0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Temat tygodnia > CHWIN, DUNIN, BUGAJSKI:...

CHWIN, DUNIN, BUGAJSKI: Inżynieria dusz, Polaków portret własny czy pusta rozrywka? Literatura polska po 1989 roku.

Szanowni Państwo,

 

Pojęcie przemocy symbolicznej od wielu lat należy do najbardziej popularnych w zachodnich słownikach nauk społecznych. Obecnie także społeczeństwo polskie przedstawia się coraz częściej jako pole bitwy, na którym walkę toczą zwolennicy konkurencyjnych opowieści o płci, historii, rodzinie lub narodzie. Czy swój front w tej walce stworzyli także pisarze? Z jednej strony pojawiają się opinie mówiące, że dzisiejsi twórcy piszą jedynie dla rozrywki, nie mają ochoty prowadzić kampanii o rząd dusz i chcą zostawić czytelnika w spokoju. Skromne roszczenia części środowiska nie mogą jednak przesłaniać faktu, że zdecydowana większość każdą kolejną powieścią stara się „coś” osiągnąć, często coś zmienić, jakoś na świat i odbiorcę oddziaływać.

 

W wypadku książek ambitnych i dobrze napisanych nie sposób uniknąć postawienia pytań jeśli nie fundamentalnych, to chociażby ciekawych, i tym samym pozostawić pewien ślad w czytelniczej pamięci. Po cóż pisać książkę, jeśli nie po to, by jednak na człowieka po drugiej stronie wpłynąć – na jego sposób widzenia, rozumienia i odczuwania świata?


Jeśli tak istotnie jest, warto zadać pytanie, jaką tożsamość proponowali nam na przestrzeni ostatnich lat polscy pisarze. Przed zaledwie kilkoma miesiącami zamknęliśmy z pompą 20-lecie. Które opowieści powstałe w tym czasie okazały się „zwierciadłem przechadzającym się po gościńcu”, a które starały się ów gościniec przebudowywać? Jaki „powinien”, według autorów, stać się czytelnik po lekturze tych powieści? Czy narracje rzeczywiście są pośrednikiem pomiędzy człowiekiem a światem i co w związku z tym mogą powiedzieć nam o współczesnej Polsce i Polakach? Na pytania te odpowiadają nasi znakomici autorzy: Stefan Chwin, Kinga Dunin oraz Leszek Bugajski.

 

Zapraszamy do lektury i komentowania!

 

Redakcja

Stefan Chwin

Wolność w słowie

Jeśli pisarz zbyt dobrze wie, jak wpływa swoim pisaniem na dusze czytelników, jaką chce więc obdarzyć ich tożsamością, nie jest prawdziwym pisarzem, lecz raczej „inżynierem dusz ludzkich”, jak się mówiło w dawnych czasach.

Sztuka bierze się nie wiadomo skąd i jeśli jest prawdziwa, nie wie, jakie ma cele. Co na przykład Franz Kafka chciał zrobić z duszami czytelników, pisząc mroczny „Proces”? A Leśmian pisząc swoje szalone wiersze? Jaką tożsamością chciał obdarować czytelników Rimbaud czy Artaud? A Iwaszkiewicz-poeta, autor lekkich jak morska pianka „Oktostychów”, czy młody Miłosz piszący enigmatyczne „Trzy zimy”? Ja sam nie wiem, dlaczego napisałem „Hanemanna” i w jaki sposób – pisząc tę powieść – chciałem wpłynąć na czytelników. Nie mam też żadnej pewności, czy pisząc tę książkę, chciałem obdarzyć ich jakąś dobrą tożsamością, czy też – wręcz przeciwnie – chciałem do ich serc wpuścić kroplę „rozkładowego” jadu, by wciągnąć ich w duchową przepaść, w której w tamtych czasach się znalazłem, bo są w „Hanemannie” rozmaite ciemne pokusy, przed którymi czytelnik powinien się raczej bronić, niż im ulegać.

Trudno mi powiedzieć, jaką tożsamością chce obdarzyć swoich czytelników polska literatura po roku 1989, jeśli na przykład weźmiemy pod uwagę książki Magdaleny Tulli, Nataszy Goerke czy Olgi Tokarczuk. Wygląda na to, że chce ona nam dać głównie tożsamości liberalno-demokratyczne, ale to oczywiście uproszczenie. Generalnie polska literatura – ta najbardziej widoczna – projektuje tożsamości harmonizujące raczej z demokracją o lekkim nachyleniu lewicowym, ale cóż to właściwie znaczy? Prawicowe projekty tożsamościowe są u nas mniej liczne i nie mają tej siły oddziaływania, co na przykład projekty feministyczne, obecne w książkach Kingi Dunin czy Kazimiery Szczuki, chociaż konserwatywno-narodowy projekt tożsamościowy Jarosława Marka Rymkiewicza ma siłę czołgu, prowadzonego w przyszłość przez Patriotę wołającego: „Wieszać wieczną Targowicę!”. Ale powtórzę raz jeszcze: wszystko to są uproszczenia, bo rzecz jest dużo bardziej poplątana.

A ja sam? Wszystkie moje książki są pułapkami, w które chcę wciągnąć czytelników, należy je więc czytać z najwyższą ostrożnością. Lubię czytelników stawiać przed pytaniami, na które sam nie znajduję odpowiedzi i przyglądać się, jak zachowują się ludzie, którzy wpadli do wykopanego przeze mnie wilczego dołu. Na przykład w „Kartkach z dziennika” umieszczam obok siebie dwie całkowicie sprzeczne opinie w jakiejś ważnej sprawie, które przedstawiam jako równie merytorycznie uzasadnione. W „Dzienniku dla dorosłych” pytam: A ty, drogi Czytelniku, jak byś się zachował 13 grudnia 1981 roku na miejscu „podłego” generała – wprowadziłbyś stan wojenny w Polsce czy też byś go nie wprowadzał? Sporo osób irytuje się okropnie na takie postawienie sprawy. W „Hanemannie” stawiam też fatalnie trudne pytanie: Co to znaczy „umrzeć w porę”? i wdaję się przy tym w nader niebezpieczne dywagacje na temat samobójstwa. Idę zresztą znacznie dalej, kiedy niewinnemu czytelnikowi podsuwam „szalone” pytanie pisarzy romantycznych: Czy Bóg może popełnić samobójstwo, a jeśli może, to co by się z nami i ze światem stało, gdyby je popełnił?

Chodzi mi bowiem o wolność w słowie, której formy staram się budować. Zachęcam więc moich czytelników: Spróbujcie być wolni w podobny sposób choćby na krótką chwilę, kiedy czytacie moje książki. W tym sensie chciałbym obdarzyć czytelnika tożsamością wolnościową, ale brzmi to dość patetycznie, więc się nie będę upierał przy tej formule.

Paradoks polega na tym, że pisarz nie może dzisiaj wpływać na dusze czytelników, bo literatura polska nie ma czytelników, tylko czytelniczki. Literaturę piękną czytają u nas prawie wyłącznie kobiety. W innych krajach jest zresztą tak samo. Po jednej więc stronie jest pisarz-mężczyzna, a po drugiej prawie same kobiety, bo prawie tylko one czytają wiersze i powieści. Jak pisarz-mężczyzna wpływa na dusze kobiet, jest to sprawa dość delikatna i do opisania trudna. Jeden z młodych poetów przekonywał mnie niedawno, że jedynym uczciwym celem wpływania przez pisarza na kobiecą duszę jest jej uwiedzenie przy pomocy słów. Podobnie zresztą myślał młody Byron.

Ja sam, kiedy byłem młodszy, pisałem książki przede wszystkim po to, by miła osoba, z którą jestem, zakochała się we mnie po raz czwarty. Osiągnąć taki cel to jest duża sprawa i mało komu to się udaje. Nawet Mickiewicz miał pecha: jego żona nie czytała wierszy, które pisał, dlatego pisał dla Narodu, to znaczy dla nikogo. Wielką jest bowiem rzeczą mieć dla kogo pisać, podobnie jak wielką jest rzeczą mieć dla kogo żyć, ale mało kto ma dla kogo żyć i pisać, więc najczęściej pisze się w pustkę, czyli wpływa głównie na samego siebie.

* Stefan Chwin, pisarz, krytyk literacki, eseista, profesor Uniwersytetu Gdańskiego.

***

Kinga Dunin

W poszukiwaniu nowej tożsamości

Polityka tożsamości to dość mgliste pojęcie. Powiedzmy, że są to operacje na polskiej tożsamości zbiorowej przejawiające się w postaci sporów o historię, odpowiedzialność zbiorową, stosunek do Unii Europejskiej, o prawa kobiet i mniejszości seksualnych itp. Wspólnym ich mianownikiem jest pytanie: Kim jesteśmy, kim się stajemy? Spory te odnoszą się do podstawowego zadania politycznego, przed którym stanęła Polska w ostatnich dwudziestu latach – wpasowania się w struktury kapitalizmu i europejskiej demokracji. Proza polska tego okresu na swój sposób uczestniczy w tym procesie i możemy w niej odnaleźć zmieniający się kształt zbiorowej tożsamości. Ze względu na szczupłość miejsca, zrezygnuję tu z odwołań do konkretnych książek, poprzestając na najogólniejszych wnioskach. Jak wygląda zatem nasze polskie „my” odczytane z najnowszej prozy?

Polacy i obcy

Na początku lat 90. wyraźnie zaznaczył się w Polsce nurt literatury, który zyskał miano „literatury małych ojczyzn”. Opisywano lokalne ojczyzny, a przede wszystkim ich zmitologizowaną często historię. Najczęściej dotyczyło to regionów tradycyjnie kojarzonych z silnymi konfliktami narodowościowymi: kresów wschodnich lub ziem zachodnich przyłączonych po II wojnie światowej. Wojna, okupacja pojawiały się tutaj jako okrutne kataklizmy z zewnątrz, niszczące naturalne wspólnoty. Same te wspólnoty nie były jednak zainfekowane przemocą ani nienawiścią. W zgodzie żyli w nich Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Niemcy. Jako rzecz naturalną pokazywano wielokulturowość i zgodne współistnienie rozmaitych religii. Miejsce żołnierza naszej lub wrogiej armii, agresora czy partyzanta zastąpił obraz wypędzonego cywila pchającego wózek z dobytkiem, który udało mu się uratować. Podmiotem historii nie były ścierające się narody, lecz cywile, normalni ludzie, cierpiący tak samo w wyniku szaleństwa historii.

Literaturę tę powszechnie krytykowano za naiwność i sentymentalizm. Warto jednak spojrzeć na nią jako na pewien projekt społeczny, wyraźnie antynacjonalistyczny. Ludzie, nawet jeśli ich tożsamość kulturowa i religijna jest wyraźnie określona, występują tutaj jako jednostki, którym przysługuje taka sama godność, czyli te same ludzkie prawa.

Szczególnie ważne miejsce w tym nurcie zajmuje literatura, często literatura faktu, dotycząca Żydów oraz Holokaustu. Opisywano przedwojenne miasteczka żydowskie i potworność Zagłady, często w sposób stawiający Holokaust w centrum historii, jako wydarzenie bez precedensu. Po latach milczenia na ten temat miało to oczywiste znaczenie dla reinterpretacji polskiej historii, ale także wbudowywało w polską świadomość symbol o znaczeniu ponadlokalnym, jak się wydaje bardzo ważny dla tworzenia powojennej wspólnej historii i świadomości europejskiej.

Coraz częściej też miejscem akcji wcale nie jest Polska. Do autorów krajowych dołączyli autorzy z emigracji solidarnościowej i najnowszej, zarobkowej, stąd w polskiej prozie Niemcy, Francja, Skandynawia, Irlandia… Kategoria „Polak” nie tyle roztapia się w szerszych tożsamościach, co staje się jedną z wielu możliwości.

Polak-katolik?

Fundamentalistyczny polski katolicyzm, kojarzony z ojcem Rydzykiem i Radiem Maryja, moherowymi beretami, jest negatywnym punktem odniesienia w bardzo wielu polskich powieściach, często łączonym z groteskowymi wręcz obrazami hipokryzji skrajnie prawicowych polityków. Natomiast tradycyjna religijność występuje w powieściach o dojrzewaniu, owiana nutką nostalgii, a także w postaci neutralnie traktowanej obrzędowości – śluby, święta – w powieściach obyczajowych, literaturze kobiecej. Nie łączy się to jednak z głębszą refleksją metafizyczną czy etyczną. Wskazówki moralne Kościoła przedstawiane są jako niemożliwe do realizacji. Jak widać, nie tylko tożsamość narodowa, ale także religijna ulega przeobrażeniom. Katolicyzm wchodzi tu przede wszystkim w konflikt z emancypacyjnymi i indywidualistycznymi tendencjami nowoczesności, spychając na plan dalszy problem związku z tożsamością narodową.

Władza i społeczeństwo

Zniszczenie „Solidarności” i stan wojenny ostatecznie podzieliły Polskę na społeczeństwo i komunistyczną władzę. Zdarza się, że literatura służy podtrzymaniu tego podziału, w większości wypadków radzi sobie jednak z tym podziałem nieco inaczej. Oczywiście komuniści to „oni”, a „my” jesteśmy bohaterami „Solidarności” albo ofiarami stanu wojennego. Mamy jednak też do czynienia z innymi obrazami czasów PRL. Reżim nie jest pokazywany jako krwawy, lecz jako szary i nieco śmieszny, a wspomnienia dawnych czasów niepozbawione są nuty nostalgii.

Znamienne jest też to, że władza nadal pozostała w jakimś sensie obca. Składa się z byłych komunistów oraz przedstawicieli „naszego obozu”, którzy zostali przez nią zdemoralizowani lub skorumpowani przez biznes. Nie ma w najnowszej literaturze polskiej innego obrazu władzy niż skorumpowanej, pełnej hipokryzji, cynicznej, uzależnionej od medialnych gier. Społeczeństwo natomiast – „my” – to zwykli ludzie, którzy zmagają się z codziennymi kłopotami, w czym władza im nie pomaga, a raczej przeszkadza. I dlatego też rozdział między nowymi czasami i PRL-owskimi wcale nie jest taki ostry.

Kapitalizm – swój czy obcy?

Na pierwszy rzut oka polska proza jest jednoznacznie antykapitalistyczna. Tak naprawdę stosunek polskich pisarzy do kapitalizmu nie jest jednak jednoznaczny. Często jest on pokazywany jako system pojawiający się z zewnątrz. Gdyby jednak kapitalizm był rodzimy, uczciwy, bardziej związany ze wspólnotą, to byłby do zaakceptowania jako naturalny sposób życia. Poza tym w ogromnej liczbie polskich powieści kapitalizm stanowi po prostu naturalne, przezroczyste tło. I można powiedzieć, że stał się częścią naszej zbiorowej tożsamości jako zbiór tworzących ją warunków – czasem okrutnych, czasem tylko uciążliwych, trochę nieludzkich, ale naturalnych i koniecznych.

Kobiety i geje

Po 1989 w Polsce ujawniły się dążenia emancypacyjne rozmaitych grup, z których najważniejsze to kobiety i mniejszości seksualne. Na początku lat 90. pojawiło się wiele pisarek, które w swojej prozie podejmowały problem opresji kobiet, specyfiki kobiecego doświadczenia i seksualności. Kwestia pozycji kobiet w społeczeństwie była publicznie dyskutowana, a wprowadzenie zakazu aborcji wywoływało gorące ideologiczne spory. To właśnie w tym kontekście książki pisane przez kobiety mogły być analizowane przez pryzmat koncepcji feministycznych, a pisarstwo kobiet stało się nie tylko faktem literackim, ale także społecznym i politycznym.

Tradycyjne relacje między kobietami i mężczyznami zostały podważone, choć nie zburzone. Chociaż większość narracji dotyczących relacji męsko-damskich nadal kończy się ślubem, to warunki kontraktu ulegają zmianie, a powszechnie postulowanym ich wzorem jest partnerstwo.

Po roku 2000 w podobny sposób zaczęła funkcjonować literatura gejowska, chociaż książki gejowskie istniały już przedtem. Wcześniej homoseksualizm był jednak silnie stabuizowany i najczęściej pojawiał się w sposób ukryty. Warto zauważyć, że dziś gej czy lesbijka stali się pełnoprawnymi bohaterami polskiej prozy „heteroseksualnej” i coraz bardziej oczywiste jest, że „my” to nie tylko polscy, katoliccy, heteroseksualni mężczyźni.

Podsumowując: gdyby wierzyć polskiej prozie, nasza narracja tożsamościowa stała się mniej nacjonalistyczna, coraz bardziej zlaicyzowana, uwikłana w kapitalizm, niewykluczająca całkiem dziedzictwa PRL-u, mniej heteronormatywna i mniej patriarchalna. Chociaż mówmy tu może tylko o fikcji literackiej.

* Kinga Dunin, socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka.

***

Leszek Bugajski

Przeciw literackiej nudzie

Wszystkie te problemy, które Państwo formułują jako punkt startowy do ewentualnej dyskusji o kondycji współczesnej polskiej literatury, to czysta uzurpacja tejże literatury i kolejny dowód na jej staroświeckość i prowincjonalność. Ona nie może się rozstać z pamięcią o tych czasach, gdy uważano ją za sumienie narodu, gdy była ostoją polskości i krzepiła serca naszych przodków – jakby nie zauważyła, że rozbiory już mamy z głowy i stan wojenny, i całą komunę.

Źle się ona czuje w nowej rzeczywistości, bo w gruncie rzeczy jest mało ważna i nikt specjalnie się nią już nie przejmuje. Może – he, he – tęskni w skrytości ducha za tymi czasami, gdy towarzysz sekretarz wykazywał się w poważnych przemówieniach znajomością jakichś powieści, a jego służby śledziły i podsłuchiwały autorów. Stąd być może cały ten zastępczy i uzurpatorski bałagan intelektualny, to gęganie o dyskursach feministycznych, gejowskich, o rozmaitych narracjach etc. I o tożsamości, którą mają (chcą, chcieliby) kształtować pisarze także.

Prawdę mówiąc, nie wiem, dlaczego jakiś pisarz miałby wpływać na moją tożsamość? Może inaczej: jeśli dzieło jest wybitne, to wpływa na nią i kształtuje ją, ale bez takiej intencji, bo prawdziwa literatura nie ma ambicji oddziaływania na mnie – jej autor rozlicza się sam ze sobą. Takie cele stawiają sobie publicystyka i literatura służebna względem jakiejś ideologii. A jej musiałbym wcześniej uwierzyć i uwierzyć też w to, że jest mądrzejsza ode mnie, bardziej doświadczona, przenikliwiej obserwująca nasz świat, co się jednak dotąd nie zdarzyło, choć na przykład spora część mojego życia została zmarnowana za minionego reżimu (autorowi dzieła na ogół wierzę).

Przez wiele ostatnich lat nie przeżyłem takiego spotkania artystycznego, mimo że dość pilnie śledzę to, co dzieje się w polskiej literaturze. Blada ona i nijaka. Jeśli nawet pojawiają się w niej zdolni autorzy, tacy, którzy potrafią pisać i zrobić artystyczny użytek z języka, to niewiele mają do powiedzenia o człowieku, o mechanizmach rządzących światem, o jego duchowości. Z reguły zero refleksji. Co mi z tego, że zmyślnie opiszą na przykład blokowisko czy szkołę, jak cały ten ich opis – nawet najfajniejszy i najlepiej poukładany – „przylega” do rzeczywistości, nie ma w nim głębi, nie jest metaforą niczego, nie odkrywa żadnej prawdy (Prawdy!) o świecie i człowieku. Mało który z dzisiejszych autorów ma świadomość tego, że trzeba się od tej rzeczywistości oderwać, spojrzeć na nią z dystansu, przemyśleć ją i przewartościować, bo w skali jeden do jednego, zna ją każdy. Stąd dojmujące poczucie nudy, jakie towarzyszy lekturom.

I sprawa najważniejsza i podstawowa: literatura najpierw jest po to, by opowiadać interesujące historyjki w zajmujący sposób. To jest podstawą i sensem jej istnienia, reszta jest jakby wartością dodaną, premią dla czytelnika, który odkryje w opisywanej mu historyjce głębszy sens. A jeśli nie odkryje albo go tam po prostu nie ma, to przynajmniej dobrze się bawi przez kilka godzin. Bo po literaturę sięgamy przecież dla rozrywki! Oczywiście jeden lubi być zabawiany w mądry i wyrafinowany sposób, inny czytelnik w głupi, ktoś inny chce być straszony dla zabawy, a jeszcze ktoś wzruszany. Ale nikt nie lubi być nudzony. Literatura powstała dla rozrywki i taki jest najbardziej elementarny sens jej istnienia. Mówiąc inaczej, można chyba nawet sformułować tezę, że literatura jest częścią show biznesu. Oczywiście oburzy to tych, którzy myślą po staremu i bliskie im są wszystkie uzurpacje naszych romantyków i pozytywistów, ale jeśli sięgnąć pamięcią głębiej w historię literatury, łatwo tę tezę udowodnić: Homer wędrował i opowiadał „Iliadę” i „Odyseję” po to, by zabawiać słuchaczy, a oni mu za to płacili, nasi Rej i Kochanowski też pisali dla zabawy. Itd., itd. Dopiero później nałożono na literaturę rozmaite obowiązki, ale czy na przykład „Ulisses” nie powstał też dla zabawy, choć jest dziełem trudnym i skomplikowanym?  Jakoś dziwnie jestem przekonany, że właśnie po to go Joyce napisał, bo przecież szarady i scrabble też bywają niezwykle trudne, a jednak zmagamy się z nimi i w tym zmaganiu znajdujemy satysfakcję.

Niech więc lepiej pisarze już nie uzurpują sobie prawa do bycia inżynierami dusz ludzkich, niech nie planują kształtowania naszej tożsamości, tylko nauczą się nas bawić zależnie od naszych potrzeb. I niech to będzie zabawa na poziomie na przykład Milesa Davisa, a nie disco polo, choć z drugiej strony jeśli kogoś zadowala ta druga możliwość, to jego sprawa i dobrze, że są tacy, którzy starają się zaspokoić jego oczekiwania (trzeba tylko zawsze pamiętać, że tak jak disco polo nie jest prawdziwa muzyką, tak i jego literacki odpowiednik nie ma nic wspólnego ze sztuką słowa, jaką powinna być prawdziwa literatura artystyczna). Byle tylko pisarzom nie wydawało się, że mogą nas czegokolwiek nauczyć, bo rzadko który może. A nie ma najmniejszego powodu wierzyć, że ten, który jest na tyle wytrwały i zadufany, że zaczerni zdaniami kilkaset stronic, jest mądrzejszy od tego, który pisze co najwyżej listy i pocztówki z wakacji. Mądrze bawić to podstawowy postulat – podstawowy, ale jak dotąd słabo osiągalny dla polskiej literatury, która z trudem tworzy fabuły. O reszcie można myśleć dopiero wtedy, gdy się go spełni.

* Leszek Bugajski, krytyk literacki, publicysta.

Autor koncepcji numeru: Karolina Wigura

Autor fotografii: Rafał Kucharczuk

„Kultura Liberalna” nr 55 (5/2010) z 2 lutego 2010 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 56

(5/2010)
2 lutego 2010

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE

NAJPOPULARNIEJSZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj