Komentarz do Tematu Tygodnia „Jak chora jest polska Temida?”[link]
***
Jesteśmy na drugim miejscu w Unii Europejskiej jeśli chodzi o liczbę sędziów, na drugim pod względem nakładów na sądownictwo (w przeliczeniu na liczbę mieszkańców), a pod względem czasu orzekania snujemy się od lat na szarym jej końcu. Systematycznie obniża się też autorytet wymiaru sprawiedliwości w oczach Polaków. Po przyjściu do Ministerstwa jako osoba całkowicie spoza środowiska, pierwsze parę tygodni poświęciłem na diagnozowanie przyczyn tego opłakanego stanu rzeczy. A oto ranking głównych, moim zdaniem, jego przyczyn wraz z króciutkim wskazaniem, jak zamierzam go zmienić.
Przede wszystkim nie ma żadnej strategicznej wizji wymiaru sprawiedliwości. Zmiany podejmowane są chaotycznie w rytmie nawet nie wyborów parlamentarnych czy rekordowo szybkiej wymiany ministrów, ale zmian na stanowisku wiceministra sprawiedliwości odpowiedzialnego za sądownictwo (utarło się, że jest to sędzia). W efekcie rozwiązania legislacyjne i organizacyjne są chaotyczne, ich wdrażanie niekonsekwentne, a sędziowie są zdezorientowani i traktują ministerstwo jako naturalnego wroga (co wzmacniane jest przez fakt często aroganckiego podchodzenia przez ministerstwo do konsultacji społecznych).
Aby wypracować strategiczną wizję wymiaru sprawiedliwości, umownie na rok 2020, od września uruchomiłem prace konwersatorium, w skład którego wchodzą przedstawiciele wszystkich środowisk prawniczych, świata akademickiego, Krajowej Rady Sądownictwa, Sądu Najwyższego, stowarzyszeń sędziowskich, referendarze, asystenci sędziów, urzędnicy sądowi, kuratorzy i służba więzienna. Do pracy w konwersatorium (a raczej w ok. 10 zespołach, które wkrótce zostaną wyłonione) zaprosiłem przedstawicieli wszystkich klubów parlamentarnych, tak by końcowy efekt cieszył się – w miarę możliwości – ponadpartyjnym konsensem, i by w roku 2015 przekazać go nowemu rządowi.
Po wtóre, ogromny potencjał profesjonalny i etyczny sędziów marnowany jest przez koszmarne rozwiązania organizacyjne. Sądów jest zbyt dużo (dość powiedzieć, że blisko połowa sędziów rejonowych to funkcyjni), zarządzane są w sposób anachroniczny (tu nadzieję na zmianę niesie menedżerski system zarządzania wprowadzony od marca), w zdecydowanie zbyt małym stopniu wykorzystuje się nowoczesne technologie, źle zorganizowana jest praca sekretariatów sądowych. Dlatego zdecydowałem o przekształceniu 79 najmniejszych sądów w wydziały zamiejscowe sądów większych, zmieniam regulamin sekretariatów, co w ciągu paru lat pozwoli zastąpić ok. 2 tysięcy etatów urzędniczych etatami asystentów sędziów, wkrótce uruchomimy kolejny e-sąd zajmujący się tym razem elektronicznym bankowym tytułem egzekucyjnym, etc.
Zatorów w sądach nie zlikwidujemy jednak bez ograniczenia kognicji sędziów. Część spraw trzeba wyprowadzić w ogóle poza sądy, inne powierzyć referendarzom lub wręcz urzędnikom sądowym (bo na polskich sędziach spoczywa mnóstwo obowiązków czysto biurokratycznych).
Jeszcze jesienią do Sejmu powinna trafić nowelizacja Kodeksu Postępowania Cywilnego, która istotnie poszerza kognicję referendarzy, pracujemy też nad takimi rozwiązaniami, które pozwolą im orzekać w sprawach o wykroczenia bez narażania się na zarzut niekonstytucyjności. Mam jednak świadomość, że to początek drogi, i wdzięczny będę każdemu za podpowiedzi, co dalej.
Procedury sądowe są – z mojego, czyli wciąż laika, punktu widzenia – radykalnie nieżyciowe. To jedna z najpoważniejszych barier. Tu jednak stoimy przed systemową zmianą, jeśli chodzi o procedury karne. Przyjęta przez rząd nowelizacja Kodeksu Postępowania Karnego przesuwa akcent z modelu inkwizycyjnego ku modelowi kontradyktoryjnemu. Przy okazji planujemy likwidację wielu absurdów (choćby obowiązku odczytywania akt). Mam świadomość, że aby przyniosło to dobre efekty, konieczna będzie zmiana, o którą zawsze trudno: nawyków sędziów i prokuratorów. Wierzę jednak, że w ciągu paru lat odczujemy wyraźną poprawę i zmniejszenie „przewłoków”.
Najpoważniejsze utrudnienie w funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości tkwi jednak poza nim samym. Najlepsi nawet sędziowie nie poradzą sobie z prawem tak niejasnym, czasami niespójnym, często przerośniętym, jak nasze. Pro domo sua: nie może być tak, że były minister sprawiedliwości (przy okazji profesor prawa) utrzymuje, że minister nie ma prawa występować o akta sądowe, a pierwszy prezes Sądu Najwyższego twierdzi coś przeciwnego. Postawiony wobec takiego stanu rzeczy wypowiedziałem słowa, które – słusznie – zbulwersowały przedstawicieli świata prawniczego. Podtrzymuję jednak ich sens. Jeśli litera prawa jest do tego stopnia niejasna, to obowiązkiem ministra nie jest chowanie się pod biurko, tylko podejmowanie decyzji zgodnych z duchem prawa. Będę tak postępował również w przyszłości. Najlepiej jednak, by tego typu dylematy zostały oszczędzone i mnie, i sędziom.