Suwerenność PTSD
Śmierć państwa była traumatycznym przeżyciem. Nie tylko Stanisław August Poniatowski cierpiał somatycznie z powodu upadku państwa. Naszą polityczną agendę kształtują traumy z historii.
Śmierć państwa była traumatycznym przeżyciem. Nie tylko Stanisław August Poniatowski cierpiał somatycznie z powodu upadku państwa. Naszą polityczną agendę kształtują traumy z historii.
Toczy się poważna walka o symbole, o rozumienie tożsamości. O tym, jak postrzegamy świat, ma decydować polityka partyjna. Zamiast o „dobrach narodowych” proponuję więc mówić o „dobrach społecznych”. Co ma nas łączyć? Obszar, na którym można byłoby się porozumieć, to kultura wysoka.
Większość z tego, co my, Polacy, kojarzymy ze szkół jako wydarzenia inspirujące do działalności społecznej i politycznej, bierze się z epoki podległości – od powstań narodowych, przez pracę organiczną, aż po „Solidarność”. W tym sensie „duchowe” odzyskiwanie niepodległości wciąż trwa.
To nie „kultura podległości”, ale ewidentna słabość ustrojowa państwa sprawiła, że partia posiadająca zwykłą większość sejmową mogła zdemolować ten rzekomo sprawnie działający „mechanizm”.
Niechęć i dystans wielu Polaków do państwa wynikają z doświadczeń osobistych z instytucjami typu szkoła, urząd pracy, sąd rejonowy czy lokalna przychodnia. Nie trzeba do tego wspominać siedmiu okupacji i jedenastu zaborów, przeżycie ostatniego trzydziestolecia zupełnie wystarczy.
Brak zbiorowo przyjętego kanonu wartości sprawia, że moment odzyskania niepodległości za każdym razem staje się początkiem zażartej walki o to, jaka Polska ma być. Było tak w II, jest i w III RP. Co gorsza, poszczególne wizje państwa wykluczają ze wspólnoty politycznej znaczną część obywateli.
Oto znaleźliśmy się na obszarze nieznanym – odpowiedniku białych plam na dawnych mapach. Po raz pierwszy od XVIII wieku dorosło pokolenie, które urodziło się i ukształtowało we własnym, suwerennym państwie. Jest to fakt nie tylko godny odnotowania czy celebracji, ale przede wszystkim gruntownego przemyślenia na przyszłość.
Odpowiedzią na „kulturę podległości” może być w wymiarze politycznym republikańskie minimum. Polega ono na odrzucaniu tych zachowań polityków, które prowadzą do destrukcji zaufania jako fundamentu wspólnoty politycznej.