0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > Córki z faveli...

Córki z faveli mówią dość! Recenzja filmu „Prawie jak matka” Anny Muylaert

Sylwia Urbańska

Temat macierzyństwa staje się dla Anny Muylaert tworzywem. Przez pryzmat relacji intymnych w gospodarstwie domowym pokazuje klasy społeczne i feministyczne mikrorewolucje we współczesnej, wydawałoby się nowoczesnej, ale wciąż postniewolniczej i neoliberalnej Brazylii.

„O której godzinie ona wróci?”. To pytanie – i jednocześnie oryginalny tytuł społecznego dramatu brazylijskiego – pojawia się w filmie dwukrotnie. W pierwszej scenie wybiegający z basenu 9-letni Fabinho zadaje je Val, swojej niani i służącej domu, która jak zwykle nie umie odpowiedzieć, kiedy wróci Barbara, jego matka. Zakłopotana Val wyciera chłopca ręcznikiem jedną ręką, bo w drugiej trzyma telefon i jednocześnie próbuje spędzić kilka czułych chwil ze swoją córką Jessicą, rówieśniczką Fabinho, która została gdzieś u krewnych w odległym od Sao Paulo interiorze. Kolejny raz pytanie to pojawia się w ostatniej scenie. Rzuca je prosto w twarz matki już o dziesięć lat starsza Jessica, która pierwszy raz przyjeżdża do służbówki Val w Sao Paulo i pierwszy raz widzi się z nią po dekadzie rozłąki. Wykrzykuje dramatycznie, że w taki sposób pytała się o nią ojca niepotrafiącego wyjaśnić, dlaczego Val wyszła z domu i już nie wróciła.

Wydawałoby się – co również sugeruje polski tytuł filmu „Prawie jak matka” – że będzie to film o odejściach i rozłące, tym ciekawszych, nietypowych, może nawet i rewolucyjnych, bo w relacji między dzieckiem a matką. Gdyby nawet reżyserka i scenarzystka filmu zatrzymała się tylko na tym temacie, film i tak trafiłby w sedno problemów rodzin z całego świata. Współcześnie miliony matek to przecież globalne służące, migrujące bez dzieci, by gdzieś za granicą znaleźć pracę, dzięki której można zapewnić przetrwanie rodzinie. Jednakże Muylaert idzie dalej. Temat macierzyństwa staje się dla niej tworzywem. Przez pryzmat relacji intymnych w gospodarstwie domowym pokazuje klasy społeczne i feministyczne mikrorewolucje we współczesnej, wydawałoby się nowoczesnej, ale wciąż postniewolniczej i neoliberalnej Brazylii.

Trudno o trafniejszą niż macierzyństwo soczewkę odbijającą klasowe relacje społeczne i politykę. Figura matki na odległość, która jednocześnie, tak jak postać Val, jest służącą zamieszkałą w bogatym domu swoich pracodawców, to doświadczenie kobiet z całego świata, również setek tysięcy migrujących Polek. Jednak dla Brazylijek jest to doświadczenie zastane, wrośnięte, zakonserwowane przez kilkusetletnią historię oraz masowość zjawiska. Jeszcze w 2000 r. aż co druga Brazylijka zarabiała jako pomoc domowa, a wiele z nich mogłoby opisać swoją „herstorię” w kilku zdaniach: moja prababcia była niewolnicą, moja babcia, matka i ja całe życie jesteśmy nianiami i służącymi. Doświadczenie macierzyństwa w Brazylii to przecież najczęściej doświadczenie samotnej samodzielności. Prawie 40 proc. ogółu rodzin to rodziny samotnych matek (w Polsce 20 proc.), co skutkuje również doświadczeniem ubóstwa. Kobiety z faveli, miejskich dzielnic biedy, jak i brazylijskiego interioru, zmuszone są szukać pracy jako służące mieszkające z dala od swoich dzieci. Od kilku lat jednak coś zaczyna pękać w tym dobrze zakonserwowanym świecie podziałów. Nowe pokolenie Brazylijczyków z faveli napiera na bogate dzielnice, wychodzi protestować przeciw ubóstwu i warunkom życia. Choćby w ubiegłym roku brazylijskim nianiom i sprzątaczkom udało się wywalczyć status pracownic i podstawowe prawa. Czyżby dzieci spracowanych służących miały już dość?

Klasa, płeć, dom – mikroprzestrzenie podziałów

Takie rozsadzanie zhierarchizowanego klasowo świata – ale w dowcipny i zabawnie inteligentny, choć nie znaczy, że niepoważny, sposób – funduje nam Muylaert. Najpierw nas jednak po tym świecie oprowadza z pomocą obsadzonej w głównej roli genialnej Reginy Casé, znanej w Polsce z arcyciekawej komedii „Ja, ty, oni” (2000). Charakterystyczne u tej aktorki jest to, że potrafi budować role kobiet z klas ludowych, często subwersyjne, niebanalne. W tamtym filmie odegrała rolę autentycznej postaci, niewykształconej wieśniaczki, która zakłada poliamoryczny związek i gospodarstwo domowe z trzema mężczyznami, a z każdym ma dziecko. Jednego – starego hodowcę kóz – obsadza w roli utrzymującego rodzinę, drugiemu robotnikowi przydziela rolę kucharza i sprzątacza gospodarstwa domowego, trzeci, najmłodszy, staje się jej kochankiem. Obsadzenie Casé w roli służącej w filmie „Prawie jak matka” nadaje tej figurze dodatkowy wymiar. Ciepły, czuły i ekscentryczny sposób grania aktorki sprawia, że praca pomocy domowej wydaje się być dla jej postaci czymś naturalnym, jakby urodziła się z wiedzą, jak wejść w rolę niani i sprzątaczki oraz poruszać się po niewidzialnej mapie tego, co można w domu kobiecie z dołów społecznych.

W efekcie totalność uprzedmiotowienia życia i ciała służącej przestaje być z zewnątrz aż tak ponura, jak dzieje się to w rosyjskim filmie „Elena” (2011) Andrieja Zwiagincewa. Tam tytułowa bohaterka, heroicznie poważna starsza matka bezrobotnego syna, staje się pielęgniarką zamożnego rosyjskiego emeryta, z którym zawiera wyrachowany układ małżeński. Za całodobową opiekę „mąż” płaci jej pensją i dachem nad głową, ale odgradza od ukochanej rodziny i majątku, co nieuchronnie prowadzi do katastrofy. Natomiast Val, która – jak sama podkreśla – „urodziła się z wiedzą”, jak być służącą, umiejętnie, z poczuciem humoru i wirtuozerią wypracowaną przez kilka pokoleń kobiet zaciera ślady ogromnej klasowej przepaści dzielącej domowników. Zamożny pan domu, doktor Carlos, jak i chłodna pani Barbara nieustannie podkreślają, że są „prawie” jak rodzina, bo przecież Val „pomogła wychować Fabinho”. Służąca zdaje sobie jednak sprawę, że za zwyczajne wykąpanie się w basenie może zostać wyrzucona z pracy. Jednak nie interesuje się tymi pęknięciami. Nie zadaje sobie pytania, dlaczego choć jest tak ważna dla rodziny, dostaje kanciapę w piwnicy – w miejscu, gdzie nie ma powietrza, telefon traci zasięg, a otwarcie okiennic, by ratować się przed tropikalnym upałem, grozi inwazją moskitów. I tylko przez chwilę przejmuje się tym, że nikt na nią nie patrzy i jej nie dziękuje. Staje się niewidzialna, kiedy w fartuszku i czepku podaje gościom przystawki na bankiecie. Stara się nawet przymknąć oko, gdy jej pracodawczyni po dziesięciu latach pracy i wspólnego mieszkania nie pamięta, że Val ma córkę. Bohaterka godzi się z faktem, że dekada z jej życia została zassana przez zamożną rodzinę, jakby było to coś tak naturalnego jak wschody i zachody słońca. Znajduje sobie niszę w miłości do Fabinho, choć i tutaj wypiera eksploatacyjny sposób, w jaki chłopak ją traktuje. Wszystko zostaje poddane próbie, gdy przyjeżdża córka.

PJM3

Jej Wysokość Córeczka

Córka Val, Jessica (Camila Mardili), po trzech latach konsekwentnego odmawiania rozmów z matką, której nawet nie zamierza nazywać matką i z którą faktycznie się nie zna, zapowiada się pewnego dnia w Sao Paulo. Ma zamiar zamieszkać z Val na czas nauki do egzaminów na wymarzoną prestiżową, elitarną architekturę, na którą zdaje również Fabinho, syn pracodawców.

Jej przyjazd, z pozoru traktowany zwyczajnie, stopniowo staje się testem relacji tej „prawie rodziny”. Okazuje się, że 19-latka jest jakby z innego świata. Słabo zorientowana w regułach klasowych nie wie nawet, że jej matka od dziesięciu lat mieszka w służbówce. Jessica jest dzieckiem wychowanym na subwersywnym marginesie, w przestrzeni demokratycznego internetu, na lekturach książek i korepetycjach u społecznikowskiego, krytycznego historyka, a nie w ramach porządku świata swojej matki i jej zamożnych pracodawców. Postać młodej, otwartej, ambitnej i niezależnej dziewczyny daje reżyserce możliwość przetestowania rewolucji klasowej właśnie na poziomie intymnych relacji w gospodarstwie domowym, w plątaninie codziennych czynności. Motorem tej rewolucji jest edukacja, postrzegana przez reżyserkę, jak u Paulo Freire, jako narzędzie wyzwolenia biednych i uciśnionych. W fabule właśnie edukacja jest wyniesiona na piedestał, staje się mechanizmem wyrównującym nierówności klasowe, jakby w myśl reguły, że nie każde dziecko ma szansę na życie blisko matki (a nawet dwóch matek), ale każde, nawet biedne, ma szanse na dobre życie dzięki edukacji.

Postać Jessiki jest jak lustro. Każdy z domowników ma szanse dowiedzieć się czegoś o sobie i relacjach rodzinnych, ale też odwdzięczyć się służącej za poświęcenie swojego życia na rzecz Fabinho i reszty rodziny. Czy córka służącej, która przyjeżdża nie jako pracownica, lecz prywatnie, pomoże przekroczyć klasowe wzorce i zakreślić na nowo ramy wspólnoty? Jak przejdą ten test one – kobiety z klasy ludowej? To właśnie ich zachowanie – a nie zachowanie zamożnych, zresztą kreślonych mdło i papierowo – wydaje się być tutaj najciekawsze. Jak zachowa się Val? Czy będzie broniła status quo i przy okazji córki? Jak zachowa się Jessica? Wejdzie w hierarchiczny świat matki?

Motorem rewolucji jest edukacja postrzegana przez reżyserkę, jak u Paulo Freire, jako narzędzie wyzwolenia biednych i uciśnionych.

Sylwia Urbańska

Jessica już pierwszego dnia pobytu rujnuje całą wiedzę międzypokoleniową na temat tego, co służącym wolno, a czego nie wypada. Każde jej zachowanie i komentarz, a nawet zwykła obecność zwykle nie tu, gdzie powinna przebywać, bezlitośnie problematyzuje to, co było do tej pory zwyczajne. Zdziwiona Val odkrywa, że jej córka nie ma bladego pojęcia o świecie. Zaczyna ją pedagogizować do tej niewidzialnej mapy klasowych granic. „Czy widziałaś coś podobnego, żeby córka służącej siedziała przy stole państwa?” – tak Val poucza Jessicę, że ta nie może jeść przy jedynym w kuchni stole. „Nie Barbara, tylko pani Barbara” – tak ma się zwracać do pani domu. I za żadne skarby nie może kąpać się w ulubionym basenie pani domu. Gdyby ktoś jej to zaproponował, powinna skłamać, że nie ma kostiumu, podobnie jak robi to od 10 lat matka.

„Czy jest na to jakiś poradnik?” – pyta matki Jessica, zdziwiona jej biegłością i uporem w utrzymywaniu hierarchii. „Tego nie trzeba wyjaśniać, człowiek się z tym rodzi. Ty jesteś jak z innej planety” – odpowiada matka. Val nie chce się zmienić, nie odpuszcza też córce. Co ciekawe, nie traktuje jej zachowania jako odważnej subwersji, walki o swoje prawa, ale podobnie jak zszokowani państwo uważa ją za zarozumiałą i zbyt pewną siebie. „Patrzy na wszystkich takim wzrokiem, jakby była prezydentem” – mówi do Fabinho, do którego wyobcowana przytula się pierwszej nocy po przyjeździe Jessiki.

Jessica z kolei nie chce się poddać. Nie pomaga matce obsługiwać państwa, krytykuje jej uległość i przyzwolenie na eksploatację. Walczy o swoją pozycję. Chce być równą w relacjach z doktorem Carlosem, który – podobnie jak syn – jest nią coraz bardziej zafascynowany, również erotycznie. Nie ucieka z basenu, kiedy wrzucają ją do niego Fabinho i jego koledzy, choć konsekwencją jest właśnie wyrzucenie Jessiki z domu. „Nie wydaje mi się, że jestem lepsza od innych, tylko że nie jestem gorsza” – wykrzykuje matce, gdy ta uważa ją za samolubną, wywyższająca się nad innymi.

PJM4

O przyszłości pomyślimy jutro

Jessica rzeczywiście emancypuje się przez edukację. I co ciekawe, pociąga za sobą matkę. Po udanym egzaminie córki Val odzyskuje siłę i sprawczość. Odchodzi od swoich pracodawców, konfrontuje się z nimi. Wynajmuje z córką mieszkanie. Reżyserka podbija dodatkowo tę ścieżkę emancypacji Jessiki poprzez motyw odrzucenia możliwości awansu klasowego przez romans lub małżeństwo z panem Carlosem, który obie rzeczy wcześniej nieudolnie proponuje. Dokonuje się zatem obalenie jedynej drogi kariery służącej z dołów społecznych – kliszy tak mocno osadzonej w popkulturze za sprawą seriali brazylijskich.

Reżyserka nie jest nieświadoma ograniczeń tej rewolucji. Dookoła prowizorycznego tarasu nowego domu kobiet majaczy groźna favela. Val, która rzuciła pracę i źródło utrzymania, mówi, że o przyszłości pomyśli potem. Solidarność córki z matką ma jednak szansę wyrwać każdą z nich z piekła. Val może w końcu poznać i kochać z bliska swoje dziecko (i wnuka, którego planuje sprowadzić do nowego domu). Jessica nie musi powtarzać historii matki, wybierać między synkiem a lepszą przyszłością. Liczyć jednak mogą tylko na siebie.

„Prawie jak matka”, film będący brazylijskim kandydatem do Oscara, przypomina nam w niewymyślny i żywiołowy sposób o sprawczej sile edukacji. Być może liczne nagrody, jakie udało mu się zebrać na europejskich festiwalach, świadczą o tym, że trafił w głęboką potrzebę odzyskania utraconego zaufania do wiedzy jako sposobu radzenia sobie z pogłębiającymi się nierównościami. Zwłaszcza w sytuacji, gdy w Europie i u jej granic rosną nowe mury, te klasowe, jak i te realne, kolczaste.

Film:

„Prawie jak matka”, reż. Anna Muylaert, Brazylia 2015.

 

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 350

(38/2015)
22 września 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj