0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close
Źródło: Flickr

Szanowni Państwo,

rok temu wielu Polakom wydawało się to zaledwie incydentem. W czasie telewizyjnej debaty prezydenckiej w maju 2015 r. Andrzej Duda zaatakował Bronisława Komorowskiego, ni stąd, ni zowąd używając… tematyki Jedwabnego. Wzbudziło to oburzenie części opinii publicznej, później zepchnięte zostało w cień przez dynamiczny rozwój wydarzeń politycznych. Dziś jednak powraca wspomnienie o obecnym prezydencie RP zarzucającym swemu poprzednikowi, że jego ekspiacyjny list – ze sformułowaniem „Naród ofiar musiał uznać niełatwą prawdę, że bywał także sprawcą” – niszczy rzeczywistą pamięć historyczną.

Powraca ono (aż) z kilku powodów. Za sprawą wypowiedzi minister edukacji narodowej, Anny Zalewskiej, wykręcającej się ze wszystkich sił od odpowiedzi na pytanie, kto zabijał Żydów w Jedwabnem i podczas pogromu kieleckiego; czy też w stanowisku nowo wybranego prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, Jarosława Szarka, dla którego wykonawcami zbrodni z 1941 r. byli Niemcy i przymuszona do tego grupka Polaków. Szczególnie może dziwić ta ostatnia wypowiedź, gdyż to właśnie IPN (!) przeprowadził śledztwo w 2002 r., które wykazało, że za mord na Żydach w Jedwabnem 10 lipca 1941 r. bezpośrednio odpowiadają Polacy.

Warto w tym miejscu przypomnieć fakty. W toku śledztwa IPN-u stwierdzono, że „zasadne jest przypisanie Niemcom sprawstwa sensu largo (w szerokim znaczeniu), natomiast sprawcami sensu stricto (bezpośrednimi) byli polscy mieszkańcy Jedwabnego i okolic w liczbie co najmniej około 40”. Jednocześnie badacze IPN-u zweryfikowali krytycznie tezy prof. Jana Tomasza Grossa, dotyczące na przykład liczby ofiar.

Tymczasem dziś działacz opozycji w czasach PRL i członek Kolegium IPN, Krzysztof Wyszkowski, na antenie „Polskiego Radia” stwierdził, że pogromy w Jedwabnem i Kielcach były prowokacjami. I dodaje: „To szokujący antypolonizm, mówienie, że w zbrodni w Jedwabnem wziął udział jakiś Polak czy grupa i że naród polski jest obciążony odpowiedzialnością za tę zbrodnię, to jest nieprawda i nie wolno tego powtarzać”.

Do wypowiedzi ważnych osób publicznych dochodzą inicjatywy oddolne, chociażby film dokumentalny „Jedwabne–Świadkowie–Świadectwa–Fakty”. Poświęcony mu artykuł na portalu Fronda.pl pod niesłychanym tytułem „W Jedwabnem nie mordowali Polacy – to żydowskie kłamstwo!!!” doczekał się 12 tys. udostępnień na Facebooku. Nie sposób w tej sytuacji poważnie nie zastanawiać się, z jakich powodów – pomimo ustaleń IPN-u – sprawa Jedwabnego powraca  i dlaczego dzieje się to właśnie teraz.

Czy zmiana narracji o Jedwabnem i pogromie kieleckim – przy równoczesnym czczeniu Sprawiedliwych, symbolizowanym dziś przez rodzinę Ulmów,  podkreślaniu ogromnego szacunku dla cierpienia Żydów oraz rewerencji dla Izraela (czego przykładem jest wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego podczas obchodów 75. rocznicy spalenia synagogi w Białymstoku) – są elementem przemyślanej i konsekwentnej strategii pamięci, obranej przez rząd PiS-u? Czy może wręcz przeciwnie – jego przedstawiciele próbują na bieżąco dostosować się do oczekiwań społecznych (albo własnych założeń odnośnie tych oczekiwań)? Czy wreszcie – mamy tu do czynienia z osobliwą recydywą polskiego antysemityzmu?

Rok temu Michał Bilewicz określił wypowiedzi Andrzeja Dudy właśnie mianem „wtórnego antysemityzmu”, polegającego m.in. na zaprzeczaniu jakiemukolwiek uczestnictwu przedstawicieli własnej społeczności w zbrodniach na Żydach. Powołując się na wyniki badań, socjolog wskazał również, że wśród wyborców PiS-u i Jarosława Kaczyńskiego istnieje wyraźna niechęć do przypominania o niegodnym zachowaniu Polaków w przeszłości.  Można jednak zapytać, czy postawa taka jest specyficznie antysemicka, czy raczej relacje polsko-żydowskie nie są tylko jednym z obszarów, w którym tryumfy święcić zaczyna wąsko pojęta „duma narodowa” – duma narodu jednoznacznie stojącego na dziejowej arenie w miejscu przeznaczonym dla ofiar i niezłomnych bohaterów.

W najbardziej radykalnym wydaniu dochodzi do całkowitego zaprzeczenia jakiejkolwiek polskiej winie. W innym wariancie – do obciążania odpowiedzialnością za zło „motłochu”, „wyrzutków” albo (czego świadectwem jest choćby przemówienie Andrzeja Dudy podczas obchodów rocznicy pogromu kieleckiego) komunistycznego aparatu represji. Sprawcy wyłączani są tym samym ze wspólnoty narodowej, a szeregowi milicjanci i żołnierze, którzy faktycznie oddali pierwsze strzały 4 lipca 1946 r., jawią się jako wytwory radzieckiego laboratorium, a nie chłopscy synowie wyrośli z samego środka polskiej ziemi. Zresztą, jak stwierdził wprost sam prezydent: „Ci, którzy tej zbrodni […] dokonali, przez ten czyn wykluczyli się z naszego społeczeństwa, wykluczyli się z Rzeczypospolitej Przyjaciół”. Polska z przeszłości jawi się w przemówieniach polityków PiS-u jako państwo, które zawsze stało na straży praw mniejszości narodowych i zdecydowanie potępiało wystąpienia antysemickie. W tej narracji nie ma miejsca ani na skomplikowane relacje narodowościowe II RP, ani na dyskusję o skutkach niszczenia cerkwi w 1938 r., ani na działania niektórych oddziałów AK, które w odwecie za zbrodnie na Polakach mordowały ukraińskich czy litewskich cywilów. Przeszłość przestaje być w takiej perspektywie doświadczeniem, w którym dzisiejsza wspólnota może się przeglądać i z którego może się uczyć na błędach poprzedników, a staje się wypreparowaną martwotą jednorodnych – martyrologicznych i heroicznych – postaw, usypiającą samozadowoleniem.

Zbrodnie w Jedwabnem i Kielcach, podobnie jak wszelkie inne zagadnienia historyczne, powinny być otwarte na nowe ustalenia i interpretacje, wynikające z dążenia do lepszego poznania minionej rzeczywistości – bo przecież nigdy nie możemy powiedzieć, że dowiedzieliśmy się już wszystkiego. Dziś wezwania do wznowienia ekshumacji w Jedwabnem motywowane są, jak się wydaje, wcale nie chęcią zrozumienia złożonej przeszłości, lecz ideologią obrony „dobrego imienia narodu”.

Kluczowe chyba w kontekście tych refleksji pytanie brzmi: czy polska polityka historyczna musi być grą o sumie zerowej, w której przyznanie, że w naszym narodzie trafiali się również złoczyńcy, automatycznie szkodzi pamięci o postawach takich jak szlachetne zachowanie rodziny Ulmów? Co zrobić, by udowodnić, iż nie ma żadnej sprzeczności między przyznaniem, że zbrodnia w Jedwabnem, choć z inspiracji niemieckiej, dokonana została polskimi rękoma, a stanowczą reakcją, gdy ktokolwiek na świecie – Amerykanin, Izraelczyk czy Francuz – otworzy usta, by wypowiedzieć niesławną frazę „polskie obozy koncentracyjne”?

Konieczność takiego zniuansowanego spojrzenia na przeszłość polsko-żydowską  zdają się dostrzegać również niektórzy zwolennicy obecnej władzy, by wspomnieć choćby artykuł Piotra Skwiecińskiego z marca br.  Głosy takie świadczyć by mogły, że nie wszędzie po prawej stronie zapomniano o koncepcjach Tomasza Merty, który w edukacji historycznej widział miejsce zarówno dla historii „bohaterskiej”, jak i historii „krytycznej”. Powrót Jedwabnego jest kolejnym dowodem, że pytania o to, jakiej polityki pamięci potrzebują Polacy, wykraczają znacznie poza ramy dyskusji akademickiej.

W dzisiejszym numerze znajdą Państwo trzy arcyciekawe wywiady. Jarosław Kuisz i Karolina Wigura rozmawiają z Janem Tomaszem Grossem, pytając go o to, dlaczego sprawa Jedwabnego wróciła właśnie teraz, na ile jego książka sprzed 15 lat, „Sąsiedzi”, zmieniła spojrzenie Polaków na Zagładę i własną historię, wreszcie – jakie jest znaczenie rozliczenia Jedwabnego dla polskiej tożsamości. Gross pozostaje szalenie krytyczny wobec obozu prawicowego.

Julian Kania rozmawia z jednym z przedstawicieli tego obozu, Piotrem Gursztynem, który przekonuje o tym, że istnieje w Polsce oddolny ruch, sprzeciwiający się tezie o powszechności i agresywności polskiego antysemityzmu, podbija tezę o roli prowokacji niemieckiej i komunistycznej w pogromach jedwabieńskim i kieleckim, a także opowiada o rywalizacji mitu akowskiego i endeckiego na prawicy.

Z kolei Adam Puchejda rozmawia z Janem Kubikiem o tym, na ile państwo może dziś tworzyć politykę historyczną. „Polityka historyczna na dłuższą metę nie może zadziałać. Z jednej strony państwo chce budować konsensus dotyczący historii, z drugiej – obserwujemy prawdziwą eksplozję lokalnych grup i organizacji zajmujących się pamięcią zbiorową”. To może wedle Kubika prowadzić tylko do konfliktu.

 

Zapraszamy do lektury!

Iza Mrzygłód, Łukasz Bertram


 

Stopka numeru:

Koncepcja Tematu Tygodnia: Karolina Wigura.

Opracowanie: Karolina Wigura, Adam Puchejda, Viktoria Zhuhan, Joanna Derlikiewicz, Izabela Mrzygłód, Łukasz Bertram, Kacper Szulecki.

Ilustracje: Flickr.

Nr 394

(30/2016)
26.07.2016

Z Janem Kubikiem rozmawia Adam Puchejda

Polityka historyczna nie zadziała

Polityka historyczna na dłuższą metę nie może zadziałać. Z jednej strony państwo chce budować konsensus dotyczący historii, z drugiej – obserwujemy prawdziwą eksplozję lokalnych grup i organizacji, zajmujących się pamięcią zbiorową. Te dwie tendencje mogą wejść tylko w konflikt.

Jan T. Gross w rozmowie z Jarosławem Kuiszem i Karoliną Wigurą

Czy oni Boga się nie boją?

„Niech ludzie dowiedzą się, co działo się w tym kraju. Niech poznają własną historię”. Jeśli tego nie dopilnujemy, pozornie scementowana polska wspólnota zacznie rozchodzić się na wszystkie strony. Przeciw akcentowaniu wyłącznie jasnych stron polskiej historii przez PiS zdecydowanie protestuje autor „Sąsiadów”, Jan Tomasz Gross.

Z Piotrem Gursztynem rozmawia Julian Kania

To „Gazeta Wyborcza” wywołała te upiory

„Nawet jeśli intencje tzw. pedagogiki wstydu były najlepsze, nie wypaliła. Wywołała za to reakcję. Obecny sukces konserwatywnej prawicy na polu polityki historycznej jest zasługą «Gazety Wyborczej»” – twierdzi dyrektor TVP Historia.

PATRZĄC

Zuzanna Sokołowska

Tajemnice Roberta D.

Robert Devriendt uwielbia zagadki. Specjalnie zastawia na widzów wizualne pułapki, z którymi muszą oni mierzyć się sami. Bez wątpienia jest to rozrywka intrygująca, choć i pozostawiająca pewien niedosyt – nigdy nie wiadomo, która z interpretacji jego artystycznych rebusów jest prawdziwa.

WIĘCEJ
CZYTAJĄC

Urszula Kuczyńska

Proza cyberpoetki. O „Sztuczkach” Joanny Lech

„Sztuczki” podszyte są umieraniem – ludzi, zwierząt, przyrody. To piękna, poetycka wizja świata, który podlega rozkładowi i gniciu. Problem leży w tym, że „Sztuczki” w zamyśle miały być nie poezją, lecz prozą. Tej ostatniej jest w nich jednak zaskakująco mało.

WIĘCEJ
SMAKUJĄC

Justyna i Daniel Hofowie

Rodowe srebro Włochów

2 tys. przepisów kulinarnych wybranych i przygotowanych przez Włochów dla Włochów.

WIĘCEJ

FELIETONY

[Feminizując] Co jest najgorsze w rządach PiS-u?

[Bioetyka] Czy zalegalizować doping w sporcie?

[Polska] Krótka historia pewnego wpisu

KOMENTARZ NADZWYCZAJNY

[Najważniejsze wybory świata] Prosty wybór

[Najważniejsze wybory świata] Rewolucja?