0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Felietony > [Prosto z USA]...

[Prosto z USA] Jakiej historii potrzebuje opozycja?

Padraic Kenney

Po zeszłorocznych wyborach i powstaniu KOD-u nagle okazało się, że znajomość historii epoki komunistycznej jest więcej niż pożądana.

Już myślałem że dożyłem momentu, gdy PRL przeszedł do historii, stając się tematem dyskusji tylko dla naukowców, przychylnych dziennikarzy i tzw. inteligencji. W takiej sytuacji musielibyśmy tylko od czasu do czasu przypominać, że z historii wyciągać można naukę na dziś. Ostrożnie wskazywalibyśmy na źródła dzisiejszych zjawisk lub wprowadzali drobne niuanse do obchodów kolejnych rocznic. Tej pracy nigdy nie brakuje.

Jednak po zeszłorocznych wyborach parlamentarnych i powstaniu KOD-u nagle okazało się, że znajomość historii epoki komunistycznej jest wręcz pożądana. Nie chodzi tu o maltretowanie historii przez obóz rządowy, stawiający na piedestale „żołnierzy wyklętych” czy szukający plam w życiorysach dotychczasowych bohaterów. O tej tendencji pisali w „Kulturze Liberalnej” Łukasz Bertram i Iza Mrzygłód.

Z kolei w dyskursie dzisiejszej opozycji wciąż powtarzane są twierdzenia, że język obecnego rządu przypomina ten z marca 1968 r., a polityka wobec zachodnich krajów upodabnia się do tej z czasów Jaruzelskiego. Jednak porównywanie obecnej sytuacji do PRL-owskiej jest ahistoryczne i nic nie wnosi.

Ciekawsze są wypowiedzi, które przywołują przeszłość demokratycznej opozycji. Sama nazwa i symbolika KOD-u narzucają ten dyskurs, a ludzie z pokoleń opozycyjnych (dziś mający 50 lat i więcej) chętnie to podchwytują. Na Facebooku ożywają grupy kolegów z tamtych ruchów, a ich relacje z dzisiejszych manifestacji porównują atmosferę do zadym z dawnych lat. Szczyt tej nostalgii wiązał się z aferą wokół archiwum Kiszczaka i dokumentów na temat Lecha Wałęsy. Powstała nawet krótkotrwała moda na fotografowanie się z hasłem „Je suis Wałęsa”.

Pokazuje to, że w Polsce istnieje ogromne zapotrzebowanie na opozycyjną historię. W zeszłym tygodniu na dyskusję pt. „Niechybnie ku wolności”, zorganizowaną przez Centrum Badań Historycznych Polskiej Akademii Nauk w berlińskiej siedzibie Fundacji Adenauera, przyszło ponad 200 osób. To spory tłum, tym bardziej że dalsza część tytułu brzmiała dość sucho: „Dyskusje wokół historii polskiego ruchu robotniczego 1956 – 1976 – 1981”, nawet jeśli gwiazdą wieczoru był Adam Michnik (obok autora tego tekstu oraz Reinholda Vettera, niemieckiego autora biografii Wałęsy i Bronisława Geremka). Zainteresowanie ówczesną opozycją, zwłaszcza obchodzącym niedługo 40-lecie KOR-em, jest żywe nie tylko wśród historyków.

Pytanie powinno więc brzmieć „Jakiego KOR-u potrzebujemy dzisiaj?”. Zacznijmy od faktów, które powinny być bezsporne. Bez wątpienia Komitet Obrony Robotników był niezwykle odważnym ruchem, który postanowił zrobić to, na co nie odważyły się podobne kręgi inteligenckie w Pradze, Budapeszcie, Berlinie Wschodnim czy Kijowie. KOR-owcy nie tylko mówili i pisali o bezprawiu komunistycznej władzy, lecz także starali się pomóc konkretnym poszkodowanym, robotnikom wyrzuconym z pracy i postawionym przed sądy.

W dzisiejszej atmosferze politycznej takie przyziemne działania schodzą na drugi plan, a KOR jest przedstawiany raczej jako nosiciel ideologii. Jednocześnie ważniejsze od samych dokonań KOR-u stają się personalia jego członków. Słyszymy więc albo o bohaterach demokracji i walki o prawa człowieka, albo o dzieciach komunistów. Wszystko w kategoriach „Je suis…” i „Je ne suis pas…”.

Jeśli KOR ma być obecny w świadomości historycznej i politycznej, trzeba kłaść nacisk przede wszystkim na trzeci człon jego nazwy. Nie chodzi o to, byśmy jak dawniej zakładali komitety ani znów walczyli w obronie czegoś. KOR był ruchem dla drugiego człowieka, próbą budowy więzi społecznych przez czyny, nie hasła.

W latach 70. polska opozycja musiała przemyśleć termin „my”, ponieważ PZPR osiągnęła pewne sukcesy właśnie w tym zakresie. Hasłami nacjonalistycznymi oraz względnym dobrobytem udało się jej zbudować w latach 1971–1976 (a właściwie od początku lat 60.) poczucie wspólnej tożsamości. Była ona pozornym, lecz ważnym źródłem legitymacji systemu. Jednak wielu ludzi i wiele grup społecznych nie skorzystało z tego sukcesu. To dla nich członkowie KOR-u otworzyli drzwi do aktywności społecznej i politycznej.

Na tych właśnie zasadach można mówić o analogii między latami 70. a współczesnością. Zwycięstwo PiS-u przygotowywano kilkanaście lat. Hasłami nacjonalistycznymi oraz obietnicami dobrobytu (podniesienia kraju z kolan, rozdawania po 500 zł na dziecko) udało się zbudować wspólną tożsamość i w konsekwencji wygrać wybory. Nawet jeśli zobowiązania te są fałszywe i rozrzutne, przekonują i jednoczą pewne grupy społeczne wokół programu PiS-u. A więc rząd ma swoje „my”.

W środowym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” Mateusz Kijowski deklaruje, że KOD nie może solidaryzować się ze strajkującymi pielęgniarkami. Komitet nie jest partią, a ten konflikt należy już jego zdaniem do spraw partyjnych. Być może ma rację, a KOD nie jest również związkiem zawodowym. Jeśli poparłby pielęgniarki, to musiałby i górników, nauczycieli, rolników itd.

Lecz gdzie w takim razie jest „my” opozycji? Na jakiej podstawie zbudują wspólnotę wykraczającą poza miejską inteligencję w średnim wieku? Najważniejszym dziedzictwem KOR-u jest pokazanie, że nie trzeba być ani partią, ani związkiem, by zbudować więzi społeczne na zasadzie współpracy i konkretnej pomocy. Nie wystarczy o nich pisać w polemice, ale trzeba zapraszać i pomagać. Konkretnie.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 386

(22/2016)
2 czerwca 2016

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj