Hongkong płonie, Hongkong tonie
Protestujący w Hongkongu uciekają się do przemocy. Policjanci w Hongkongu zachowują się jak okupanci. Miasto płonie. Pekin grozi.
Protestujący w Hongkongu uciekają się do przemocy. Policjanci w Hongkongu zachowują się jak okupanci. Miasto płonie. Pekin grozi.
Trzeci miesiąc protestów w Hongkongu nie daje przewagi żadnej ze stron, a tylko radykalizuje stanowisko demonstrantów i chińskich władz. Wraz z eskalacją sytuacji powraca pytanie o możliwość militarnej interwencji Pekinu w mieście.
Czy igranie z ogniem może zakończyć się dobrze? Hongkończycy właśnie sprawdzają to na własnej skórze.
Kiedy w 2014 roku w całych Chinach przeprowadzono badania wzroku dzieci i nastolatków wyniki nie były chyba dla nikogo zaskoczeniem. Okazało się, że na krótkowzroczność cierpi odpowiednio 45 procent uczniów podstawówek, 74 procent uczniów gimnazjów, 83 procent licealistów i 86 procent studentów. Co prawda wciąż istnieją kraje, w których procent krótkowidzów wśród młodych ludzi jest jeszcze wyższy – prym wiedzie Korea Południowa (96 procent) i Hongkong (87 procent), ale tempo, w jakim młodzi Chińczycy niszczą sobie oczy, pozwala domniemywać, że w niedługiej przyszłości palma pierwszeństwa przejdzie w ich posiadanie.
Chiny nie puszczają płazem przewin. Zwłaszcza jeśli obrażającym jest cudzoziemiec. Ale i swoim obywatelom potrafią zwrócić uwagę oraz skutecznie skłonić do samokrytyki. Poniżej chronologiczny wybór tegorocznych największych obraz i najgłośniejszych przeprosin.
Prezydentka Tajwanu, Tsai Ing-wen, w poniedziałkowym wywiadzie udzielonym AFP nie bawiła się w dyplomatyczne subtelności. W bardzo mocny i jednoznaczny sposób zwróciła się do społeczności międzynarodowej o pomoc. Spokojnie, na Tajwanie nie wydarzyła się żadna katastrofa naturalna ani wojskowy pucz. Mała wyspa krzyczy na cały świat, że potrzebuje pomocy politycznej i ochrony przed presją Chin kontynentalnych.
Osłabienie pozycji Wielkiej Brytanii i ogólna sytuacja międzynarodowa sprawiają, że los Hongkongu można uznać za przesądzony. Stopniowe i systematyczne ograniczanie wolności i praw mieszkańców trwa od lat i obecnie nikt nie jest w stanie zmusić Chin do zmiany swojej polityki.
Czy ostatnie wybory wpłyną na losy Hongkongu? Czy wejście działaczy proniepodległościowych do Rady Ustawodawczej cokolwiek zmieni?
Czy jedzenie (i policyjna akcja przeciwko handlarzom jedzeniem) może być zaczynem rewolucji? A może to kolejna oznaka stałego i o wiele poważniejszego problemu Hongkongu z Chinami?
Chińskie władze zastanawiają się, co począć z krnąbrnym terytorium, które zamiast wtapiać się w wielką macierz, mimo upływu lat zdaje się coraz bardziej od niej oddalać.
Obecne protesty w Hongkongu przybrały niespotykaną skalę. Hongkończycy chcą wybrać swego następnego przywódcę samodzielnie, a nie spośród zatwierdzonych przez Chiny kandydatów. Przy okazji pokazują swoje rozczarowanie rządami Pekinu.
Podczas gdy w Unii Europejskiej wyborcy nie kwapią się do udziału w wyborach, w odległym Hongkongu ludzie stoją w długich kolejkach, aby oddać głos w niemającym mocy prawnej referendum. Hongkończycy chcą demokracji i dają temu wyraz.
Katarzyna Sarek Kolonialne dziedzictwo Bund, widowiskowe nadbrzeże majestatycznych budowli, jakby przeniesionych prosto z Europy i jakimś kaprysem historii rzuconych w środek azjatyckiego miasta, stał się jednym z symboli Szanghaju i całych Chin. Symbolem niekoniecznie najlepszym w oczach samych gospodarzy. Podziwiane przez zachodnich turystów europejskie budynki dla wielu Chińczyków były nieustającym cierniem w oku – symbolem […]