Szanowni Państwo!

Fala powodziowa przesuwa się przez województwo lubuskie, zagraża miastom położonym nad Odrą, jednak już nie na taką skalę, jak na Dolnym Śląsku. Tam zaś trwa sprzątanie po spustoszeniu wyrządzonym przez rozpędzoną wodę. Ciężarówki wywożą tony śmieci, muł, martwe zwierzęta. Ogrom tragedii widać dopiero teraz.

Rozpoczyna się długi proces powrotu do równowagi, a wraz z nim – rozliczenia. Dlaczego tragedia osiągnęła takie rozmiary? Prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś powiedział wczoraj w rozmowie z Magdaleną Rigamonti w Onecie, że skala szkód mogłaby być niższa, gdyby w ciągu ostatnich lat nie zaniedbano inwestycji przeciwpowodziowych. 

Zdaniem Banasia prowadzone były one za wolno i niedbale. Prezes NIK wskazuje też na odpowiedzialność samorządów za zabudowę terenów, które lepiej było pozostawić niezabudowane. Z kolei premier Donald Tusk na posiedzeniu sztabu kryzysowego w Głogowie mówił o konieczności stworzenia mapy zaniedbań i zaniechań. 

Wiedza o zaniechaniach jest potrzebna, by nie powtórzyć ich w przyszłości. Pomoże także oszacować, o ile mniejsze byłyby szkody, gdyby do zaniedbań nie doszło. To ważne, dlatego że nie można potraktować tej powodzi jako zjawiska, które wydarzyło się i zakończyło. Naukowa wiedza o zmianach klimatycznych daje nam powód, by spodziewać się kolejnych nawałnic. Zabezpieczenia to kwestia ludzkiego życia i śmierci, a także majątku tysięcy mieszkańców zagrożonych miejscowości.

Dlatego dyskusja o powodzi powinna również dotyczyć odpowiedzialności polityków za ich podejście do tematu ochrony środowiska i zmian klimatycznych. Populizm klimatyczny i środowiskowy prowadzi do tego, że tematy dotyczące ochrony ludności przed ulewami, wichurami, suszą stają się drugoplanowe. A gdy te ulewy, wichury i susze nadchodzą, okazuje się, że w pomoc dla poszkodowanych angażują się obywatele.

Solidarne pomaganie w sytuacjach kryzysowych to fenomen Polaków. Budzi podziw i jest nie do przecenienia. Skąd jednak się bierze? Dlaczego Polacy, kiedy dzieje się coś nadzwyczajnego, masowo wpłacają na zrzutki, kupują jedzenie, picie, ubrania dla potrzebujących, pomagają w ośrodkach retencyjnych czy na wałach przeciwpowodziowych? Z pewnością nie dlatego, że wierzą w silne państwo, które ma wystarczające procedury i struktury, by sprawnie uporać się z tym bez pomocy obywateli.

Powody tego stanu mogą być różne, na pewno znaczenie ma to, że państwo polskie jako niezależna demokracja trwa dopiero 35 lat. Oprócz dwudziestoletniego epizodu w okresie międzywojennym i ponad czterdziestoletniego z okresu PRL (kiedy nie było jednak całkowicie niezależne i nie kształtowało w związku z tym odpowiednio swoich struktur) Polacy nie mają doświadczenia i tradycji nowoczesnej państwowości. Przetrwać to znaczy liczyć na wspólnotę, a nie na państwo (o czym pisze Jarosław Kuisz w książce „Koniec pokoleń podległości”). Stąd być może imponująca polska cecha gotowości do niesienia pomocy.

Czy ta gotowość i pewność, że jest ona konieczna, oznacza jednak, że państwo jest z kartonu i nie wykształciło jeszcze procedur ani nie jest dość solidne, by reagować skutecznie na różne zagrożenia czy katastrofy? O tym piszemy w nowym numerze „Kultury Liberalnej”.

Codzienne odprawy sztabu kryzysowego prowadzone przez premiera Donalda Tuska pokazują, że rząd panuje nad sytuacją, a premier rozlicza wszelkie niedociągnięcia. Z jednej strony, dają poczucie, że obywatele nie zostali sami ze skutkami powodzi, z drugiej jednak – kreują wizerunek państwa, które potrzebuje silnego premiera, by działać. Jakby stworzone do tego instytucje same nie wiedziały co robić. 

To z kolei budzi niepokój, że nawet tak poważna sytuacja jak katastrofa powodziowa musi liczyć się z potrzebami bieżącej polityki. Gdyby Tusk nie „przejął” politycznie powodzi, zrobiłoby to PiS, siejąc najprawdopodobniej lęk, chaos i prowadząc do zamętu. A żeby na przyszłość zmniejszyć skalę tragedii po powodzi, trzeba wznieść się ponad bieżącą politykę, bo inaczej nie ograniczy się wycinek drzew czy zużycia energii z paliw kopalnych. Ani nie przestanie się powtarzać, że polskim priorytetem jest walka z Europejskim Zielonym Ładem.

W aktualnym Temacie Tygodnia „Kultury Liberalnej” polecamy Państwu tekst Heleny Anny Jędrzejczak o fenomenie solidarności Polaków i jakości państwa, w którym żyją. 

„Oczywiście chciałabym, żeby polskie państwo działało tak dobrze, żebym nie musiała się martwić, że w sytuacji kryzysowej ludzie zostaną bez pomocy. Żebym wiedziała, że moje państwo działa tak sprawnie, że wyniesioną z harcerstwa potrzebę niesienia chętnej pomocy drugiemu człowiekowi mogłabym realizować gdzie indziej i w kwestiach raczej niedotyczących fizycznej egzystencji. A jednak – być może ze względu na wychowanie – nie wyobrażam sobie, że zdrowe może być społeczeństwo, którego członkinie i członkowie nie okazują sobie solidarności w sytuacjach granicznych […]. Jest wiele sytuacji, w których polskiego społeczeństwa nie lubię – za ksenofobię, za brak dbałości o dobro wspólne, za kombinatorstwo, za podatność na populistyczne hasła. A jednak ta solidarność jest czymś nie do przecenienia” – pisze Jędrzejczak.

Polecamy też pozostałe teksty z nowego numeru.

Życzymy dobrej lektury,

Redakcja „Kultury Liberalnej”