Rządy Platformy Obywatelskiej nie będą na Litwie wspominane najlepiej, co może wydawać się paradoksem. Przynajmniej na potrzeby krajowej polityki Platforma kreowała wizerunek ugrupowania opowiadającego się za bardziej koncyliacyjnym, umiarkowanym podejściem do stosunków międzynarodowych, mającym odbiegać od agresywnej polityki PiS-u, zwłaszcza w relacjach z Brukselą i Berlinem.
W Wilnie było to raczej odbierane jako odwrócenie się plecami do innych krajów regionu. Złożył się na to nie tylko wyraźny zwrot w stronę Niemiec, lecz także poluzowanie więzi transatlantyckich oraz „reset” w stosunkach z Rosją trwający w zasadzie aż do agresji na Ukrainę. Duża część litewskich elit nie podzielała ostrożnego optymizmu wyrażonego przed paroma laty przez Donalda Tuska, który chciał rozmawiać z Rosją „taką, jaka ona jest”.
Szczególnie dla prawej strony litewskiej sceny politycznej (obecnie w opozycji) Rosja „taka, jaka jest” jest po prostu agresorem. Potencjalny agresor militarny i rzeczywisty agresor polityczny, próbujący za pomocą różnych środków (ekonomicznych czy medialnych) poszerzać swoje wpływy nad Bałtykiem. Litewskiej prawicy sekunduje, choć nie tak ostentacyjnie, rządząca obecnie centrolewicowa koalicja.
Jako głównych winowajców kryzysu w stosunkach między Polską a Litwą tamtejsi politycy i komentatorzy wskazują Radosława Sikorskiego oraz lidera Akcji Wyborczej Polaków na Litwie (AWPL), Waldemara Tomaszewskiego, któremu przypisuje się rolę eksponenta wpływów rosyjskich. Kamieniem obrazy dla Litwinów była deklaracja Sikorskiego przed wyborami prezydenckimi w 2010 r., że do Wilna nie pojedzie, dopóki nie zostaną rozwiązane problemy polskiej mniejszości. Tuskowi z kolei zapamiętano słowa wygłoszone w czasie wizyty w Wilnie w 2011 r., że „stosunki Polski z Litwą będą tak dobre, jak dobre będą relacje litewskich władz z polską mniejszością”.
Nie może w tej sytuacji dziwić, że w Wilnie z końcem rządów PO wiąże się nadzieje, przede wszystkim na powrót do „polityki jagiellońskiej” realizowanej głównie przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego ekipę. Litewskie elity, pamiętające choćby wspólną podróż prezydentów Kaczyńskiego, Adamkusa i Juszczenki do Tbilisi w 2008 r. (gdy niedaleko stały rosyjskie czołgi), liczą, że pod rządami PiS Polska na nowo będzie próbowała stać się regionalnym liderem, stawiającym na pierwszym miejscu problemy Europy Środkowo-Wschodniej.
Politycy litewscy mają też jednak świadomość związków łączących PiS z AWPL oraz silnej agendy w sprawie Polaków za granicą w programie rządzącej partii. Strona litewska nie jest również wolna od obaw, że „asertywny” w relacjach z UE nowy rząd może stać się dla Europy problemem porównywalnym z Viktorem Orbánem. Litewskie elity bowiem, chociaż sceptyczne co do pewnych kierunków unijnej polityki, nie widzą dziś swojego kraju w opozycji do zjednoczonej Europy.
Polska strona może mieć z kolei nadzieję na zmianę coraz powszechniejszego w wileńskich kręgach politycznych przekonania, że Litwa słusznie nie dołożyła dotychczas starań, by zagwarantować pełnię praw polskiej mniejszości. Poprawa relacji dwustronnych będzie zatem wymagała wysiłku i gotowości do kompromisu z obu stron. Otwarte pozostaje pytanie, jak rządzący w obu krajach odpowiedzą na te wyzwania i czy wola naprawy nie pozostanie – tak jak bywało dotychczas – jedynie w sferze deklaracji.