[Wakar w środę] Weź to teraz zagraj! Po Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi
„Weź to zagraj” – brzmiało hasło imprezy. Łatwo powiedzieć, ale da się zrobić. Udowodnili to uczestnicy Festiwalu Szkół Teatralnych. Warto i trzeba trzymać za nich kciuki.
„Weź to zagraj” – brzmiało hasło imprezy. Łatwo powiedzieć, ale da się zrobić. Udowodnili to uczestnicy Festiwalu Szkół Teatralnych. Warto i trzeba trzymać za nich kciuki.
„Seretonina” pisana jest małymi literami, bez zbędnych wykrzykników, a przez to jeszcze bardziej przejmująca. Jako się rzekło: w tej historii pierwsze skrzypce gra śmierć. A ona nie ma ideologicznych barw.
Zwodnicza jest pozorna lekkość tego filmu, tak jak zwodnicza jest wielka kreacja Krystyny Jandy. Wielka aktorka prowadzi swoją postać z olśniewającą pewnością i dezynwolturą, rozkwita na ekranie, aby za chwilę przeżyć kronikę zaprogramowanego przez samą siebie upadku.
I wreszcie się udało, i wreszcie mogę potwierdzić. Pół roku po premierze „Blaszany bębenek” w Capitolu robi kolosalne wrażenie.
Do Katarzyny Figury przylgnęła łatka gwiazdy w polskim wydaniu. Ostatnie lata, gdy zdecydowanie postawiła na scenę, a w gdańskim Teatrze Wybrzeże znalazła wszelkie warunki, by walczyć z kolejnymi wyzwaniami, sprawiły, że już trzeba całkiem inaczej niż kiedyś patrzeć na Katarzynę Figurę. „Fedra” z jej wspaniałą rolą jest tego ostatecznym potwierdzeniem.
Sceniczna wersja „Mein Kampf” nikogo nie przerazi, nie przejmie grozą, nie spełni więc roli ostrzeżenia. Takie podanie trujących treści tej książki sprawia, że obojętniejemy na nie, oswajamy je, zapominamy o ich skutkach. I wina nie leży po naszej stronie, ale artystów, którzy w ten sposób do nas mówią.
Opowieść jest tak sugestywna, że czujemy zapach krwi, na plecach mamy dreszcze chłodu. Ta powieść pachnie, a może raczej śmierdzi jak cmentarz, jak otwarty grób.
Pierwszy wstał Najwybitniejszy Polski Aktor, następnym widzom trzeba było tylko ułamka chwili. Premiera „Panien z Wilka” w krakowskim Narodowym Starym Teatrze musiała zresztą zakończyć się owacją na stojąco. Są takie przedstawienia, kiedy od pierwszej kwestii wiadomo, że sympatia publiczności jest po stronie artystów, że pójdzie ona za aktorami jak w dym i nie będzie zadawała zbędnych pytań. Tak dzieje się w tym sezonie na krakowskiej narodowej scenie.
„Idioci” należeli do tych dzieł von Triera, które wprawiły mnie w furię. Miałem ich za akt skrajnego narcyzmu, niemal faszystowskiego w swej wymowie wyniesienia się ponad innych, tych gorszych, co nie przyjmują naszej „wolności”. Obraz „Idiotów” zmienia jednak teatr.
Koniec starego świata, który za chwilę rozsadzą nazistowskie bomby. Zmierzch tradycji narodu żydowskiego i każdego z jego członków osobno. Lekka forma zwodzi, a jednak wychodzę z Dramatycznego z satysfakcją, ale i odrobiną niedosytu.
Można popatrzeć na „Jak być kochaną” w Narodowym jak na opowieść wyrwaną wprost z głowy bohaterki. Felicja od początku swej scenicznej historii stara się złożyć swą historię w całość, poskładać jakoś roztrzaskane kawałki pamięci. Przejmująco gra to Gabriela Muskała, tworząc jedną z kreacji sezonu.
Najnowsze prace Augustynowicz wskazują ponad wszelką wątpliwość, że mamy wśród polskich inscenizatorów wreszcie kogoś, kto jest w stanie podjąć rękawicę rzuconą niegdyś przez największych, których dziś brakuje.
„Zemsta nietoperza” podzieliła widzów w opiniach. Jeden krytyk napisał mi esemesa, że powinienem spodziewać się koszmaru, koleżanka uznała widowisko za spektakl sezonu. Rozstrzał jako rzadko kiedy.
Kiedy dowiedziałem się, że Mariusz Grzegorzek robi ze studentami wydziału aktorskiego łódzkiej Filmówki spektakl pod takim właśnie tytułem, właściwie wcale się nie zdziwiłem. Powiedziałem co prawda rektorowi, że to szaleństwo, ale od razu pomyślałem sobie, że może i jest w nim metoda.
Opowieść oparta jest na prawdziwej przyjaźni, a takie sytuacje lubimy najbardziej. Ma wyrazisty smak, ogląda się to znakomicie. A że nie przejdzie do historii niczego? Ano nie przejdzie. W kinie też nie zawsze jest niedziela.