Indie i Chiny rywalizują ze sobą w sferze gospodarczej i militarnej jedynie w indyjskiej wyobraźni. Chiny natomiast nie zajmują się tą kwestią. W rzeczywistości bowiem trudno mówić o rywalizacji w sytuacji dysproporcji gospodarczej i militarnej dzielącej te potężne kraje. To Chiny mają zdecydowaną przewagę i co najwyżej można porównywać osiągnięcia obu azjatyckich gigantów. O rywalizacji trudno, przynajmniej na razie, mówić.
Indyjska demokracja
A jak wygląda porównanie obu państw? W sferze politycznej dzieli je wszystko. Indie są najludniejszą demokracją świata. Mimo iż w trybach tej demokracji skrzypi niejednokrotnie piasek, to istnieje w tym kraju rzeczywisty podział władzy na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Wybory są rzeczywistymi wyborami, czego mieliśmy kolejne świadectwo podczas zakończonych właśnie wyborów do izby niższej indyjskiego parlamentu. Kampania wyborcza była prawdziwą debatą polityczną pomiędzy rywalizującymi ze sobą blokami, a głosowanie przebiegało bez szokujących incydentów, które mogłyby podważyć wiarygodność całego procesu.
Instytucje charakterystyczne dla państwa demokratycznego działają w Indiach raz gorzej, raz lepiej, ale z całą pewnością nie można ich nazwać fasadowymi. Odgrywają bowiem one realną rolę w życiu publicznym kraju. W Indiach istnieje co prawda cenzura mediów, ale nie ogranicza ona w drastyczny sposób wolności wypowiedzi. Tak więc może Indie nie są największą demokracją świata w rozumieniu wszystkich standardów zachodnich, ale z pewnością są najludniejszą demokracją świata.
Chińska autokracja
Nie można powiedzieć tego samego o systemie politycznym Chińskiej Republiki Ludowej. Jest to system autokratyczny, a w wielu sferach aktywności publicznej – totalitarny. Instytucje charakterystyczne dla demokracji co prawda istnieją, ale są fasadowe. Trudno także w kontekście standardów demokratycznych uznać za wolny i przejrzysty chiński system wyborczy. To klasyczne rządy monopartyjne, które z demokracją mają niewiele wspólnego.
Podobnie jest ze standardami dotyczącymi wolności obywatelskich i praw człowieka. Są one ograniczane szczególnie w stosunku do mniejszości narodowych, a klasycznymi przykładami takiej dyskryminacji jest sytuacja Tybetańczyków i Ujgurów zamieszkujących terytoria uznawane przez Pekin za chińskie. Trudno mówić o swobodzie poruszania się w sytuacji powszechnej inwigilacji, na usługach której działają najnowsze osiągniecia technologiczne. Trudno także mówić o wolności mediów. Są one bowiem poddane rygorystycznej cenzurze.
Lepsze chińskie drogi i koleje
Jaki wpływ na życie i osiągnięcia gospodarcze obu krajów mają te diametralnie odmienne systemy rządzenia? Innymi słowy – czy gospodarki Indii i Chin są rzeczywiście rywalami?
Jeżeli odpowiada się na to pytanie, porównując wskaźniki gospodarcze, to znowu trudno tu mówić o rywalizacji. Biorąc na przykład pod uwagę PKB, to chiński jest niemal pięciokrotnie większy aniżeli indyjski. Podobnie jest z PKB liczonym na głowę mieszkańca. Indie zaliczone są do grupy państw określanych terminem lower-middle income (widełki 1136–4465 dolarów), natomiast Chiny do grupy upper-middle income (widełki 4466–13845 dolarów). Różnica jest ewidentna. Nie oznacza to jednak, iż Indie nie nadrabiają zaległości. Wedle prognoz, już za rok mają wyprzedzić PKB Japonii i stać się czwartą gospodarką świata.
Wskaźniki to jedno, ale jak wzrost gospodarczy przekłada się choćby na infrastrukturę i modernizację kraju? Pod tym względem Chiny również znacznie przerastają Indie. Co prawda w okresie rządów Narendry Modiego Indie wyraźnie przyspieszyły w inwestycjach infrastrukturalnych i znacznie się zmodernizowały, ale nadal pozostają daleko w tyle w stosunku do Chin.
Przykłady można mnożyć. Zapóźnienie w infrastrukturze indyjskiej widać wyraźnie choćby na przykładzie rozwoju infrastruktury komunikacyjnej. Choć trzeba przy tym pamiętać, iż Chiny są niemal trzykrotnie większe od Indii i dane wskazujące na chińskie przewagi należy konfrontować z różnicami w wielkości obu krajów.
Przykładem niech będą koleje indyjskie, które mocno się zmodernizowały. Jedynie w niewielkim stopniu przypominają dziś te, którymi podróżowałem w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Historie opowiadane przez podróżników o tym, jak tłumy Indusów podróżują na dachach archaicznych wagonów, to już historia. Tyle tylko, że gdy porównamy na przykład sieć kolei wielkich prędkości, to okaże się, że Indie nie mają ani kilometra szlaku, na którym pociągi mogłyby przekroczyć prędkość 200 kilometrów na godzinę. Najszybsze osiągają 160 kilometrów na godzinę. Chiny natomiast dorobiły się już 45 tysięcy kilometrów torów, po których pociągi mogą jeździć z prędkością 200–380 kilometrów na godzinę. W Chinach są także pociągi osiągające prędkość przekraczającą 400 kilometrów na godzinę. Dysproporcja w rozwoju kolejnictwa w Chinach i Indiach jest więc ogromna.
W przypadku infrastruktury drogowej Chiny, mimo iż mają mniej kilometrów dróg utwardzonych w przeliczeniu na 1000 mieszkańców (Chiny – 3,6 kilometra, Indie – 5,13 kilometra) mogą się poszczycić 177 tysiącami kilometrów dróg ekspresowych. Indie dysponują natomiast jedynie ponad 5 tysiącami kilometrów takich dróg. Warto dodać, iż w budowie jest ponad 8 tysięcy indyjskich dróg ekspresowych.
I jeszcze porównanie floty handlowej obu krajów. Warto o niej pamiętać, bowiem gospodarki zarówno Chin, jak i Indii w dużym stopniu zależą od morskich szlaków komunikacyjnych. W przypadku Indii niemal 80 procent wymiany handlowej odbywa się morzem. A jednak w przypadku liczebności floty handlowej Chiny górują nad Indiami, dysponując ponad 6 tysiącami jednostek. Indie dorobiły się niecałych 2 tysięcy.
Przytaczam te dane, mając przy tym pełną świadomość, iż statystyki obu krajów nie muszą być w pełni wiarygodne. W systemie autokratycznym, z którym mamy do czynienia w Chinach, rzetelność oficjalnych statystyk może budzić zastrzeżenia. Z kolei w Indiach, w których korupcja nie jest niczym niezwykłym, także i ona może mieć wpływ na dane statystyczne. Mimo to, nawet przy świadomości, iż zbytnia wiara w statystyki może być złudna, warto je porównać, bo pokazują skalę różnic dzielących oba kraje.
Mniej ryzykowny rynek indyjski
Porównując gospodarki obu krajów, warto zwrócić uwagę na istotną różnicę dzielącą Indie i Chiny. I nie chodzi o to, że Indie są gospodarką rynkową i liberalną, natomiast Chiny reprezentują trudny do opisania typ gospodarki rynkowej z dominującym wpływem na ekonomię działań autokratycznego państwa. Chodzi o coś innego. Mianowicie bodźcem rozwoju gospodarki chińskiej był od dziesięcioleci popyt zewnętrzny. Chiny były fabryką dla świata i produkowały przede wszystkim na eksport. Bodźcem dla rozwoju gospodarki indyjskiej był przede wszystkim popyt wewnętrzny, czyli produkcja na rynek krajowy.
Ta różnica sprawiła, iż gospodarka indyjska była i jest mniej wrażliwa na turbulencje ekonomiczne i finansowe na rynkach światowych. Chiny natomiast, jako potężny eksporter i dostarczyciel wszelakich towarów pod wszelkie szerokości geograficzne, odczuwa znacznie mocnej zawirowania i załamania w światowym handlu. Być może to tłumaczy prognozy, wedle których wzrost gospodarczy Indii będzie w najbliższych latach większy (średnio 7 procent do roku 2030), aniżeli wzrost prognozowany dla Chin (w roku 2030 – 3,5 procent). Mimo to wątpliwe, by w bliskiej przyszłości Indie prześcignęły Chiny w wielkości PKB. Nawet biorąc pod uwagę rosnącą liczebność Indusów i kłopoty demograficzne Chin.
Chińska armia nowocześniejsza
Choć trudno mówić o indyjsko-chińskiej rywalizacji, to nie ulega kwestii, że istnieją obszary głębokich pęknięć w relacjach indyjsko-chińskich, które mogą być okazją raz słabszych, kiedy indziej silniejszych napięć i konfliktów. Przykładem jest choćby budzący spory przebieg linii rozgraniczającej Indie i Chiny w Himalajach Wybuchające tam co jakiś czas konfrontacje pomiędzy oddziałami obu krajów są dla obu stron impulsem do wzmacniania własnych sił militarnych i rozlokowywania kolejnych oddziałów wzdłuż spornej granicy.
Rozbudowa sił wojskowych nie jest oczywiście spowodowana wyłącznie konfliktem granicznym. W wielu częściach świata interesy Indii i Chin nie są tożsame, a bywają nawet i sprzeczne. Polem tych sprzecznych interesów jest nie tylko najbliższe sąsiedztwo – myślę tutaj o relacjach indyjsko-pakistańskich i chińsko-pakistańskich – ale także wpływy w krajach Azji Centralnej, Azji Południowo-Wschodniej oraz w krajach afrykańskich. Realizowanie tych interesów oraz ich obrona zdają się istotnym czynnikiem skłaniającym oba kraje do rozbudowy sił zbrojnych.
Pod względem liczebności sił zbrojnych Chiny i Indie znajdują się na dwóch pierwszych miejscach światowej listy. Chiny dysponują armią liczącą ponad dwa miliony wojskowych i siłami rezerwowymi w liczbie około pół miliona. Indie są na drugim miejscu z armią liczącą niemal półtora miliona żołnierzy oraz rezerwą liczącą około miliona. Wydatki zbrojeniowe obu azjatyckich potęg sytuują oba kraje w światowej czołówce.
Otwarte pozostaje pytanie, czy za liczebnością wojsk obu krajów idzie także ich nowoczesność i sprawność podczas ewentualnych operacji bojowych. Jak dotąd ani armia chińska, ani siły indyjskie nie uczestniczyły w pełnoskalowej wojnie. Dlatego też trudno oceniać ich rzeczywistą wartość bojową. Można natomiast powiedzieć coś o nowoczesności lub jej braku w wyposażeniu obu sił zbrojnych.
I tutaj z całą pewnością Chiny dość znacznie wyprzedzają możliwości sprzętowe Indii. Oba kraje produkują samoloty bojowe, ale to Chiny osiągnęły zdolność produkcji maszyn piątej generacji. I jest to maszyna rodzimej produkcji, choć zapewne jej powstanie zawdzięczają Chińczycy dobrze działającemu wywiadowi gospodarczemu. Chiński przemysł lotniczy produkuje już także własnej konstrukcji wojskowe samoloty transportowe oraz pasażerskie. W opinii ekspertów konstrukcje te w dużym stopniu powstały dzięki wcześniejszej produkcji licencyjnej samolotów zachodnich w chińskich fabrykach.
Indie pozostają przy produkcji swego pierwszego lekkiego samolotu bojowego Tejas, który pod względem nowoczesności rozwiązań nie jest szczytowym osiągnięciem współczesnego przemysłu lotniczego. Trzon wojskowego lotnictwa indyjskiego stanowią dawne konstrukcje sowieckie i współczesne rosyjskie produkowane co prawda w Indiach, ale na licencjach rosyjskich. Uzupełnieniem indyjskich sił powietrznych są importowane z Francji maszyny Rafael oraz amerykańskie samoloty transportowe Hercules i Globemaster. Indie kupiły również amerykańskie śmigłowce uderzeniowe Apache. Oryginalną konstrukcją indyjskiego przemysłu lotniczego jest seria śmigłowców Dhruv oraz helikopterów bojowych Prachand. W rzeczywistości jednak indyjskie lotnictwo, zarówno wojskowe, jak i cywilne, zależne jest od importu oraz konstrukcji opartych na licencjach. Indie do tej pory nie rozpoczęły produkcji samolotu pasażerskiego, mimo iż krajowy rynek lotniczy rozwija się bardzo intensywnie.
Flota morska – znowu Chiny
Porównanie sił morskich Indii i Chin wypada także na korzyść Państwa Środka. Nie ma sensu wyliczanie, jak wiele poszczególnych jednostek posiadają interesujące nas kraje. Wystarczy powiedzieć, iż w roku 2023 Chiny dysponowały flotą 78 okrętów podwodnych, w tym sześciu jednostek o napędzie nuklearnym. Indie miały 18 jednostek, z tego 2 zasilane były reaktorami nuklearnymi. Warto w tym miejscu dodać, że chińska flota podwodna stanowi niemal jedną czwartą wszystkich okrętów podwodnych na świecie.
Nie ulega wątpliwości, iż Chiny rozbudowują swoją wojenną flotę oceaniczną między innymi z myślą o rzuceniu wyzwania siłom morskim Stanów Zjednoczonych na Pacyfiku oraz indyjskiej marynarce wojennej na wodach Oceanu Indyjskiego. W przypadku Oceanu Indyjskiego Chiny realizują projekt tak zwanego „naszyjnika z pereł”. Jego istotą jest tworzenie baz morskich otaczających Indie od strony morza. Niektóre bazy już powstały i są zlokalizowane na należących do Birmy/Mjanmy Wyspach Kokosowych, w porcie Hambantota na Sri Lance oraz na pakistańskim wybrzeżu w porcie Gwadar. Coraz silniejsza obecność Chin na wodach Oceanu Indyjskiego jest poważnym źródłem niepokoju dla władz indyjskich.
Poszukiwania przeciwwagi dla Chin
Mimo iż porównanie zdolności bojowych obu krajów oraz ich siły gospodarczej wypada na korzyść Chin, to Delhi nie zamierza biernie przyglądać się wkraczaniu Państwa Środka w rejony, które tradycyjnie były związane z Indiami. Władze indyjskie stworzyły i tworzą nadal programy, które mają zaktywizować indyjską obecność choćby w Azji Południowo-Wschodniej. Przykładem jest indyjska Look East Policy zapoczątkowana w roku 1991 i odnowiona pod nazwą Act East Policy w roku 2014. Celem obu inicjatyw jest wzmocnienie więzi politycznych, społecznych i gospodarczych z krajami Południowo-Wschodniej Azji. W ostatnich latach trwała tam intensywna polityczna i gospodarcza ekspansja Chin. Inicjatywa indyjska postrzegana jest jako próba zbudowania przeciwwagi dla dominacji Chin w tym rejonie globu.
Indie starają się też budować swe wpływy w Afryce. Odwołują się przy tym do istniejącej od lat w krajach afrykańskich diaspory indyjskiej. Według ekspertów z tego kraju inwestycje Indii na kontynencie afrykańskim wynoszące obecnie ponad 70 miliardów mają osiągnąć w roku 2030 poziom 150 miliardów dolarów. W ostatnich latach indyjsko-afrykańska wymiana handlowa przekroczyła 90 miliardów dolarów. Dla porównania warto powiedzieć, że chińsko-afrykańska wymiana handlowa osiągnęła w roku 2022 wartość przekraczającą 200 miliardów dolarów.
W kontekście Act East Policy oraz indyjskich działań w Afryce można już mówić o indyjskiej rywalizacji z Chinami o wypływy w obu tych regionach globu. Inicjatywy te postrzegane są, jako wyzwanie rzucane Chinom. Pokazują, że w walce o wpływy Indie zamierzają rozwijać politykę ekspansji. Dążą przy tym do budowania przeciwwagi dla Chin. Ze względu jednak na przewagę Chin w sferzezarówno gospodarczej, jak i militarnej, dla realizacji tej polityki szukają sojuszników wśród krajów rozwijających się, ale także Zachodu. Dawna indyjska polityka utrzymywania równego dystansu wobec światowych potęg nie jest już dominantą polityki zagranicznej tego kraju. Odchodzeniu od niej sprzyja coraz silniejsza izolacja na arenie międzynarodowej dawnego partnera Indii, czyli Rosji oraz nasilający się konflikt chińsko-amerykański.
I tak na przykład w trwającym już konflikcie o swobodę żeglugi na Morzu Południowo-chińskim Indie sprzyjają krajom skonfliktowanym w tej sprawie z Pekinem. Niedawnym przykładem opowiedzenia się New Delhi przeciw ekspansjonistycznym planom Pekinu w tym rejonie były odwiedziny trzech indyjskich okrętów wojennych w portach Singapuru, Malezji oraz Filipin. Indyjscy komentatorzy podkreślali, że był to wyraźny sygnał kierowany w stronę Chin – Indie nie będą przyglądały się biernie chińskim zakusom anektowania akwenów morskich, którymi przebiegają ważne dla gospodarki światowej szlaki transportowe.
Indie, podejmując wysiłki na rzecz rozszerzenia lub utrzymania swych wpływów na obszarach budzących zainteresowanie Chin, szukają nowych partnerów. Z całą pewnością należą do nich kraje związane ze strefą Pacyfiku. To nie tylko Stany Zjednoczone, lecz także Australia, Japonia, Nowa Zelandia oraz bliższe Indiom kraje Azji Południowo-Wschodniej. Nie ulega wątpliwości, iż współczesna sytuacja geopolityczna skłania Indie do prowadzenia polityki zbliżenia z krajami reprezentującymi wartości cywilizacji Zachodu.
Polityka taka może sprawić, iż dystans w sferze gospodarczej oraz militarnej pomiędzy Indiami i Chinami zmniejszy się. Ale będzie to proces, który potrwa długo. I dopiero, gdy dzięki współpracy z Zachodem dystans ten zmniejszy się wyraźnie, Indie będą w stanie podjąć rzeczywistą rywalizację z chińskim smokiem. Indyjski słoń budzi się powoli.