„Dookoła świata z przyjaciółmi”

Każdy czytelnik doświadczył chyba choć raz pokusy, którą wyzwala dobra przygodowa lektura. Rzucić w kąt kocyk, wstać z mięciutkiego fotela, ruszyć w przygodę, doświadczać na własnej skórze, smakować, przeżywać! Tym razem padło na szopa, który siedząc na tarasie z książką w łapkach złapał nagle bakcyla przygody. I zaraził nim swoich przyjaciół!

Patrzymy na nich: szopa, borsuka, lisa, niedźwiedzia i wronę, jak odrywają się od codziennych zajęć, wsiadają na łódkę i wypływają w nieznane. Chcą odbyć podróż dookoła świata, a każde z nich ma w niej swoje zadania – szop jest głównym pomysłodawcą, borsuk umila wszystkim czas opowieściami, lis dba o prowiant, niedźwiedź pełni rolę ochroniarza, a wrona – obserwatorki. 

Już wkrótce jednak lis myli zaskrońca z jadowitym wężem wodnym, łódka prawie się wywraca, wiosłowanie staje się nużące i pojawiają się pytania typu „daleko jeszcze?”. Gdy więc łódka dociera do jakiejś wysepki, przyjaciele z ochotą schodzą na brzeg. Rozpalają ognisko, lis robi pyszny omlet borowikowy. Potem grają w piłkę i się kąpią. Są przeszczęśliwi! Co za wspaniała przygoda, ile miłych wrażeń! Kiedy zaczyna padać deszcz, wcale nie marzą już o dalszej podróży, tym bardziej, że niedźwiedź nie umie zasypiać bez swoich pluszaków, szop nie doczytał do końca książki i nie wie, jak się skończy, a lis martwi się o kury. Wracają, bardzo zadowoleni ze wspólnej przygody. Już niedługo, może w czwartek, wyruszą w kolejną podróż dookoła świata!

Picturebook Philipa Waechtera przenosi nas do krainy dzieciństwa, gdzie każdego dnia odkrywa się nowe światy i przeżywa wspaniałe przygody. Długi letni dzień rozciąga się w odczuciu dziecka w tygodnie, a może lata, w których doświadcza się nowego, eksploruje, mierzy z nieznanym. Niemiecki autor pokazuje, jakie to wspaniałe, gdy robi się to wspólnie z grupą przyjaciół, w której każdy wnosi coś do wspólnoty i troszczy się o innych. 

Po pierwsze więc przyjaźń, wspólnota. Po drugie – wyobraźnia. Nieważne, czy naprawdę mamy ponton, który popłynie wzdłuż rzeki, czy tylko wielką balię rozkołysaną na trawiastym podwórku. Nasza łódź powiezie nas do wyobrażonych krain i zagwarantuje wakacyjne przygody, których wspomnienie zostanie z nami, przywodząc uśmiech po latach, kiedy to jak szop skonstatujemy z zadowoleniem: „To ponad wszelką wątpliwość najlepsza podróż dookoła świata, w jaką kiedykolwiek wybraliśmy się wspólnie”.

Wszyscy wielbiciele opowieści o Misiu i Tygrysku Janoscha także w tej historii znajdą swoją Panamę.

 

„Ulice”

Lato w mieście spędzone wśród gwarnych ulic skąpanych w blasku słońca, wędrowanie dobrze znanymi, ulubionymi ścieżkami albo przeciwnie – zwiedzanie nigdy niewidzianych miast, odkrywanie wąskich zaułków i szerokich bulwarów, majestatycznych alej i starych traktów, uczenie się miasta i jego historii poprzez wędrowanie jego ulicami. 

W taką wakacyjną podróż zabiera czytelników Wydawnictwo Muchomor w publikacji Anny Skowrońskiej i Aniny Mengerovej „Ulice”. Ta starannie wydana książka informacyjna już przy pobieżnym przekartkowaniu zachwyca szatą graficzną: oto wpadamy w tętniący kolorem, migoczący światłami zgiełk ulicy Szerokiej, czyli nowojorskiego Broadwayu. Życie pulsuje kolorem także na londyńskiej Piccadilly, ale chwilę później przenosimy się na maleńką francuską Esquicho Coude, czyli ulicę Zgniecionych Łokci – tak wąską, że łokcie przechodnia ocierają się o ściany kamienic. 

Książka na chwilę przenosi nas także w czasie i do miejsc, których już nie ma: oto spieszymy ze starożytnymi Rzymianami cardo maximus, śledzimy drogi Jedwabnego Szlaku, wędrujemy Calle de Elvira w hiszpańskiej Granadzie, której brama prowadzi do nieistniejącego miasta i spoglądamy na lubelską ulicę Sienną, gdzie nie słychać już jidysz i śmiechu bawiących się na pobliskich łąkach żydowskich dzieci, bo ten świat przepadł wraz z Zagładą.

Wędrując razem z dzieckiem ulicami miast odwiedzanych w czasie wakacyjnych podróży, mijamy miejsca ważnych wydarzeń historycznych, których owe ulice były świadkami: Bernauer Strasse w 1961 roku podzielił mur berliński, w Waszyngtonie w 1963 roku tłumy ciągnęły Constitution Avenue i Pensylvania Avenue, by posłuchać pastora Martina Luthera Kinga, całkiem niedawno na Azadi w centrum Teheranu Irańczycy protestowali, śpiewając balladę o wolności. 

Książka pokazuje też, jak ulice „podróżują”, choć nie ruszają się z miejsca, jak na przykład niemiecka Hakkenterrasse, która stała się polskimi Wałami Chrobrego – jak zmieniają swoje nazwy w zależności od politycznych zawirowań.

Niektóre ulice istnieją tylko w świecie wyobrażonym, choć przez to wcale nie tracą na ważności: kto z nas nie zapragnął choć raz się przespacerować ulicą Czereśniową w Londynie i być może spotkać pod numerem siedemnastym Mary Poppins albo skręcić nagle w ulicę Pokątną i znaleźć się w magicznym tłumie spieszących nią czarodziejów?

„Ulice” oferują małym odbiorcom sporą dawkę wiedzy, ale też zachęcają do własnych eksploracji podczas wakacyjnych wyjazdów oraz w lokalnym środowisku.

 

„Nocowanka w Egipcie”

Wakacje to idealny czas na nocowanki u przyjaciół, bo nie ma stałych edukacyjnych zajęć i można spędzać dużo czasu na zabawie oraz… nauce, ale takiej, na którą ma się ochotę. A trudno nie mieć ochoty na naukę, z którą wiąże się podróż w czasie! 

Lilka i Kuba ruszają w szaloną wyprawę do miejsca, które jest jednym z najpopularniejszych kierunków urlopowych Polaków – do Egiptu. Ale nie współczesnego, tylko starożytnego, z czasów faraonów, i nie samolotem, tylko specjalnym tańcem-zaklęciem.

„Nocowanka w Egipcie” to książka z serii Akademia Mądrego Dziecka, której celem jest właśnie łączenie zabawy z nauką. W tej całkiem sporych rozmiarów (230×295 cm) informacyjnej książce obrazkowej zawarto wiele ciekawych wiadomości o życiu codziennym w starożytnym Egipcie trzy i pół tysiąca lat temu. Przewodnikami bohaterów są inne dzieci – rodzeństwo Senbi i Tuja. Ich ojciec pracuje dla samego faraona jako skryba, dlatego rodzina mieszka w okazałym budynku, zdrowo się odżywia, a Senbi uczęszcza do szkoły. 

Książka prezentuje wnętrza domów Egipjcan, ich stroje, fryzury, makijaże, ozdoby o wyjątkowym znaczeniu, takie jak na przykład anch czy oko Horusa, pokazuje, co w tamtych czasach jedzono, jak się uczono i pracowano, jakie istniały zawody i jak kształtowała się hierarchia społeczna. Z publikacji mały czytelnik dowie się także, jak wyglądały obrzędy i ceremonie, w tym pogrzeby i mumifikacje. Pozna także najważniejszych bogów i dowie się, jakie mity się z nimi wiążą. A wszystko to podane w sposób przystępny, zabawny i ciekawy dla dziecka, które znajdzie tu liczne dialogi, komiksowe dymki, aple, strony podzielone na części, a nawet rozkładane. Wszystko po to, by przykuć i utrzymać uwagę małego odbiorcy.

 

„Trzy krowy w niebieskich kajakach”

Słoneczne leniwe popołudnie, kajak wolno płynący łagodną rzeką wśród kołyszących się nad wodą traw – tak dla wielu zapewne wygląda idealny letni dzień. Takim też wydał się bohaterkom opowieści Andrzeja Marka Grabowskiego – trzem krowom: Gryzeldzie, Mućce i Feli. Jak co dzień trzy przyjaciółki wyszły z obory i dotarły na łąkę, gdy Fela nagle dostrzegła trzy długie błękitne sylwetki na brzegu jeziora. Jeszcze nie wiedziała, że to kajaki, ale już zapragnęła wsiąść do jednego z nich i popłynąć w siną dal, byle tylko wyrwać się z nudnej łąki i przeżyć przygodę. 

I tak to, co miało być chwilowym kaprysem, zwariowaną, ale krótką wycieczką, podarowaniem sobie drobnej przyjemności, stało się dla wszystkich trzech krów początkiem wielkiej życiowej zmiany.

Jak informuje w posłowiu autor książki do jej napisania zainspirowały go prawdziwe zdarzenia, które miały miejsce w letniskowej miejscowości na Mazurach. Otóż z łąki zniknęły trzy krowy, a znad jeziora – trzy kajaki. Jakiś czas potem w gazetach pojawiła się informacja o zaginionych krowach – jak się okazało, dołączyły do stada żubrów, żyły z nimi w zgodzie i nawet doczekały się potomstwa. Aż się prosiło, by dodać dwa do dwóch i napisać o tym książkę! To kolejna, po chociażby „Zbóju” Joanny Jagiełło, historia zainspirowana ucieczką zwierząt na wolność.

Trzy krowy w książce Grabowskiego początkowo uciekają przed nudą, ale finalnie – przed przemocą, wyzyskiem, ludzką pazernością i podłością. Oddalenie się od okrutnego właściciela pozwala im na spojrzenie na z dystansu i dostrzeżenie własnych potrzeb, marzeń i planów. Dopiero odważna decyzja o ucieczce pozwala krowom zrozumieć, że można inaczej, lepiej żyć.

Oczywiście nie przychodzi im to łatwo – Grabowski umiejętnie pokazuje wątpliwości, obawy, lęk przed nieznanym. Jest też moment wielkiego zawahania, kiedy powrót do tego, co znane i bezpieczne (choć przecież często bolesne) wydaje się lepszym rozwiązaniem niż wielka niewiadoma. Na szczęście krowy nie są w tym same – po pierwsze mają siebie, a po drugie – mądre żubry, które służą wsparciem. 

Na poziomie meta tej historii mama czyta ją synkowi. Jonasz zadaje wiele trudnych pytań, a mama nie unika odpowiedzi. Te fragmenty są okazją, by szczerze porozmawiać z dzieckiem na niewygodne tematy (dlaczego zabiera się krowom cielęta, co się dzieje z krowami, które dają za mało mleka, czy to prawda, że ludzie jedzą krowy…).

Książce towarzyszą znakomite, zabawne, ale i poruszające ilustracje Grażyny Rigall.

 

„Pan Oskar na wakacjach”

Coraz chętniej spędzamy wakacje na zagranicznych wojażach. Przydaje się wtedy znajomość języka, najlepiej angielskiego, po który sięgamy niejako automatycznie, chcąc porozumieć się z obcokrajowcem. Dzieci uczą się go w Polsce często już od przedszkola, ale z jakością tego nauczania, jak wiadomo, różnie bywa, więc kreatywności rodziców nigdy tutaj za wiele. Już od maluszka warto przeglądać z dzieckiem anglojęzyczne książeczki dla najmłodszych albo sięgać po specjalnie pomyślane dla tego wieku publikacje. Ważne przy tym, by zawsze łączyć naukę z zabawą, tym, co akurat robimy, co dzieje się wokół. Pozycją, która idealnie łączy wakacyjność z nauką angielskiego, jest picturebook „Pan Oskar na wakacjach”.

To pierwsza autorska książka Jima Fielda, lubianego w naszym kraju brytyjskiego ilustratora, znanego chociażby z zabawnych ilustracji do serii o Króliku i Misi. Tym razem Field proponuje książkę, za którą odpowiada w całości. Jej głównym bohaterem czyni sympatycznego długouchego psa, pana Oskara, który mieszka „w bardzo wysokim budynku na poddaszu”. W chwili gdy go poznajemy, wybiera się na wakacje razem ze swoją złotą rybką Korą. Przed nimi wiele ciekawych miejsc i aktywności: biwakowanie pod gołym niebem, szusowanie na nartach, sterowanie motorówką po jeziorze, rejs statkiem, plażowanie, zwiedzanie miast i miasteczek, przesiadywanie w urokliwych kawiarenkach. Pan Oskar z entuzjazmem eksploruje wszystko, co dla niego nowe, a wraz z nim mały czytelnik, poznając angielskie słówka i zwroty: nazwy przedmiotów, sklepów, czynności, produktów spożywczych, powitania, pożegnania, utarte formuły okolicznościowe.

Nauka języka z tą książką to jednocześnie wielka wizualna przyjemność – wędrując za kolejnymi angielskimi słowami zanurzamy się w kolorowy świat z rozmachem wykreowany przez Jima Fielda w przyciągających wzrok ilustracjach z nutką vintage: toń jeziora skrząca się w słońcu, osnute śniegiem dalekie szczyty gór, urokliwa wąska uliczka małego miasteczka, gwarna kawiarnia, zapadające w sen wielkie miasto migoczące rozświetlonymi oknami kamienic. A wszędzie wesołe, przyjazne mordki, pyszczki i ryjki zwierzęcych (uosobionych) bohaterów: zajęcy, kur, świń, krokodyli, słoni, pingwinów, fok, borsuków, żółwi, tygrysów, lwów… Tętniące życiem zwierzęce społeczności trochę jak z książek Richarda Scarry’ego.

Sam Pan Oskar jest natomiast jak Muk w podroży (ten z książki Marca Boutavanta) – równie sympatyczny i ciekawy świata, ale chyba nieco bardziej dobroduszny i roztrzepany – zdarzają mu się zabawne wpadki, ale jego życzliwość i otwartość sprawia, że zyskuje przyjaciół z całego świata, udowadniając, że komunikacja jest podstawą przyjaźni.

Na koniec ciekawostka: w wersji oryginalnej Pan Oskar nazywa się Monsieur Roscoe i mieszka we Francji, a książka jest dwujęzyczna, ale angielsko-francuska. Jim Field od kilku lat mieszka w Paryżu i jak opowiada, prawdziwym wyzwaniem było dla niego opanowanie języka francuskiego. Razem z żoną Francuzką wychowują dwujęzycznie córeczkę i zamarzyła im się książka, którą będą mogli wspólnie przeczytać jej na dobranoc. I tak z myślą o małej Loli oraz innych dzieciach powstała opowieść, która jednocześnie ułatwia naukę języka. Jak widać, koncept okazał się uniwersalny – Monsieur Roscoe ma już nie tylko polskie, ale też hiszpańskie, włoskie, fińskie, niemieckie, tureckie, holenderskie i japońskie wcielenia.

 

Książki:

Philip Waechter, „Dookoła świata z przyjaciółmi”, przeł. Łukasz Musiał, wyd. Tako, Toruń 2024.
Proponowany wiek odbiorcy: 3+

Anna Skowrońska, „Ulice”, il. Anina Mengerová, wyd. Muchomor, Warszawa 2024.
Proponowany wiek odbiorcy: 7+

Timothy Knapman, „Nocowanka w Egipcie. Akademia Mądrego Dziecka. Chcę wiedzieć”, il. Matt Robertson, przeł. Max Suski, wyd. HarperKids, Warszawa 2024.
Proponowany wiek odbiorcy: 5+

Andrzej Marek Grabowski, „Trzy krowy w niebieskich kajakach”, wyd. Adamada, Gdańsk 2023.
Proponowany wiek odbiorcy: 6+

Jim Field, „Pan Oskar na wakacjach”, przeł. Monika Motkowicz, wyd. Zielona Sowa, Warszawa 2024.
Proponowany wiek odbiorcy: 4+

 

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.