Z informacji publikowanych przez „Kulturę Liberalną” wynika, że skala imigracji do Polski ze wschodu Europy zaczyna przybierać pokaźne rozmiary, a administracja chce ten proces wspierać. I bardzo dobrze. Potrzebujemy imigrantów z dwóch podstawowych powodów. Po pierwsze, niska dzietność i system emerytalny, w którym wysokość emerytur będzie zależała od liczby pracujących, skazują nas na niskie emerytury. Stosunek emerytury do ostatniej płacy spadnie przeciętnie z ok. 60-70 proc. dziś do ok. 30-40 proc. za 40 lat. Zwiększona imigracja może być jednym z czynników łagodzących ten spadek. Po drugie, zmiany technologiczne sprawiają, że kapitał ludzki odgrywa coraz większe znaczenie, a walka o najlepszych pracowników nasila się. Fundamentem silnej gospodarki muszą być duże metropolie skupiające rozbudowane grupy najlepiej wykształconych pracowników – Warszawa, Łódź, Kraków czy Poznań bezpośrednio będą konkurować o talenty z Berlinem, Paryżem, Londynem itp.. Przyciąganie ludzi zza granicy musi być elementem tej walki, a nam najłatwiej może być walczyć o pracowników ze Wschodu.

Imigracja zwiększa potencjał siły roboczej, pozwala uzupełnić luki na rynku pracy, mobilizuje konkurencję między pracownikami i dzięki temu podnosi produktywność w całej gospodarce. | Ignacy Morawski

Z doświadczenia wiadomo, że zwiększona imigracja rodzi wśród miejscowej ludności obawy o odbieranie miejsc pracy. Na razie takich obaw w Polsce nie widać, ale w miarę narastania fali imigracji mogą się one nasilać. Jednak warto uspokoić, że zjawisko odbierania pracy Polakom przez Ukraińców, Białorusinów czy Rosjan nie powinno być zjawiskiem na masową skalę. A tam, gdzie tego typu zdarzenia będą miały miejsce, powinniśmy być gotowi kierować wzmożoną pomoc państwa. Moje obserwacje i znane mi badania wskazują, że proces imigracji wspierany przez rozsądną politykę imigracyjną prowadzi do wyższego wzrostu gospodarczego, choć owoce tego zysku nie są podzielone równomiernie – najwięcej zyskują tzw. białe kołnierzyki (ludzie z biur, wyższa kadra, pracownicy umysłowi itd.), a najmniej ci najsłabiej wykształceni. Dlatego ci pierwsi powinni rozumieć, że osiągane dzięki szybszemu rozwojowi korzyści muszą podlegać częściowej redystrybucji.

Żeby zrozumieć wpływ imigrantów na rynek pracy, najpierw warto sobie wyobrazić, jak ten rynek funkcjonuje, a raczej – jak nie funkcjonuje. Ludzie często myślą o rynku pracy jak o jakimś wielkim pudle na jajka. Jest w nim z góry określona liczba określonych miejsc, w których umieszczamy jaja, a jeżeli jaj jest za dużo, część musi wypaść – jeżeli miejsc pracy jest mniej niż ludzi, to część ląduje na bezrobociu. Dlatego na przykład kiedyś w Europie zrodził się pomysł, by ludzi starszych szybciej posyłać na emeryturę i w ten sposób zwiększyć liczbę miejsc pracy dostępnych dla młodych. Ten pomysł jednak w praktyce sprawdza się bardzo źle i kraje, które mają niską aktywność zawodową ludzi starszych, mają też częściej wyższe bezrobocie wśród młodych. Tak samo nie ma sensu blokowanie imigracji. Rynek pracy nie jest bowiem pudełkiem z określoną liczbą miejsc na jajka, tylko dynamiczną formą, w której liczba oferowanych miejsc pracy zależy od dziesiątek czynników, w tym m.in. dostępności i jakości siły roboczej. Warto na przykład zauważyć, że Wielka Brytania, która przyjęła ogromną falę imigrantów z Europy Środkowo-Wschodniej, ma jedną z najniższych stóp bezrobocia w Unii Europejskiej.

Imigracja zwiększa potencjał siły roboczej, pozwala uzupełnić luki na rynku pracy, mobilizuje konkurencję między pracownikami i dzięki temu podnosi produktywność w całej gospodarce. Może oczywiście wiązać się też z patologiami, takimi jak wykluczenie społeczne, przestępczość, bezrobocie. Ale tego typu patologie pojawiają się wtedy, gdy mamy do czynienia z dużymi grupami imigrantów nieprzystosowanych dobrze do potrzeb rynku pracy i mających problem z integracją kulturową. A do Polski raczej nie będą masowo przybywali pracownicy uciekający na oślep ze swoich krajów i całkowicie odmienni kulturowo, tak jak Afrykanie do Włoch czy mieszkańcy Ameryki Środkowej do USA.

Napływ imigrantów ze Wschodu to duża szansa dla polskiej gospodarki. Musimy ją odpowiednio wykorzystać, ale najpierw należy przystosować politykę imigracyjną. | Ignacy Morawski

Imigranci będą najprawdopodobniej przybywać w odpowiedzi na konkretne impulsy przychodzące z polskiego rynku pracy i osiedlać się w regionach, gdzie jest najłatwiej o pracę, czyli w dużych miastach. Będą to m.in. studenci, czyli w przyszłości pracownicy wyższego szczebla, ale również pracownicy zatrudniani przy prostych pracach, jak sprzątanie, opieka nad dziećmi czy osobami starszymi. Napływ imigrantów do metropolii będzie przyczyniać się do ich prężnego rozwoju. Wątpię, czy w metropoliach spowoduje to wzrost bezrobocia – prędzej pojawi się szybszy wzrost gospodarczy i w dłuższym okresie pomnożenie miejsc pracy. Natomiast kluczem do obniżenia bezrobocia w regionach słabszych, o niskim udziale przemysłu i usług o wysokiej wartości dodanej, będzie zwiększenie mobilności siły roboczej i lepsze dostosowanie kształcenia do potrzeb rynku pracy. Ukraińcy w Warszawie czy Krakowie raczej nie będą konkurować o pracę z bezrobotnymi z Mrągowa.

W związku z imigracją mogą oczywiście pojawić się efekty, które dla niektórych grup pracowników będą nieprzyjemne, na przykład niższe płace czy też większe problemy z zatrudnieniem w niektórych zawodach. Nie będą to konsekwencje silne i masowe, ale będą zasługiwały na uwagę polityków. Jest to zresztą nieuchronny efekt globalizacji – coraz szybszy przepływ towarów, usług, kapitału i ludzi sprawia, że część osób słabiej przystosowanych do silniejszej konkurencji traci. Globalizacji nie da się jednak zatrzymać, znacznie łatwiej wykorzystać jej pozytywne efekty i próbować łagodzić negatywne.

Dlatego jestem zdecydowanym przeciwnikiem popularnej tezy o końcu państwa dobrobytu. Te grupy, które zdecydowanie zyskują na globalizacji, powinny wziąć na siebie większy ciężar wspierania tych, którzy na globalizacji mogą stracić. To, co będzie polskiej gospodarce potrzebne, to m.in. zdecydowane cięcie obciążeń podatkowych dla osób mniej zarabiających, częściowo finansowane zwiększeniem obciążeń dla grup zamożniejszych, oraz zwiększenie jakości publicznych usług edukacyjnych, by przestały być usługami elitarnymi.

Napływ imigrantów ze Wschodu to duża szansa dla polskiej gospodarki. Musimy ją odpowiednio wykorzystać, przystosowując politykę imigracyjną w sposób, który opisał w wywiadzie dla „Kultury Liberalnej” Marcin Piątkowski z Banku Światowego. A przy odpowiedniej polityce imigracyjnej nie powinniśmy mieć większych problemów z łagodzeniem ewentualnych negatywnych skutków towarzyszących napływowi nowych obywateli.