Adriana Prodeus
Wróg Numer Dwa
Oglądając pełnometrażowy debiut Katarzyny Klimkiewicz, nie sposób uniknąć skojarzeń z „Wrogiem Numer Jeden” Kathryn Bigelow. Podobnie jak dzieło amerykańskiej reżyserki jest to także opowieść o wojnie, ukazana zza kulis, biur, gabinetów, półprywatnych pokojów przesłuchań. Film skupia się na postaci prymuski robiącej karierę w twardym, męskim świecie. Zmienia się tylko cel polowania: tam chodziło o bin Ladena, tu o terroryzm miłości.
Pomnik żeńskiego indywidualizmu
Wizja silnej kobiety, która – walcząc o uznanie mężczyzn – równocześnie ich traci, ma dziś, jak się wydaje, szczególne znaczenie w dyskusji nie tylko nad trzecią falą feminizmu w kontekście mitycznej walki o władzę, ale też nad wpływem standardów pracy w korporacji na sferę prywatną. Tytułowa bohaterka zaślepiona jest karierą: pracuje, aby się wykazać, udowodnić swoją wartość, dowieść, że to, co wydaje się niemożliwe leniwym samcom, dla niej, inteligentnej i skupionej, jest wykonalne. Co więcej, jest w stanie zrobić to szybciej, lepiej, odważniej. Gdy poznajemy Frankie (Helen McCrory), kobieta właśnie zdobywa się na zawodową szarżę, walcząc jak lwica o wykonanie projektu, mimo że narzucone tempo sprawia, że jego wykonanie jest nierealne. Służbistka siedzi więc przy biurku ze stoperami w uszach. Odcięta od otoczenia buduje pomnik żeńskiego indywidualizmu, ale odmiennie niż we „Wrogu Numer Jeden”, nie zasadza się on na władzy polegającej na rozporządzaniu ludźmi, lecz na jednostkowym narcyzmie równoznacznym z wizją wolności. Frankie jest specjalistką od aeronautyki i ten oczywisty symbol – samolot – oznacza nic więcej jak tylko swobodny lot.
Etykietka „wolna czyli samotna” odsyła do stereotypu kobiecej roli, możliwej do spełnienia wyłącznie w związku. Korporacyjne biuro to przestrzeń żelaznych wymagań kariery, Frankie ma jednak jeszcze drugie pole aktywności: uczelnię, traktowaną mniej ambicjonalnie, a bardziej jako potwierdzenie statusu. Jako uznany autorytet ma dużo większy luz i poczucie humoru. W tej strefie – otwartej na pytania, poszukiwania, niewiedzę – pozwoli sobie na zaangażowanie emocjonalne. W biurze bowiem wciąż nastawiona jest na wyścig, a współpracownicy, wyłącznie mężczyźni, przepływają bez znaczenia przed jej oczyma. Zresztą, po co bohaterka miałaby zwracać uwagę na tych wymoczków, zmęczonych, ociężałych urzędników? Jeździ czarnym ścigaczem, którego mogą jej pozazdrościć. Zamyka się w kabinie aerodynamicznej, owiewając swoje ciało strumieniem powietrza. W symbolicznej scenie sama staje się dronem, czyli samolotem bezzałogowym. Najszybciej leci się bowiem w pojedynkę.
Wytrenowana w korporacyjnej samoobronie Frankie odruchowo kastruje każdego potencjalnego przeciwnika. Gdy Kahil (Najib Oudghiri) jej schlebia, chwaląc wygłoszony właśnie wykład, ona wytyka mu, że trzyma w ręku nieaktualne wydanie jej podręcznika. Ustawia go w pozycji kogoś, kto się nie zna, więc nie ma prawa prawić jej komplementów. Zagrożona utratą kontroli, atakuje zanim mogłaby zostać zaatakowana. Nie chce czuć się bezbronna, potrzebująca pomocy. Poza tym – jako rasowy myśliwy – chce zdobywać sama.
Mistrzostwo realizmu – mechanizm korporacji
Klimkiewicz próbuje uchwycić przemianę kobiety, konstruując postać z litego kamienia i przyglądając się niuansom jej emocji. McCrory ma momenty znakomite, przechodząc od wściekłości i dumy aż do rozpaczy i zupełnego zszarzenia. Spięte usta, uniesione brwi są maską, którą chwilami rozluźnia pod wpływem uśmiechu. Z przyjemnością patrzy się, jak pięknieje zakochana, jak bywa nieśmiała w miłości. To rola wręcz stworzona dla tej aktorki.
McCrory pozwala się prowadzić, pomagając też rozkwitnąć reżyserce, która potwierdza rzadki talent i wielką sprawność warsztatową. Odtwórcy głównych ról zostali tu świetnie dobrani, pasują do siebie, jest między nimi chemia. Szkoda tylko, że sceny ich zbliżeń seksualnych pomyślano jako kalki harlequinowych wyobrażeń, co uderza banałem, zwłaszcza w konwencji realizmu, w jakiej utrzymana jest reszta filmu. Reżyseria Klimkiewicz działa najlepiej, gdy ściśle przylega do rzeczywistości, choćby w scenie łazienkowej: Frankie siedzi na podłodze i jakby właśnie przebudzona patrzy na swego efeba w kąpieli. W innej trafia na mecz piłkarski pod mostem, gdzie Kahil zmaga się z kolegami. Tu zresztą znów jest jedyną kobietą, do tego jedyną białą wśród odzianych w chusty muzułmanów. Niezbyt przekonująco wypadają sceny odrealnione, jak wspomniane już owiewanie ciała strumieniem powietrza czy trening Frankie na bieżni widziany przez szybę w zwolnionym tempie. Dużo lepiej Klimkiewicz oddaje choćby flirt Kahila z kelnerką, która okazuje się jego byłą dziewczyną. Albo dowód kłamstwa, kiedy Frankie przygląda się ukochanemu z samochodu, podczas gdy ten przekonuje ją przez telefon, że jest w domu i właśnie się uczy. To film o potrzebie wolności, ryzyka oraz kosztach ich zdobywania. Wpisując miłosną historię w kontekst niejasnego zagrożenia terroryzmem, Klimkiewicz stworzyła film o nieufności, niszczącej całe społeczeństwa, ale wyrastającej z najbliższych, intymnych relacji.
Wyniszcza je mechanizm korporacji. W tym świecie, jak pisała o „Wrogu Numer Jeden” Małgorzata Sadowska, „żeby odnieść sukces facet musi po prostu wykonać swoją robotę. Dziewczyna – złapać bin Ladena. Kimkolwiek i czymkolwiek jest dla firmy «Bin Laden»”.
Oba filmy: Bigelow i Klimkiewicz można więc oglądać jako obraz zniszczeń, jakie kariera korporacyjna czyni w życiu kobiety. Czy praca musi być obsesją, czy jest poza nią miejsce na życie prywatne?
Terroryzm i miłość: zawierzyć „w ciemno”
Frankie utrzymuje ciepły kontakt z ojcem, poddając się jego nadopiekuńczości. Jej matka nie żyje, jest też naznaczona brakiem związku i pragnienie bycia uwiedzioną uczyni z niej klasyczną amantkę. Gdyby streścić intrygę, nie brzmiałaby oryginalnie: ponad 40-letnia kobieta, która – mimo nadmiaru pracy – wygląda atrakcyjnie, zgrabnie, pozwala sobie na podryw przystojnego mężczyzny, młodszego o 20 lat. Jednak to nie oryginalność fabuły, lecz niejednoznaczność oceny zdarzeń sprawia, że film świetnie się ogląda, a schematy gatunkowe stają przestrzenią gry z widzem i polem dla nieprzewidywalności. Niepokój kobiety, czy mężczyzna na pewno jej pragnie, czy na pewno kocha, a może jednak oszukuje, zatajając perfidny plan wykorzystania jej i ucieczki, to przecież sam niepokój zakochania. Tu zlewa się on ze strachem przed terroryzmem, z lękiem przed Innym. Temat algierskiego podziemia w Wielkiej Brytanii funkcjonuje jednak w filmie jak MacGuffin – nie poznamy żadnych konkretnych zagrożeń związanych z osobą chłopaka, prócz tych wyobrażonych na widok plecaka pełnego (zabawkowej?) broni ukrytej pod wanną czy islamskich stron internetowych. Niepewność miłości otrzymuje dobrze znany kostium bliskowschodniego terroryzmu.
Egzotyczne brzmienie języka i podnieca, i niepokoi bohaterkę, a wreszcie budzi irytację, wręcz męczy. Wątek obcości kulturowej, obecny w twórczości Klimkiewicz w obsypanym nagrodami „Hanoi – Warszawa”, zostaje tu rozwinięty i włożony w postać Frankie pochodzącą stąd, ale jakby obudzoną we własnym, a już obcym kraju. Bohaterka ocknie się z zauroczenia i przemieni je w podejrzliwość. Czy ma realne powody, żeby się martwić? Czy odrzuci miłość z lęku przed utratą kariery?
Oryginalny tytuł filmu „Flying blind” znaczy „w ciemno”. Sformułowanie to wywodzi się zresztą z amerykańskiej terminologii lotniczej, jako opis manewrów w powietrzu bez wystarczającej widoczności, np. we mgle. Używane dziś potocznie, a także w odniesieniu do gier, znaczy: „ufając swojej intuicji, albo nie mając innego wyjścia, bez informacji niezbędnych do podjęcia prawidłowych działań w danej sytuacji, licząc się z nieprzewidywalnością efektów tych działań, łącznie z rezultatami odwrotnymi do zamierzonych” – mówi słownik [1]. To jak żywo opis sytuacji romansowej, budzącej chęć przygody, nadzieję i lęk. A zatem, choć „Zaślepioną” analizuje się w kontekście stosunku do mniejszości muzułmańskich, walki z terroryzmem czy Wiosną Arabską, to w centrum filmu stoi jednak miłość. Tytuł wydaje się odnosić do uczuciowego zaślepienia, ryzykownego, ale niezbędnego w miłosnej relacji. Jeśli nie zawierzyć innemu, to wszystko się wali.
Oglądając film Katarzyny Klimkiewicz, nie sposób nie myśleć o „Fragmentach dyskursu miłosnego” Rolanda Barthesa. Jak pisał w przedmowie do książki Michał Paweł Markowski: „Inny, pisany dużą literą, oznacza miejsce, z którego jesteśmy słyszani przez innych i rozpoznawani w swoim pragnieniu, inny pisany małą literą oznacza po prostu obiekt miłości, ukochaną osobę, która wcale nie musi mnie słyszeć” [2].
Przypisy:
[1] www.sjp.pl
[2] M. P. Markowski, „Dyskurs i pragnienie” [w:] R. Barthes, „Pisma”, pod red. M. P. Markowskiego i K. Kłosińskiego, tom 2, Wydawnictwo KR, Warszawa 1999, s.11.
Film:
„Zaślepiona”, reż. Katarzyna Klimkiewicz, Wielka Brytania 2013, dystr. Alter Ego Pictures Sp. z o.o.
*Adriana Prodeus – krytyczka, autorka książki „Themersonowie. Szkice biograficzne”, redaktorka „Czternastego miesiąca braci Quay”, telewizyjnego magazynu „WOK. Wszystko o Kulturze w TVP2”, pisze o sztuce i filmie m.in. w „Kinie”, „Newsweeku”, na portalu dwutygodnik.com.
** Trailer oraz zdjęcia pochodzą z materiałów dystrybutora.
„Kultura Liberalna” nr 231 (24/2013) z 11 czerwca 2013 r.