0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Czytając > Pozory oryginalności. O...

Pozory oryginalności. O książce „Paradoks ukraińskiego Lwowa” Tarika Cyrila Amara

Ola Hnatiuk

Tarik Cyril Amar mógł stworzyć oryginalne studium historii powojennego Lwowa, wolne od schematów dominujących w narracjach narodowych. Poprzestał jednak na stereotypowych wyobrażeniach i bałamutnych tezach.

Wydawałoby się, że o Lwowie pierwszej połowy XX w. napisano już prawie wszystko. Był Leopolis Semper Fidelis, a więc ujęcie dziejów miasta w kluczu heroicznej walki o niepodległość i przynależność do Polski. Była nostalgiczna kresowa Atlantyda, czyli topos utraconego raju. Ukazały się solidne studia poświęcone życiu codziennemu mieszkańców Lwowa i ich martyrologii w okresie okupacji, prace o różnych środowiskach i opracowania monograficzne architektury miasta. Dla współczesnych badaczy swego rodzaju kluczem do pisania o Lwowie stała się wielokulturowość miasta, choć rzadko podejmowano wysiłek rzetelnej rekonstrukcji wzajemnych relacji, ukazania całej mozaiki dziedzictwa kulturowego, wreszcie opisania współczesnego Lwowa, którego mieszkańcy z taką chęcią odwołują się do bogatej historii.

Od co najmniej 10 lat Lwowem jako miastem na pograniczu zaczęli się interesować także badacze spoza środkowoeuropejskiego kręgu kulturowego, czego owocem są publikacje amerykańskie i niemieckie, które ukazały się w ostatnim pięcioleciu. Tarik Cyril Amar w rozprawie „Paradoks ukraińskiego Lwowa. Miasto na pograniczu między stalinizmem, nazizmem i nacjonalizmem”, wydanej pod koniec 2015 r., zapowiada spojrzenie odmienne od tego, jakie prezentują historycy polscy czy ukraińscy. Co więcej, autor postanowił zająć się okresem najbardziej dramatycznych zmian – od II wojny światowej.

Lwów, Wały Hetmańskie, początek XX w. Źródło: Wikimedia Commons.

Lwów, Wały Hetmańskie, początek XX w. Źródło: Wikimedia Commons.

Wyjście poza etnocentryzm

Na czym miałaby polegać ta odmienność spojrzenia? Przede wszystkim na uwolnieniu się od perspektywy etnocentrycznej. Istotnie, w świadomości współczesnych Polaków i Ukraińców nadal dominują narodowe wizje historii. Pomimo przełomu, jaki dokonał się w metodologii badań historycznych, pomimo rozwoju mikrohistorii i rosnącej roli historii mówionej, pomimo proklamacji niepodległości narracji upośledzonych mniejszości, w powszechnym użyciu są interpretacje oparte na czarno-białych lub bardzo uproszczonych schematach. Wielu autorów, choć formalnie odwołuje się w swych studiach do wielokulturowej przeszłości Lwowa czy wschodnich terenów II Rzeczypospolitej, ogranicza się najczęściej do słów wprowadzających, będących swoistym rytuałem. W tekście głównym historia innych narodowości zamieszkujących Lwów zazwyczaj nie znajduje odzwierciedlenia, chyba że w formie konfrontacji.

Wciąż historykom polskim i ukraińskim daleko do takiej wizji, która byłaby zrozumiała dla odbiorcy z innego kręgu kulturowego. Wydawałoby się zatem, że amerykańsko-niemiecki historyk, doskonale obeznany zarówno z dzisiejszymi realiami Lwowa, jak i najnowszymi badaniami, a nade wszystko: ze źródłami, zdoła wznieść się ponad narracje narodowe i przedstawić najnowszą historię miasta z perspektywy bardziej uniwersalnej, zrozumiałej dla zachodniego odbiorcy. Jak więc prezentuje się książka „Paradoks ukraińskiego Lwowa…” na tak zarysowanym tle? Na ile wychodzi poza schematy interpretacyjne? Co nowego wnosi do naszej wiedzy o Lwowie międzywojennym, wojennym i powojennym?

Tarik Cyril Amar, do niedawna dyrektor naukowy Centrum Badań Historii Miejskiej we Lwowie, opublikował swoją pracę po wielu latach badań i gruntownych kwerend w archiwach, w szczególności ukraińskich i rosyjskich. Jego ambicją było ukazanie najnowszej historii miasta na pograniczu kultur, miasta znajdującego się pod ciśnieniem XX-wiecznych ideologii – komunizmu, nazizmu i nacjonalizmu. Autor koncentruje uwagę na okresie wojennym i powojennym, rozpoczyna jednak od obszernego przybliżenia historii Lwowa przed 1939 r. Zrozumiałe, że ta część niewiele może wnieść do wiedzy polskiego czy ukraińskiego czytelnika, ale jest niezbędna dla angielskojęzycznego odbiorcy, słabo obeznanego z dziejami Europy Środkowo-Wschodniej. W kolejnych rozdziałach, poświęconych okresowi wojny i powojnia, historyk ukazuje dokonane przemocą zmiany oblicza miasta z wielokulturowego na jednokulturowe. Dopiero druga połowa pracy Amara przynosi próbę wyjaśnienia tytułowego paradoksu, a mianowicie w jaki sposób zwalczający nacjonalizmy reżim sowiecki doprowadził do tego, że Lwów stał się najbardziej ukraińskim miastem pośród wielkich aglomeracji ZSSR.

Historycy ukraińscy, a w szczególności lwowscy, dostrzegali to zjawisko, lecz bardziej szczegółowych badań nie podejmowali. Polscy historycy z kolei w minimalnym stopniu interesowali się powojennymi dziejami Lwowa. Z tym większym zainteresowaniem sięgnęłam po książkę Amara. Należy zaznaczyć, że nie jest to pierwsza publikacja angielskojęzyczna podejmująca ten temat, by wspomnieć obszerny i prekursorski tekst Jarosława Bilinskiego [1] oraz pionierski esej „Zagadka lwowskiej polityki” Romana Szporluka [2] sprzed ćwierć wieku. W oparciu o badania poziomu czytelnictwa ukraińskojęzycznych tekstów i dane statystyczne Szporluk uznał Lwów za najmniej zsowietyzowane miasto na obszarze europejskim ZSSR, a zarazem w największym stopniu uczestniczące w odbiorze kultury ukraińskiej (w jej sowieckim wariancie).

Podobną tezę postawił William Risch w wydanej przed 5 laty interesującej książce ukazującej powojenną sowietyzację Lwowa [3]. Zjawisko to opisała również Eleonora Narvselius w studium poświęconym ukraińskiej inteligencji [4]. Inaczej niż Bilinsky, Szporluk, a następnie Risch i Narvselius, Amar twierdzi, że Lwów uległ sowietyzacji, ale nie rusyfikacji. To istotna różnica zdań. W „Paradoksie ukraińskiego Lwowa” zabrakło jednak zniuansowania: do początku odwilży 1956 r. Lwów był zrusyfikowany w o wiele większym stopniu niż inne miasta ukraińskie. Nie tylko na uniwersytecie czy w urzędach, ale i na ulicy dominował język rosyjski. Intensywna urbanizacja, zapoczątkowana w końcu lat 50., przyniosła do miast masę ludności wiejskiej, w większości ukraińskojęzycznej. O ile jednak w centrum i na wschodzie przybysze dostosowywali się do języka dominującego w mieście, o tyle we Lwowie interferencja fali ludności wiejskiej oraz fali odwilży (zmniejszenie liczby funkcjonariuszy bezpieczeństwa) stworzyły fenomen ukraińskiego Lwowa. O tym jednak Amar nie pisze.

Tezy (nie)odkrywcze

Niestety, nie jest to jedyną słabością „Paradoksu ukraińskiego Lwowa…”. Za znacznie poważniejszy mankament uznać należy brak odwołań do nowszej i najnowszej literatury przedmiotu w języku polskim i ukraińskim. By nie być gołosłowną, ale też nie zamienić recenzji w bibliografię, poprzestanę na dwu pozycjach: „Kronice 2350 dni wojny i okupacji Lwowa 1 IX 1939 – 5 II 1946” [5] oraz „Kalendarium Lwowa 1918–1939” Agnieszki Biedrzyckiej [6]. Mogłyby one stać się jeśli nie przewodnikiem, to wskazówką dla autora, gdyby zechciał posiłkować się zawartą w nich bibliografią. W książce zabrakło także wielu najnowszych rozpraw ukraińskich badaczy. Najbardziej rażące jest nieuwzględnienie studiów traktujących o powojennej polityce wobec mieszkańców zachodnich obwodów Ukrainy, a więc temacie, który autor zamierzał zgłębić wszechstronnie. To braki trudne do usprawiedliwienia, gdyż Amar spędził wiele lat we Lwowie, co więcej, był dyrektorem naukowym instytucji o bardzo pokaźnych zbiorach bibliotecznych, zatrudniającej znakomity, młody zespół badaczy. Po lekturze „Paradoksu ukraińskiego Lwowa” trudno mi było oprzeć się wrażeniu, że autor starał się uniknąć zależności własnych sądów od sądów innych autorów za cenę nieznajomości ich prac, podejmujących podobną tematykę.

Lwów, ul. Akademicka, okres międzywojenny (od lat 50. aleja Szewczenki). Źródło: Wikimedia Commons.

Lwów, ul. Akademicka, okres międzywojenny (od lat 50. aleja Szewczenki). Źródło: Wikimedia Commons.

Czy pozwoliło to autorowi na sformułowanie tez odkrywczych? Nie jestem tego pewna. Oczywistością wydaje się stwierdzenie autora znajdujące się we wstępie, że na współczesny kształt ukraińskiej tożsamości miasta wpływ miały nie tylko wierność mieszkańców Lwowa przedwojennym ukraińskim tradycjom narodowym, lecz także sowieckie rządy (s. 1). Możliwe, jak twierdzi Amar, że nie znajduje to odzwierciedlenia w narracji narodowej, niemniej jednak nawet ci ukraińscy badacze, którzy skupiają uwagę wyłącznie na martyrologii narodowej, piszą o okresie komunistycznym jako takim, który odcisnął piętno na obliczu Lwowa. Tak więc nikt nie utrzymuje, że współczesne narodowe oblicze Lwowa jest wyłącznie skutkiem wierności ukraińskim tradycjom narodowowyzwoleńczym.

Jak już wspomniałam, przed Amarem pisali o ambiwalencji między ukraińskim a sowieckim Lwowem badacze zachodni (Szporluk, Risch). Jeśli chodzi o ukraińskie publikacje, to wymienić należy opublikowane przed 10 laty błyskotliwe studium Jarosława Hrycaka, poświęcone narodowej symbolice w przestrzeni miejskiej [7]. Tej pozycji (jak i eseju Szporluka, i rozprawy Bilinskiego) nie znajdziemy jednak w obszernej bibliografii „Paradoksu…”.

Inna postawiona we wstępie teza wydaje się nie tylko mało precyzyjnie sformułowana, ale i nader ryzykowna: „Dopiero po rozpoczęciu II wojny światowej czynniki zewnętrzne (międzynarodowe) oraz wewnętrzne (miejscowe) wespół rozpętały trwającą latami istną burzę politycznej, wojskowej i etnicznej masowej przemocy, która trwale zmieniła miasto; umożliwiły to w bezprecedensowej skali zarówno państwa, jak i organizacje walczące o uzyskanie statusu państwa, zewnętrzni agresorzy oraz miejscowi” (s. 2). Wystarczy wymienić kilka miast w Polsce, takich jak Warszawa, Wrocław czy Gdańsk, by pojąć, że ani o masowej przemocy, ani o przeobrażeniach, jakie się dokonały we Lwowie, nie sposób pisać jako o „bezprecedensowych”. Jeśli mowa o skali przemocy, to w samym tylko Babim Jarze w Kijowie zamordowano na przełomie września i października w ciągu zaledwie kilku dni kilkadziesiąt tysięcy żydowskich mieszkańców. Gdy analizujemy charakter przemian, to najwięcej podobieństw można dostrzec między Lwowem a Wilnem.

Nie ulega wątpliwości, że miejscowi mieszkańcy mieli swój udział w przemocy wobec żydowskiej ludności. Niemniej jednak stwierdzenie, że dokonały tego „zarówno państwa, jak i organizacje walczące o uzyskanie statusu państwa” (podziemie niepodległościowe) uważam za mętne. Nie rozumiem, dlaczego autor nie wskazuje wprost na formacje odpowiedzialne za udział w masowych mordach (określeniem tym można by przecież z równym powodzeniem objąć także AK). Co więcej, w zdaniu tym rozmywa się odpowiedzialność oraz deformuje obraz wydarzeń. Jeśli chodzi o pierwszą kwestię, udział pomocniczych formacji policji w wymordowaniu ludności żydowskiej nie może przesłaniać odpowiedzialności nazistów. Obarczenie odpowiedzialnością „organizacji walczących o status państwa” oraz miejscowych mieszkańców zarówno za zbrodnie nazistowskie, jak i stalinowskie można by uznać za nieporozumienie, gdyby nie to, że podobne stwierdzenia pojawiają się w kilku miejscach „Paradoksu…” (m.in. „Zarówno wszechwładna administracja państwa nazistowskiego, jak też inicjatywy oddolne przynosiły nieustanne grabieże”, s. 106).

Braki lekturowe

Pierwsze cztery rozdziały Tarik Cyril Amar poświęca dziejom Lwowa do końca II wojny światowej. Pod względem źródłowym nie są one odkrywcze. Przytaczana literatura przedmiotu na pierwszy rzut oka wygląda imponująco, jednak ma poważne luki. Pisząc o Doncowie, Amar nie odwołuje się np. do najnowszych polskich lub ukraińskich publikacji (wymienię tylko trzech historyków, którzy w ostatnim piętnastoleciu analizowali ideologię integralnego nacjonalizmu: Tomasza Stryjka, Romana Wysockiego oraz Ołeksandra Zajcewa), polemizuje natomiast z wydaną przed 35 laty pracą amerykańskiego politologa Alexandra Motyla. Autor charakteryzuje Dmytra Doncowa następująco: „główny ideolog ukraińskiego nacjonalizmu etnicznego, przeobrażającego się w rasistowski faszyzm”, „autor utworów nawołujących do stosowania przemocy” (s. 39). To chyba zbyt dużo epitetów, nawet jak na Doncowa.

Jeśli chodzi o okres międzywojenny, znajomość literatury przedmiotu pozostawia wiele do życzenia. Pisząc o polskiej polityce narodowościowej w tym okresie (s. 40–42), Amar najchętniej odwołuje się do publikacji angielskojęzycznych, a nawet niemieckich, „zapomina” jednak o pracach podstawowych, takich jak wydane w 1979 r. studium Andrzeja Chojnowskiego „Koncepcje polityki narodowościowej rządów polskich w latach 1921–1939”. Podobnie postępuje, informując o wielu innych kwestiach: pacyfikacji wsi ukraińskich w 1930 r., osadnictwie wojskowym, reakcjach na wkroczenie Armii Czerwonej w 1939 r. Autor koncentruje uwagę na opisie polsko-ukraińskiego konfliktu, którego centrum był Lwów, ani słowem nie wspominając o próbach porozumienia. Opisuje skrajne ideologie i formacje, pomijając to, co było nie mniej ważne, a może znacznie ważniejsze w międzywojennym życiu społeczno-politycznym: legalne partie (demokratyczne, chrześcijańsko-demokratyczne, socjalistyczne) oraz najróżniejsze formy działalności oświatowej i społecznej.

„Tango śmierci”, 1943 r. – zdjęcie wykorzystane na procesie norymberskim. Archiwum Państwowe Obwodu Lwowskiego (DALO). Źródło: Wikimedia Commons.

„Tango śmierci”, 1943 r. – zdjęcie wykorzystane na procesie norymberskim. Archiwum Państwowe Obwodu Lwowskiego (DALO). Źródło: Wikimedia Commons.

Nie mniej dziwną strategię odwołań do literatury przedmiotu obserwujemy, jeśli chodzi o okres okupacji [8]. Można by to zrozumieć, gdyby praca Amara miała charakter popularyzatorski, a nie naukowy. Można by to wyjaśniać również potrzebą odwołania do publikacji dostępnych amerykańskiemu czytelnikowi, gdyby nie liczne cytowania prac autorów niemieckich. Czytelnikowi polskiemu czy ukraińskiemu trudno oprzeć się wrażeniu, że ma do czynienia ze strategią kolonialną: w studiach nad takim regionem badacz nie odczuwa większej potrzeby odwoływania się do piśmiennictwa tubylców.

Błędne założenia

W rozdziałach poświęconych okresowi okupacji Amar stara się wykazać, że celem nadrzędnym sowieckich władz okupacyjnych była walka z polskością. Teza to nie nowa, doskonale znana z publikacji polskich. Wydaje się, że autor nie docenił tu znaczenia sowieckiej praktyki opartej na zasadzie „dziel i rządź”, w szczególności wygrywaniu różnych narodowości przeciwko sobie. Przykładowo, usunięcie Jerzego Borejszy ze stanowiska dyrektora dawnego Ossolineum autor uważa za znak, iż sowiecki polski Lwów ma zniknąć. Tymczasem polityka kadrowa władz sowieckich polegała na utrzymywaniu nawet sprawdzonych ludzi w niepewności jutra, w przeświadczeniu o nieustannej zmianie. Narodowość człowieka obejmującego stanowisko kierownicze o tyle miała znaczenie, że kolejna osoba zazwyczaj była innej narodowości (Ukraińców wymieniano na Polaków, Żydów na Ukraińców itd.). Preferencje stosowano wyłącznie wobec obywateli sowieckich z partyjnym stażem, ale i ci nie byli pewni jutra, by wskazać przykład przewodniczącego sowieckiego Związku Pisarzy czy rektorów lwowskich uczelni.

Przekonanie o niepodważalności tezy o ukrainizacji Lwowa przez władze sowieckie i zaangażowaniu w ten proces miejscowych Ukraińców spłatało autorowi niemiłego figla. Co prawda bez trudu można by wskazać przedstawicieli ukraińskiej inteligencji, którzy wyrazili poparcie dla „zjednoczenia” i „wyzwolenia” (Marian Panczyszyn, Kyryło Studynski), ale Amar wybrał postaci związane z ruchem narodowym – Osypa Nazaruka (s. 73) i Milenę Rudnycką (s. 76). O Osypie Nazaruku, który uciekł ze Lwowa na początku października 1939 r., a zmarł w marcu 1940, historyk pisze, że z radością witał nadejście Armii Czerwonej, choć w 1940 r. opuścił Lwów. Z kolei Milenie Rudnyckiej udało się potajemnie wyjechać z miasta pod koniec 1939 r. Okres ten wspominała jak najgorzej: kilkanaście tygodni pod okupacją sowiecką wyczerpało ją nieporównanie bardziej niż kilkanaście lat walki z władzami polskimi. Ani Nazaruk, ani Rudnycka, wbrew twierdzeniu autora, nie popierali władz sowieckich.

Źródłowo najcenniejsze są rozdziały poświęcone powojennym przeobrażeniom Lwowa: przymusowemu wysiedleniu Polaków na podstawie umowy między PKWN a władzami USRS (dla zachowania pozorów dobrowolności i prawomocności); rusyfikacji miasta przeprowadzanej pod pretekstem industrializacji i walki z nacjonalizmem; prześladowaniom nielicznej pozostałej inteligencji ukraińskiej (komuniści nazywali to reedukacją, w rzeczywistości stosowano terror); represjonowaniu żydowskiej społeczności. Szczególnie cenny jest opis powojennej codzienności lwowskiej z wszechobecnymi chaosem i przemocą (podrozdział „Bardzo dziki Zachód”). „Wyzwoliciele” traktowali ludność miejscową jak podbitych tubylców, a wszelkie próby interwencji podejmowane przez miejscowych komunistów nie przynosiły efektu, poza rosnącą niechęcią przedstawicieli władzy wobec skarżących się. Niestety, i te rozdziały nie są wolne od błędów i przeinaczeń, zapewne wynikających z ugruntowanych przekonań autora. Przykładowo, niezgodne z prawdą jest stwierdzenie, że w odróżnieniu od inteligencji polskiej inteligencja ukraińska pozostała na miejscu (s. 184). W rzeczywistości spora jej część opuściła Lwów w obawie o swe życie jeszcze w połowie 1944 r. Ci, którzy pozostali, poddani zostali represjom; część znalazła się w więzieniach i łagrach; tych, których uznano za niepożądanych, deportowano na Syberię. I tylko niewielka część inteligencji ukraińskiej faktycznie pozostała we Lwowie – przetrwała fizycznie i mogła dalej pracować w swoim zawodzie, a nie w łagrach.

Trudno mi zgadnąć, skąd się wzięło przekonanie autora, że wymiar sprawiedliwości ZSRS był nieskuteczny, jeśli chodzi o sądzenie byłych kolaborantów niemieckich (s. 207–208). W rzeczywistości nie tylko hitlerowców, ale i kolaborantów (jak też najbardziej znanych działaczy politycznych) tropił SMIERSZ (organizacja będąca państwem w państwie NKWD). W powojennych dziesięcioleciach zajmował się tym aparat ścigania, który można oskarżać o wiele zbrodni, ale na pewno nie o zaniechania. Większość pojmanych skazano na śmierć, w tym np. Wilhelma Habsburga (Wasyla Wyszywanego), o czym pisał m.in. Timothy Snyder.

Tramwaj na ulicach przedwojennego Lwowa. Źródło: Wikimedia Commons.

Tramwaj na ulicach wojennego Lwowa. Źródło: Wikimedia Commons

Deformacje

Sporo uwagi poświęca autor przejawom antysemityzmu (odmowom wydania majątku pozostawionego na przechowanie czy opuszczenia zajmowanego mieszkania, przypadkom przemocy). Najmniej znanym w Polsce i na Ukrainie tematem jest historia zamknięcia ostatniej synagogi we Lwowie (rozdział 7). Amar ukazuje kulisy działania sowieckiego aparatu, bez skrupułów wykorzystującego w swej argumentacji wobec władz zwierzchnich antysemickie stereotypy. Rozdział ten jest poszerzoną wersją wcześniej opublikowanego artykułu w „East European Jewish Affairs”. O ile jednak w formie artykułu ta dramatyczna historia nie wymagała szerszego kontekstu, to w książce jest on niezbędny. Walka z religią na ziemiach przyłączonych do ZSRS przybrała formę najbardziej skrajną, jeśli chodzi o Kościół greckokatolicki, który formalnie przestał istnieć, choć żaden z biskupów nie wziął udziału w osławionym soborze w marcu 1946 r. Przez ponad 40 lat Kościół greckokatolicki na terenie ZSRS działał w katakumbach, a pamięć o tym jest szczególnie żywa we Lwowie. Władze sowieckie nie mogły zlikwidować Kościoła rzymskokatolickiego w ZSRS, ale warunki jego działania w najtrudniejszym okresie były niewiele lepsze od tych, w których istniał Kościół greckokatolicki. Prześladowania objęły wszystkie wspólnoty religijne, przy czym sięgano po najbrudniejsze metody – od oskarżeń o kolaborację z hitlerowcami (Kościół greckokatolicki i jego zwierzchnika, metropolitę Andreja Szeptyckiego) do wykorzystania kompromitujących materiałów.

Gmina żydowska niestety nie stała się wyjątkiem od reguły. Gdyby Amar zechciał pokazać szerszy kontekst likwidacji ostatniej synagogi we Lwowie, napisałby bez wątpienia o tym, że w „liberalnych” latach 60. podobny los spotkał cerkwie prawosławne. Nie ujęłoby to dramatyzmu historii ostatniej synagogi, pozwoliłoby za to ujrzeć ją w szerszej perspektywie niż tylko antysemityzm decydentów. Co więcej, autor nie zaryzykowałby wówczas tezy, że zamknięcie synagogi było inicjatywą miejscowych władz, które o zgodę na to zabiegały w samej Moskwie. To tak jakby w dobie rusyfikacji twierdzić, że do zamknięcia szkoły gminnej doprowadził miejscowy wójt. Gdyby Amar nie starał się udowodnić przyjętej a priori tezy o antysemityzmie lwowskich deputowanych, nie napisałby, że miejscowe władze w 1989 r. były przeciwne ponownemu otwarciu synagogi, dopiero „zabiegi na górze sowieckiego poety i deputowanego do Rady Najwyższej Rostysława Bratunia pomogły przezwyciężyć ten opór” (s. 281).

Bratuń, lwowski poeta, dopiero w dobie pieriestrojki został deputowanym. Bynajmniej nie był przedstawicielem establishmentu, lecz człowiekiem, który tak pojmował swój obowiązek. Walczył zresztą nie tylko o synagogę i swobody religijne (jesienią 1989 r. wyszedł z podziemia Kościół greckokatolicki), lecz także o przywrócenie wszelkich swobód i praw obywatela. Przedstawienie Bratunia jako jedynego sprawiedliwego, który zabiega u władz sowieckich o synagogę wbrew oporowi władz miejscowych, to kolejna deformacja obrazu, wskazująca wyraźnie na tendencję autora do podporządkowania materiału pewnej tezie: miejscowi (Ukraińcy) dążą do tego, by Lwów stał się miastem wyłącznie ukraińskim, nawet sowieckie władze miejscowe ulegają tej presji mieszkańców, dlatego podejmują działania sprzeczne z dyrektywami centrum. Oczywiście nie zamierzam dowodzić, że w powojennym Lwowie nie zdarzały się przejawy antysemityzmu. Niemniej jednak twierdzę, że brak kontekstu, czyli nieukazanie sowieckiej polityki wewnętrznej, prowadzi do mylnych wniosków.

Podsumowanie Tarik Cyril Amar zatytułował „A Sonderweg through Soviet Modernity”, co rodzi niepokojące skojarzenia. Sonderweg (przekonanie o szczególnej drodze, którą kroczą Niemcy) przyjęto bowiem uznawać za jeden z najważniejszych czynników, który umożliwił nazistom dojście do władzy. Ten tytuł sugeruje istnienie związku między skrajnym nacjonalizmem a sowieckim projektem modernizacji, którego owocem stał się współczesny ukraiński Lwów. Co więcej, autor twierdzi, że już w połowie lat 50. władze sowieckie zaczynają wręcz promować odrębną zachodnioukraińską sowiecką tożsamość (s. 322). Równie dobrze można by dowodzić, że powojenny komunistyczny aparat represji z powodzeniem wcielił endecki ideał jednonarodowego państwa polskiego. Pokazuje to nie tylko brak szacunku dla ofiar stalinowskiej polityki, ale także całkowite niezrozumienie jej istoty.

Po lekturze „Paradoksu ukraińskiego Lwowa” Tarika Cyrila Amara obiecywałam sobie bardzo wiele, wierząc, że odnajdę w tej książce oryginalne studium wojennego i powojennego Lwowa. Okazało się jednak, że mimo pozorów oryginalności, książka ta jest ilustracją stereotypowego wyobrażenia o Lwowie, ogarniętym przez nacjonalizm oraz tezy o powolnym zawłaszczaniu miasta przez Ukraińców, z którymi z bliżej niesprecyzowanych powodów sprzymierzyli się komuniści. To wyjaśnienie tytułowego paradoksu jest nie tylko nieprzekonujące, ale i bałamutne. Ogromny materiał źródłowy, którym posłużył się Tarik Cyril Amar, powinien być niewątpliwą zaletą tej pracy. Tak się jednak nie stało: interpretacja źródeł podporządkowana została kilku tezom, w czym nie ma nic nowego. W każdym razie nie dla polskich i ukraińskich czytelników.

 

Hnatiuk-Okładka

Książka:

Tarik Cyril Amar, „The Paradox of Ukrainian Lviv. A Borderland City between Stalinists, Nazis, and Nationalists”, Cornell University Press, Ithaca, London 2015.

 

Przypisy:

[1] „The Incorporation of Western Ukraine and its Impact on Politics and Society in Soviet Ukraine”, [w:] „The Influence of Eastern Europe and Soviet West on the USSR”, Praeger, New York 1975.

[2] Roman Szporluk, „The Strange Politics of Lviv: an Essay in Search of an Explanation”, [w:] „The Politics of Nationality and the Erosion of the USSR”, red. Zvi Gitelman, Palgrave Macmillan, Basingstoke 1992, s. 215–231. Roman Szporluk dostrzegł przeciwstawne tendencje na obszarze całej USRS oraz we Lwowie i obwodzie lwowskim: o ile na terenie kraju rosła liczba Rosjan, postępowała też rusyfikacja, zwłaszcza w miastach, o tyle we Lwowie nie tylko malała procentowo liczba Rosjan, ale także było to jedyne miasto republiki, w którym dominował język ukraiński.

[3] William Risch, „The Ukrainian West: Culture and the Fate of Empire in Soviet Lviv”, Harvard University Press, Massachusetts 2011.

[4] Eleonora Narvselius, „Ukrainian Intelligentsia in Post-Soviet Lviv: Narratives, Identity, Power”, Lexington Books, Lanham 2012.

[5] „Kronika 2350 dni wojny i okupacji Lwowa 1 IX 1939 – 5 II 1946”, red. G. Mazur, J. Skwara i J. Węgierski, wyd. Unia, Katowice 2007.

[6] „Kalendarium Lwowa 1918–1939”, red. Agnieszka Biedrzycka, wyd. Universitas, Warszawa 2012.

[7] Jarosław Hrycak, „Konstrujuwannia nacionalnoho mista: wypadok Lwowa”, „Duch i Litera”, nr 17–18, s. 157–181.

[8] Przykładowo, gdy mowa o wymordowaniu polskich elit przez hitlerowców, amerykański historyk odwołuje się do pracy Jana Chrobaczyńskiego „Kraków i Lwów”, podczas gdy pracami podstawowymi są monografie Andrzeja Chwalby „Okupacyjny Kraków” oraz Grzegorza Hryciuka „Polacy we Lwowie 1939–1944”; spośród książek poświęconych mordowi profesorów lwowskich, należałoby się odwołać do wydanych jeszcze w 1989 r. pionierskich prac Włodzimierza Bonusiaka („Kto zabił profesorów lwowskich”) oraz Zygmunta Alberta („Kaźń profesorów lwowskich – lipiec 1941”).

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 384

(20/2016)
17 maja 2016

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj