filmie mamy do czynienia z kilkoma bardzo długimi ujęciami. Podróż mnicha nie ma celu ani planu, z rzadka też otoczenie wchodzi z nim w interakcję. Jeden z takich momentów ma miejsce w scenie przed kawiarnią, gdy jego powolne kroki zaczyna naśladować starszy mężczyzna, grany przez Denisa Lavanta. Postać mnicha błąka się w kolejnych scenach jeszcze po paru odrealnionych, ogólnych planach, a film urywa się potem nagle w pięćdziesiątej drugiej minucie, czym wprawia widza w konsternację. Ale wbrew temu, co mogłoby się wydawać, Tsai Ming-liang mówi nam w swoim ascetycznym dziele bardzo konkretne rzeczy na temat dialogu duchowości Wschodu i Zachodu.

A011R3FP

Wędrowiec bez domu

Tsai Ming-liang zaczynał – tak jak wielu innych reżyserów na Tajwanie – od produkcji czysto komercyjnych, takich jak „Nastoletni uciekinier” z 1981 r. Jednak już we wczesnych filmach zaznacza się charakterystyczny rys jego bohaterów: oderwanych od rzeczywistości, lekko autystycznych samotników. Temat alienacji (także w scenerii wielkiego miasta) jest szczególnie ważny w jego najlepiej przyjętym filmie, „Niech żyje miłość” z 1994 r., który przyniósł Tsaiowi Złotego Lwa w Wenecji. „Wędrówka na Zachód” jest z kolei rozwinięciem krótkometrażowego cyklu, którego przedostatnią częścią był „Walker” (2011), oparty na dokładnie tym samym pomyśle, z tym, że tłem peregrynacji mnicha były ulice Hongkongu.

Co ciekawe, Tsai nie cieszy się na Tajwanie szczególną sławą – pozostaje outsiderem w swoim kraju, trudno mu bowiem znaleźć miejsce na mocno komercyjnym rynku kinowym, gdzie triumfy święcą produkcje skrojone pod masowego widza lub telewizyjne dramy, stanowiące od wielu lat jeden z głównych towarów eksportowych Tajwanu – znane są choćby na rynkach telewizyjnych Chin Ludowych i Azji Południowo-Wschodniej. Recenzenci dorobku Tsaia często przypisują to wyobcowanie jego przeszłości. Urodzony w Malezji jako przedstawiciel chińskiej mniejszości, trafił na Tajwan, do niewielkiego kraju nieuznawanego oficjalnie prawie przez nikogo, cały czas istniejącego w cieniu kontynentalnego sąsiada – Chin Ludowych. Tsai, chcąc nie chcąc, przy okazji każdego większego festiwalu bierze udział w „wędrówkach na Zachód” (czyli do Europy i USA), bo właśnie tam jego twórczość przyciąga znacznie więcej widzów niż w Azji.

A006R3FP

Droga ku oświeceniu

Chińskojęzycznemu odbiorcy tytuł filmu Tsaia kojarzy się jednoznacznie: „Wędrówka na Zachód” [西游记] to tytuł XVI-wiecznej powieści przygodowej autorstwa Wu Cheng’ena. Jej bohater, mnich Xuanzang wyrusza do Indii, by zdobyć buddyjskie sutry, zawieźć je do ojczyzny i przetłumaczyć ponownie na chiński. Autor powieści bazował na zapiskach Xuanzanga (postaci historycznej), ale dodatkowo obdarzył go towarzystwem uczniów o nadprzyrodzonych zdolnościach: małpy Sun Wukonga, świni Zhu Bajie oraz małomównego mnicha Sha Wujinga. Narrator miesza rzeczywistość z legendą oraz ludowymi podaniami, a jego bohaterowie muszą mierzyć się nie tylko z trudami podróży, lecz także z całą czeredą fantastycznych potworów i demonów. Z każdego niebezpieczeństwa wychodzą jednak żywi, bo cały czas strzeże ich Budda. Powieść doczekała się licznych ekranizacji – powstały dwa seriale, które są żelazną pozycją w ramówce chińskiej telewizji państwowej (temat jest bezpieczny politycznie, a Chińczycy kochają historię swojego kraju), i pełnometrażowy film hongkońskiego reżysera Stephena Chowa (2013), znanego choćby z „Shaolin Soccer” czy „Wielkiej draki w chińskiej dzielnicy”.

Jeśli jednak przymkniemy oko na barwne opisy i nie będziemy się skupiać na cudach i dziwach, na które w swojej podróży natrafia mnich, dostrzeżemy, że powieść Wu Cheng’ena traktuje tak naprawdę o wewnętrznej, duchowej przemianie bohaterów. Liczne trudy podróży hartują ich i pozwalają im na doskonalenie się w cnocie. Na końcu zostają oni hojnie wynagrodzeni przez Buddę: zarówno Sun Wukong, jak i mnich zostają bodhisattwami (bytami oświeconymi).

Jedną z form medytacji może być choćby wyobrażeniowa podróż, odbywana w zastępstwie prawdziwej – wędrówka na Zachód jest więc zarazem drogą ku oświeceniu.

Jakub M. Urbański

Podobnie jest z wędrówką mnicha z filmu Tsaia. Nie jest ona celem samym w sobie, a jedynie środkiem do celu. Widzowi całkowicie słusznie nasuwają się skojarzenia z medytacją, która jest w buddyzmie rozumiana jako świadomy wysiłek mający na celu zmianę sposobu funkcjonowania umysłu. Buddyści dysponują nieprzebranym bogactwem technik medytacyjnych, a sam zachodni termin „medytacja” jest jedynie przybliżeniem, odpowiada sanskryckim określeniom bhāvanā („rozwój umysłu”) oraz jhāna/dhyāna („skupienie”, rodzaj praktyki medytacyjnej opartej na zawieszeniu funkcjonowania zmysłów). Jedną z form medytacji może być choćby wyobrażeniowa podróż, odbywana w zastępstwie prawdziwej. Wędrówka na Zachód jest więc zarazem drogą ku oświeceniu. Wybór kierunku tej podróży także nie jest wolny od kontekstów: jeden z odłamów buddyzmu właśnie na zachodzie umieszczał ziemski raj.

A023R3FP

Jest w „Wędrówce na Zachód” scena, która umknęła uwadze większości recenzentów. Widzimy w niej ubranego w strój europejski Lee Kang-shenga, który siedzi w małym pokoju z oknem na parterze, pali papierosa i przykłada do ucha telefon, choć nie mówi ani słowa. Jednocześnie w oknie pojawia się wolno przesuwająca się sylwetka mnicha (którego także gra Lee Kang-sheng). Można zatem powiedzieć, że Tsai podpowiada nam, żebyśmy nie traktowali całkowicie serio tego, co widzimy. Podobną funkcję mają sceny sfilmowane w dość nietypowy sposób – w planie ogólnym ukazana została sylwetka mnicha, ale morze zostało przedstawione w dziwnym skrócie perspektywicznym – zupełnie tak, jakby z wody został wycięty na kształt figury geometrycznej. W innej scenie duży miejski plac zostaje pokazany w lustrzanym odbiciu, jakby został odwrócony do góry nogami. Umowność perspektywy nie jest tylko czysto artystycznym chwytem. Jest to świadomy wybór reżysera, wybór mający spore konsekwencje dla wymowy dzieła, bo forma w tym wypadku staje się treścią.

Dwadzieścia znaków

Buddyjski kanon jest niebywale obszerny. Jego wersja uznawana w Chinach, Japonii oraz w Wietnamie została wydana w stu tomach i zawiera około 52 mln znaków klasycznego pisma chińskiego. W filmie Tsai odwołuje się do niego bezpośrednio, ale wystarcza mu tylko krótki fragment „Diamentowej Sutry”, w tekście chińskim liczący jedynie dwadzieścia znaków: „Jako gwiazdę, zaćmienie wzroku, lampę, ułudę, rosę, bańki powietrza, sen, błyskawicę, chmurę – tak należy postrzegać uwarunkowaną rzecz” [przeł. Marek Mejor]. W treści sutry Budda, za pośrednictwem metody dialogicznej, zdradza swoim uczniom prawdę o naturze świata. Jego zdaniem wszystkie przedmioty i idee są iluzją, a osiągnięcie oświecenia jest możliwe wyłącznie wtedy, gdy je odrzucimy. Wszelkie przywiązanie do tego, co materialne i światowe, uleganie namiętnościom i żądzom, w sposób nieuchronny powoduje cierpienie. Nie jest to z pewnością prawda, którą akceptujemy bez zastrzeżeń, na co zwraca uwagę jedna z niewielu znalezionych przeze mnie tajwańskich recenzji filmu: „Ostatnie cztery zdania [„Diamentowej Sutry”] to zarazem przesłanie filmu, ale na dobrą sprawę brzmią jak kpina z widza: Wszystko jest złudzeniem (萬物皆空), tak? To po co wypełniać tym «wszystkim» każdy cal ekranu?”. Recenzent widocznie podpisałby się pod stwierdzeniem znanym w wielu kulturach – że ostateczna prawda o istocie rzeczy jest językowo (semantycznie) nieprzekazywalna: „Ci, którzy ujrzeli mnie poprzez formę materialną, ci, którzy poznali mnie poprzez dźwięk słów, znaleźli się na fałszywej drodze ― ci ludzie nie ujrzą mnie” – mówi Budda w cytowanej „Diamentowej Sutrze”. Oto paradoks poznawczy: język filmu musi posługiwać się formą materialną, by wyrazić jakiekolwiek znaczenie, więc Tsai tak naprawdę znajduje się w sytuacji bez wyjścia.

A013R3FP

Można zadać pytanie, czy Tsai rzeczywiście zbyt mocno wystawia cierpliwość widza na próbę? Można nawet powiedzieć, że jest „oszustem jedzącym ze złotego talerza”, jak określa go autor wspomnianej recenzji krytyk z Tajwanu, a za domniemaną głębią jego dzieła nie kryje się nic poza żerowaniem na naiwności zachodniej publiczności festiwalowej, która zawsze z uwagą i tolerancją pochyli się nad dziełem pochodzącym z innego kręgu kulturowego, tak jak przed dziesięcioma laty pochylała się nad Kim Ki-Dukiem. I jakkolwiek zrozumiała jest reakcja ludzi wychodzących z kina po pewnym czasie obserwowania prawie nieruchomej twarzy Denisa Lavanta (pierwsze osiem minut filmu), to skromny w sumie film Tsai Ming-lianga może się stać początkiem intelektualnej wędrówki, która poprowadzi nas do największych skarbów wschodniej myśli.

 

Film:

„Wędrówka na Zachód”, reż. Tsai Ming-liang, Francja, Tajwan, 2014.
 

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 330

(18/2015)
5 maja 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj