Lekki swąd spalenizny, czyli o „Smaku życia 3”
„Smak życia” („L’auberge espagnole”, 2002) oglądałam już trzykrotnie. Nie oznacza to, że uważam ten film za jakieś epokowe osiągnięcie w historii kinematografii. Nie. Wracam do niego jednak – i zapewne będę wracać nieraz – ze względów czysto sentymentalnych. Sprawia on, że czuję, jak rozchodząca się z serca fala ciepła przyjemnie rozlewa się po wszystkich częściach mojego ciała, przywołując miłe wspomnienia. Kto jako student miał kiedykolwiek okazję wyjechać na wymianę międzynarodową w ramach programu Sokrates/Erasmus, doskonale wie, o czym mówię.