0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Pożegnanie z mitem....

Pożegnanie z mitem. „Moja wojna w Hiszpanii” Sygmunta Steina

Łukasz Bertram

We wspomnieniach Sygmunta Steina front hiszpańskiej wojny domowej nie oddziela wojsk generała Franco od oddziałów republikańskich. Przebiega między złudzeniami a rozczarowaniem; między idealizmem i nadzieją a dogmatyzmem i cynizmem.

Stein_Moja wojna

W 1961 r. we Francji ukazała się napisana w jidysz książka pt. „Der biger-krig in Shpanioe. Zikroines fun a militsioner”. Jej autor Sygmunt Stein (1899–1968), weteran wojny domowej w Hiszpanii, ukazał ten konflikt oraz rolę, jaką odegrały w nim Związek Radziecki i Brygady Międzynarodowe, w sposób, który absolutnie nie dał się pogodzić z mitem jednoznacznej walki dobra ze złem, demokracji z faszyzmem – mitem, który w wielu lewicowych kręgach przetrwał upadek ZSRR. Może dlatego na przekład tych wspomnień na język francuski trzeba było czekać aż do roku 2012. Na szczęście minęły ledwie trzy lata, a trafiły one do Polski. Na szczęście, gdyż nie jest to tylko opowieść o zamierzchłej wojnie. To także ważne świadectwo rozrachunku i namysłu nad wciąż nie do końca rozpoznanymi fenomenami zeszłego stulecia: zaangażowaniem w komunizm i odejściem od wiary w niego.

Komu bije stalinowski dzwon

Stein pochodził spod Lwowa, z biednej i religijnej rodziny żydowskiej. Zafascynowany ideami socjalistycznymi wstąpił do Bundu, jednak opuścił jego szeregi w 1921 r., by związać się z komunistami. Na polecenie Komunistycznej Partii Polski działał w żydowskich organizacjach – legalnych przybudówkach KPP – oraz ich organach prasowych. Wspominając siebie z tamtych lat, pisał o posłusznym i zdolnym wykonawcy partyjnych poleceń, nie tylko działającym zgodnie z wyznaczoną linią, lecz także podchodzącym do zadań z entuzjazmem. Warto zwrócić uwagę, że Stein nie był działaczem, dla którego akces do komunizmu był ucieczką od żydowskości, a internacjonalizm – paradoksalną ścieżką do polskości. Na „odcinku żydowskim” działał również w latach 30. w Czechosłowacji, gdzie zajmował się propagowaniem idei Żydowskiego Obwodu Autonomicznego w radzieckim Birobidżanie.

I właśnie w Pradze Stein dowiedział się w 1936 r. o pierwszych procesach moskiewskich, które zapoczątkowały Wielką Czystkę wśród radzieckich – ale nie tylko, wystarczy wspomnieć hekatombę KPP – działaczy komunistycznych. Ci, którzy nie zostali w niej wygubieni, reagowali różnorodnie, ale częstą postawą była próba przekonania siebie i innych, że absurdalna wizja, wedle której najwybitniejsi bolszewicy czy kapepowcy są w istocie imperialistycznymi agentami, jest prawdziwa, a Partia (ucieleśniona w Stalinie) i Komintern mają zawsze rację.

Nie był to przypadek autora „Mojej wojny…”. Dla niego jawiło się to jako koszmar, w który trudno było uwierzyć, koszmar, który już zdążył wstrząsnąć podstawami jego komunistycznej wiary. To właśnie przeżycie stało się impulsem, by wyjechać na wojnę do Hiszpanii. Nie jechał więc na nią jako jeden z wielu idealistów pełnych nadziei. Oczywiście pragnienie, by bronić Republiki i całej proletariackiej sprawy przed faszyzmem, było ważną motywacją. Głównym jednak powodem stała się chęć zduszenia wątpliwości – w walce, która miała wyklarować, gdzie stoi wróg, a gdzie przyjaciel. Tym, co można było wybrać zamiast obrony swojej dotychczasowej drogi życiowej w taki sposób, było postawienie się poza partią i ruchem, co dla człowieka wyobcowanego z jakichkolwiek innych środowisk oznaczało znalezienie się w kompletnej próżni, a w najgorszym przypadku – w roli napiętnowanego renegata.

Funkcjonariusze broni

Stein jechał do Hiszpanii z myślą o walce z bronią w ręku na froncie, stanięciu twarzą w twarz z wrogiem. Czytelnika, który liczyłby na opis wojny jako takiej, spotka jednak srogi zawód. Wyłączając jeden epizod umieszczony na końcu książki, strona frankistowska praktycznie w ogóle nie pojawia się w tej opowieści. Front hiszpańskiej wojny domowej przebiegał dla Steina zupełnie gdzie indziej, zarówno geograficznie, jak i ideowo.

Autor, jako człowiek władający wieloma językami, skierowany został na tyły, do pracy w aparacie polityczno-propagandowym w centrali Brygad Międzynarodowych w Albacete. Do jego zadań należało podtrzymywanie morale bojowników poprzez organizowanie koncertów i przedstawień, dbanie o dekoracje podczas uroczystości oraz o treść gazetek ściennych. Taki przydział był dla Steina wielkim rozczarowaniem, jednak szybko okazało się, że posadzenie za biurkiem stanowiło najmniejszą niedogodność.

Pierwszą lekcję autor odebrał tuż po przybyciu do Albacete, kiedy to polecono usunąć mu z życiorysu wszystkie wzmianki o dawnej przynależności do Bundu. Przez kolejne tygodnie było coraz gorzej. „Wkrótce się przekonałem, że do pracy propagandzistów należało nie tylko oddziaływanie, ale także… wyłączenia funkcjonowania ludzkich umysłów” (s. 75) – pisze Stein, któremu obok pisania górnolotnych haseł (ich fałsz był dla niego coraz bardziej widoczny) kazano czytać korespondencję żołnierzy i tropić wszelką nieprawomyślność. Gdy pewnego dnia przypadkiem zobaczył niedaleko sztabu trzy przykryte workami ciała, zrozumiał, że od jego decyzji zależeć może ludzkie życie – i nie będzie to życie znienawidzonego faszysty, lecz towarzysza broni.

Ci towarzysze zresztą byli bardzo różni. Stein nakreślił w swoich wspomnieniach wiele zapadających w pamięć portretów, które z grubsza można podzielić na trzy grupy: prawdziwych idealistów, szczerze wierzących w Sprawę; zagubionych, nierzadko prymitywnych lumpenproletariuszy, ściągniętych na wojnę jako tanie mięso armatnie; brutalnych funkcjonariuszy radzieckich służb lub ich współpracowników, wiernie realizujących cyniczną politykę Kremla. Szybko okazuje się, że to ci pierwsi, najlepsi, ponoszą największą klęskę. Autor opisuje chociażby losy Leszka (Lejby) Pasackiego, ucieleśnienia zarówno komunistycznej wiary, jak i ludzkiej szlachetności, ulubieńca wszystkich bojowników. „Był stuprocentowym stalinistą, który nie przeżywał zwątpień ani wahań, ale jego stalinizm to była rewolucyjność w czystej postaci, niemal religia. Żył bardziej fantazją niż rzeczywistością. Wszystko widział w najpiękniejszych barwach” (s. 142). Do wszystkiego podchodził z entuzjazmem. Co z tego, skoro padł ofiarą oskarżeń o najgorszą z możliwych herezji: trockizm. Nie dano mu się z niczego wytłumaczyć, wysłano na front. A Stein – jak wspominał – wiedział już, że on stamtąd nie wróci, że padnie od kuli – nie frankistowskiej, lecz wymierzonej w plecy przez współtowarzyszy.

Pasacki zginął, przeżył natomiast Tadeusz Ćwik [1], we wspomnieniach Steina postać ponura, wzorzec stalinisty, który fanatyzm łączył z cynizmem i pogardą. Przeżył również André Marty, legendarny główny komisarz polityczny Brygad Międzynarodowych. Człowiek, którego nazwisko wymawiano w Albacete ze zgrozą, dla którego – tak przynajmniej wspomina Stein – nie stanowiło problemu rozstrzelanie żołnierza skarżącego się na braki w zaopatrzeniu. Dla autora „Mojej wojny…” to tacy ludzie nadawali ton Brygadom, pogrążającym się w demoralizacji i podejrzliwości.

Klamrą, która zamyka pierwszy z pobytów Steina w Hiszpanii (autor trafił na pewien czas do szpitala we Francji), są dwa obrazy Barcelony. Gdy przybywa do niej pierwszy raz, jest to miasto rozśpiewane, rozentuzjazmowane, pełne nadziei na zwycięstwo nad wspólnym wrogiem. Na ulicach widać sztandary komunistów, socjalistów, anarchistów, a towarzyszący autorowi Franek, prosty górnik z północy Francji, całkowicie oddany walce klasowej, wykrzykuje: „Jaka piękna jest rewolucja!”. Zupełnie inaczej miasto wygląda po bratobójczych walkach między stalinowcami a ich przeciwnikami, które były kolejnym etapem zacieśniania kontroli nad Republiką przez tych pierwszych [2]. Było to już miejsce szare, zgaszone, zastygłe w przerażeniu, w którym na dźwięk słów „Brygady Międzynarodowe” ludzie spluwają z nienawiścią.

„Moja wojna w Hiszpanii” porusza wiele innych tematów – jak choćby zaangażowanie Żydów w komunizm oraz narastający w tym ruchu antysemityzm. Przede wszystkim jednak to obraz rodzenia się i krzepnięcia stalinizmu. Dla autora jest to proces tracenia nie tylko wiary, lecz także godności. Idąc przez Barcelonę po jej pacyfikacji, czując na sobie wrogie spojrzenia, Stein czuł „odrazę dla samego siebie, do własnego ciała, do krwi płynącej w moich żyłach”. Pytał: „jakiż to zły duch kazał mi tu przyjechać, do tego kraju, żeby stać się jednym z katów tych życzliwych ludzi?” (s. 222). Stalinizm to zastąpienie romantycznej legendy przez fabrykowane przez bezpieczniaków i propagandystów mity. Wspólnota walki o tę samą sprawę przekreślona przez krzepnącą hierarchię rang i zaszczytów, gdzie stojący wyżej patrzą na innych z pogardą. Samotność tych, którzy próbują zasiać ziarno wątpliwości wśród osób bezkrytycznie wierzących w propagandę. Stein rysuje również przejmujący pejzaż centrali w Albacete, jaki zastał po powrocie z Francji. To już szczyt Wielkiego Terroru, dawni towarzysze zastąpieni nowymi ludźmi, żyjącymi w strachu, że mogą podzielić los poprzedników. Słowem – czystka.

Elegia o komuniście polskim

Lewicowy mit Brygad Międzynarodowych i manichejskiego spojrzenia na tamtą wojnę mocno już skruszał, ale długo miał swoich wiernych wyznawców. Utrwalali go zresztą nie tylko stalinowscy funkcjonariusze, lecz także zapewne wielu ludzi pełnych dobrych intencji, którzy obawiali się, że dekonstrukcja walki z reakcją i faszyzmem przysłuży się tym ostatnim. Wojna w Hiszpanii ma przecież również swój kontrmit, w którym generał Franco to rycerz bez skazy broniący zachodniej cywilizacji przed bolszewicką nawałą, a walczący po stronie Republiki byli bez wyjątku mordercami, gwałcicielami zakonnic i podpalaczami kościołów. Mit, który ma tyleż wspólnego z rzeczywistością, co opowieść o szlachetnych komisarzach z ZSRR. Wspomnienia Sygmunta Steina, noszące podtytuł „Koniec mitu”, są niezwykle gorzkie, rozliczają się z komunizmem i osobistym weń zaangażowaniem w sposób bezwzględny, wstrząsają dobrym samopoczuciem tych, którzy skłonni są widzieć zło tylko po drugiej stronie barykady. To oczywiście relacja subiektywna, ale wpisująca się w bardziej zniuansowaną narrację o tamtej wojnie, charakterystyczną chociażby dla fundamentalnej pracy Antony’ego Beevora [3].

Jednocześnie jednak ta książka to hołd złożony tym, którzy poszli na wojnę ze szczerym pragnieniem walki o wolność, równość i braterstwo. Wszak Stein po francuskim interludium wrócił do Hiszpanii, gdzie „nadal trzeba walczyć z faszyzmem” (s. 238). Front, na który wreszcie trafił i gdzie przeżył masakrę swojej niewyszkolonej i źle zaopatrzonej kompanii, jawi się niemal jako przestrzeń prawdziwej czystości. Jakiś czas temu pisałem w „Kulturze Liberalnej”, dlaczego należy zostawić w spokoju warszawską ulicę Dąbrowszczaków, nawet jeśli część z nich była właśnie takimi ludźmi, których ze zgrozą opisuje Stein – zapiekłymi fanatykami albo cynikami pouczającymi, że przecież nie da się zrobić omletu bez rozbijania jaj. Byli przecież i tacy jak Leszek Pasacki. I była ich sprawa oraz wróg – Franco – którego stalinowskie zbrodnie nie czynią ani trochę piękniejszym. Książka Steina, będąc zatem wielkim oskarżeniem komunizmu, paradoksalnie nabiera – zapewne wbrew intencjom autora – pewnych cech jego elegii.

***

Na koniec należy jeszcze pochwalić Wydawnictwo Literackie za bardzo staranną edycję wspomnień Steina. Zostały one opatrzone rozwiniętym aparatem krytycznym. Przypisy nie tylko ułatwiają czytelnikowi przedarcie się przez gąszcz szyldów partyjnych, numerów jednostek wojskowych, nazwisk i pseudonimów, lecz także prostują faktograficzne pomyłki autora. Wartościowe jest również posłowie francuskiego historyka Jean-Jacquesa Marie, konfrontującego świadectwo Steina z innymi źródłami.

Przypisy:

[1] Po wojnie wysoki rangą działacz związkowy i partyjny.
[2] Wydarzenia te opisał George Orwell w poruszającej książce „W hołdzie Katalonii”.
[3] Antony Beevor, „Walka o Hiszpanię 1936–1939. Pierwsze starcie totalitaryzmów”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2009.

 

Książka:

Sygmunt Steina, „Moja wojna domowa w Hiszpanii”, przeł. Bella Szwarcman-Czarnota, Jan Maria Kłoczowski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 369

(5/2016)
2 lutego 2016

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj