[Sawczuk w poniedziałek] Dwa paradoksy przywracania praworządności
Praworządność nie jest wyłącznie kwestią prawa, lecz również kwestią polityczną.
Praworządność nie jest wyłącznie kwestią prawa, lecz również kwestią polityczną.
Inwazja Rosji na Ukrainę nie może być usprawiedliwieniem dla budowania autorytaryzmu w Polsce. Polska prawica powinna w obecnej sytuacji naprawić błędy w kwestii rządów prawa i opowiedzieć się za ustrojem zachodniej demokracji.
Praworządność. Po co nam praworządność? Mamy przecież telewizję, interwizję i do pracy autobusy – jak śpiewał w latach osiemdziesiątych Kazik Staszewski w piosence „Po co wolność”. Aby zrozumieć trwający kryzys, przygotowaliśmy stronę www.praworzadzmy.pl, gdzie w jednym miejscu tłumaczymy to, co chciałaby zakryć propaganda.
Zapominamy, że u podstaw prawa leżą są zmienne, czasem wręcz przygodne, stosunki społeczne i ekonomiczne, a nie uniwersalne zasady rządzące światem. Prawo jest więc przedmiotem sporu społecznego, a nie wytworem jakiegoś idealnie racjonalnego i sprawiedliwego prawodawcy.
Szanowni Państwo! Jest w tym pewien paradoks. Rządy Platformy Obywatelskiej były rządami historyków. Byli nimi zarówno Donald Tusk, jak i Bronisław Komorowski. Rządy PiS-u to rządy prawników. Jarosław Kaczyński oraz Andrzej Duda mają doktoraty z nauk prawnych. Jednak przedstawiciele obecnej władzy w większej mierze patrzą w przeszłość, nieustająco chcą nas przekonać, że z historii najnowszej […]
Studenci, którzy teraz kończą studia, będą musieli wybrać, czy chcą być w środku konfliktu między państwem i obywatelem. Ważne jest to, żeby nie robili złych rzeczy.
Dopóki proces niszczenia praworządności jest skomplikowany, obywatelom trudno go kontrolować i wyciągać z niego wnioski. Dlatego trzeba go w prosty i obiektywny sposób udokumentować i objaśnić. Tak jak powód przed sądem potrzebuje adwokata, który zna prawo, tak społeczeństwo potrzebuje narzędzia, które pomoże mu zrozumieć prawne sztuczki władzy.
Jeśli ktoś zwiększa liczbę sędziów w Sadzie Najwyższym jak Erdoğan, aby wstawić swoich, a potem zmniejsza liczbę sędziów w SN jak Erdoğan, aby zostali tylko swoi, to można by pomyśleć, że ma intencje jak Erdoğan.
PiS ma w Sejmie tylko kilka głosów przewagi. Żaden z posłów obozu rządzącego nie miał odwagi, by zaprotestować przeciwko ustawie kagańcowej i zatrzymać szaleństwo PiS-owskiego ataku na sądy.
Jedyny wymierny skutek PiS-owskich zmian w sądownictwie to rosnące uzależnienie wymiaru sprawiedliwości od partii rządzącej. Opublikowany właśnie raport Fundacji Helsińskiej uzupełnia znany dotąd obraz o nowe informacje.
W nazwie partii rządzącej dzisiaj Polską, widzianej z określonej perspektywy, może tkwić wewnętrzna sprzeczność. Fraza „prawo i sprawiedliwość” prawnikom, a zwłaszcza filozofom prawa, od początku powinna się wydawać nieco podejrzana z logicznego i praktycznego punktu widzenia – sugeruje bowiem, że sprawiedliwość jest czymś odrębnym od prawa i odwrotnie.
Unia Europejska jest wspólną przestrzenią prawną, a autorytet prawa oraz niezawisłego sądownictwa jest w Unii Europejskiej niekwestionowany. Wartość prawa, sądownictwa, autorytet zawodów prawniczych to cechy wyróżniające kulturę europejską, o czym pisał już Max Weber. Kultura ta, a nawet cywilizacja określana jako zachodnia, ma swoje źródła w prawie rzymskim, na co nakładały się kolejne historyczne etapy rozwoju poszczególnych dziedzin prawa, prawoznawstwa, filozofii prawa, koncepcji rządów prawa.
Aby uratować dziś liberalne państwo prawa, musimy nie tylko bronić konstytucji, lecz także odnowić sens naszej demokracji. Oto zadanie dla nowej centrowej polityki.
Ustrojowym celem Prawa i Sprawiedliwości jest schmittowski decyzjonizm – rządy, które rozstrzygają o problemach społecznych według woli, co ma zwiększać skuteczność i ustanowić realną obecność państwa w rozwiązywaniu tych problemów. Wymaga to od nas lepszej kontrargumentacji niż tylko stwierdzenie, że zasada rządów prawa miała określone znaczenie, więc powinna mieć je nadal – pisze Paweł Marcisz w kolejnym odcinku swojego felietonu prawnego.
Jeśli opozycja chce wrócić do gry, musi odzyskać pewność siebie i uwierzyć we własne słowa. Musi od nowa wykreować obraz świata opisywany jej własnym językiem. Będzie to jednak trudne po tym, gdy kluczowe pojęcia – na czele z demokracją – zostały zredefiniowane przez PiS – pisze Piotr Krynicki, analizując siłę i możliwości języka w politycznej mobilizacji.