Między sedesem a spluwaczką. Wokół wystawy „Stan rzeczy” w Muzeum Narodowym w Warszawie
Czy przyglądając się wystawie przedmiotów codziennego użytku, możemy zerwać z elitaryzmem jaki przypisano pojęciu sztuki?
Czy przyglądając się wystawie przedmiotów codziennego użytku, możemy zerwać z elitaryzmem jaki przypisano pojęciu sztuki?
Główną osią ekspozycji jest chronologicznie przedstawiona biografia twórcza Anny Bilińskiej i jest to najlepszy z możliwych wyborów. Powiedzmy sobie bowiem otwarcie – Bilińska była i pozostanie bardzo przyzwoitą malarką akademicką. Nic ponadto. Na wystawie łatwo więc pokazać kolejne etapy jej twórczości, trudniej zogniskować ją wokół ewidentnych arcydzieł.
2016 r. obfitował w arcyciekawe wydarzenia – należały do nich m.in. monumentalna ekspozycja „Brescia. Renesans na północy Włoch” w Muzeum Narodowym w Warszawie oraz wystawy krakowskie: Maxa Ernsta w MCK, Daniela Spoerri w MOCAK-u i Anny Zaradny w Bunkrze Sztuki.
Z pierwszych wizyt w warszawskim Muzeum Narodowym najlepiej zapamiętałam filcowe kapcie. Pomna tych doświadczeń, bardzo ucieszyłam się na wieść o wystawie „W Muzeum wszystko wolno”. Pierwsze rozczarowanie przeżyłam już w momencie kupowania biletów, kiedy pani w kasie delikatnie zwróciła mi uwagę, że tytuł wystawy wcale nie oddaje rzeczywistości.
Maria Spiss Czuły obserwator małp W sobotę Muzeum Narodowe otwierają dopiero o 12. Wybrałam się za wcześnie, więc ponownie schodzę na Powiśle. Piję jeszcze jedną herbatę, robię kilka zdjęć, żegnam się z tymi, którzy wyjeżdżają na weekend. Jest niespiesznie, mało słów. Poprzedniego dnia otwarto wystawę prac Jacka Malczewskiego ze zbiorów warszawskiego Muzeum. Spaceruję od najwcześniejszych […]