3 listopada. W „Rzeczpospolitej” – rozmowa z Ryszardem Legutką, przeprowadzona przez Joannę Lichocką. Ryszard Legutko – choć minister, marszałek i jak powszechnie wiadomo – profesor wykładowca – zdradza jednak wyraźny brak zaufania do młodzieży akademickiej oraz stanowczo za daleko posuniętą wiarę w przedwyborcze sondaże.

Zaczyna się dobrze, bo od krytycznej oceny ostatnich dni kampanii wyborczej Prawa i Sprawiedliwości. Pan Profesor z całą pewnością ma rację, twierdząc że decyzja Jarosława Kaczyńskiego o wystąpieniu w pierwszej debacie telewizyjnej najpierw z Kwaśniewskim, i w konsekwencji pozostawienie dwóch debat najbliżej wyborów Tuskowi, była błędem. Drugi błąd – sztaby ustaliły między sobą takie zasady debaty, że w konsekwencji przypominała ona bardziej talk show, niż rzetelną dyskusję polityczną (tutaj pan minister ma rację, lecz przyczyną, dla której Kaczyński źle wypadł w tej formule, nie było wcale to, że Tusk przyszedł do studia by wykończyć przeciwnika – jak twierdzi Legutko – ale fakt, iż lider PO był o wiele lepiej przygotowany). I trzeci – przedstawienie materiałów CBA na temat Beaty Sawickiej, przeprowadzone absolutnie bez zastanowienia nad możliwymi konsekwencjami. Łzy Sawickiej przed kamerami okazały się dla wyborców bardziej poruszające (Legutko nazywa to „spektaklem”, nie wspominając jednak, że największe poruszenie nie zostało wywołane rzeczonymi łzami, ale jakże nieprzyjemną konstatacją, że CBA włączyło się do kampanii wyborczej!). Tym wszystkim powodom przypisuje Profesor Legutko przedwyborcze „wahnięcie” w sondażach, które ostatecznie doprowadziło do przegranej PiS. A sondaże te, jak twierdzi, wszyscy – łącznie z nim – śledzili uważnie miesiąc przed wyborami i później każdego dnia. Nie wspomina nic o tym, że sondaże przedwyborcze bywały bardzo różne i zapewne połowy z nich nie można było brać poważnie, bo nie spełniały norm obiektywności.

Później niestety jest już tylko gorzej. Pytany o młodą część społeczeństwa, która w przeważającej mierze poparła PO i której w znacznym stopniu Platforma zawdzięcza wygraną, Legutko stwierdza: „oni nie mają skrystalizowanych poglądów politycznych. Polityką się raczej nie interesują … Cechują ich mocne zachowania plemienne”. I jeszcze: „młodzież jest grupą najbardziej podatną na zachowania kolektywistyczne i konformistyczne”. Ciekawe, czy tak daleko posunięte wnioski czerpie Pan Profesor również z jakichś sondaży? Okazuje się, że jednak nie. „Zdarza mi się rozmawiać z młodymi ludźmi” – mówi. I stąd te wnioski. Taka argumentacja jest jednak na miejscu w obyczajowym felietonie weekendowym, a nie w wypowiedzi profesora uniwersyteckiego – podkreślmy to, bo przecież jest wykładowcą, a więc rozmowy z młodymi powinny mu się nie tylko „zdarzać”. Potem następuje karykatura przekonań młodych: „nie ma możliwości dotarcia do nich racjonalną analizą. Są niezmiernie przywiązani do dwóch, czy trzech haseł, z których najważniejsze brzmi, że politycy PiS przynoszą nam wstyd na Zachodzie. Powtarzają: katastrofalna polityka zagraniczna … Pijany Kwaśniewski nie jest obciachem, natomiast to, że mamy złą prasę, mimo że załatwiliśmy sporo ważnych rzeczy z punktu widzenia interesu Polski, to jest obciach”.

Skoro jesteśmy już na takim poziomie argumentacji, pozwolę sobie zaznaczyć, że mnie również zdarza się rozmawiać z młodymi ludźmi, a że co więcej, do młodych ludzi się zaliczam, z tego powodu sobie wypraszam. Po pierwsze, z tego, że zachowanie Kaczyńskich na poprzednim szczycie Unii Europejskiej jest obciachem, nie wynika, że zachowanie Kwaśniewskiego w Charkowie nim nie było. To po prostu nie wynika, czego uczy się już na pierwszym roku wydziałów filozofii na zajęciach z logiki. Rozumiem, że Ryszard Legutko uważa, że wszyscy młodzi najchętniej zagłosowaliby na Kwaśniewskiego, ale rozumowania zakładającego, że niechęć do linii politycznej Kaczyńskich implikuje głosowanie na Kwaśniewskiego lub przynajmniej do niego sympatię, również przeprowadzić się nie da. Dalej. Stwierdzenie, iż Kaczyńscy dokonali w polityce tak wiele, a (niewdzięczni) młodzi uważają to za obciach, jest rażącą generalizacją. Niezaprzeczalnie, Kaczyńscy dokonali przesunięcia Polski w Unii Europejskiej na pozycję centralną z pozycji całkowicie peryferyjnej. Jednak nieprawdą jest, że cel uświęca środki. Twarde stanowisko wobec polityki Niemiec nie usprawiedliwia stwierdzenia Jarosława Kaczyńskiego, że gdyby nie wojna, Polska miałaby dzisiaj 60 milionów obywateli. To właśnie jest obciach.

Jak więc widać, w ocenie polityki nie wolno generalizować, bo prowadzi to do zatarcia obrazu rzeczywistości. A przecież, jak stwierdza sam profesor Legutko, wybitny przecież znawca Platona, „od 2,5 tysiąca lat wiemy, że w polityce w większym stopniu liczy się percepcja rzeczywistości, niż ona sama”. A jednak stwierdzić wypada, że sam ulega generalizacji w przynajmniej w stopniu równym, jak przywoływani przez niego młodzi rozmówcy.

Problemem nie jest zresztą jedynie generalizacja, lecz również popadanie w sprzeczności. „Nie dominowało rozumowe przekonanie – nie chcę tej partii, lecz wybieram tamtą” – zarzuca w jednym miejscu wywiadu młodym. „Młodzi głosowali na PO, bo głosowali przeciw PiS” – mówi w miejscu drugim. Teraz to oczywiście on mógłby mi zarzucić, że „nie wynika”. Z tego, że głosowali przeciw PiS, nie wynika, że odbywało się to rozumowo. Zgoda. Ale też nie wynika, że rozumowe nie było. Legutko pragnie antagonizować scenę polityczną, mówi: nie jesteście z nami, więc stoicie z nimi. To punkt widzenia głęboko konserwatywny, zakładający, że wybór polityczny jest zawsze wyborem pewnej propozycji programowej. Polityki jednak wcale nie trzeba pojmować w taki sposób. Równie uprawnione jest stanowisko liberalne, które mówi: głosuje się nie tylko za kimś, ale również przeciw komuś. Jeśli zdajemy sobie sprawę z tego, że głosowanie jest zawsze wyborem najmniejszego zła, nie musimy wmawiać sobie, że coś jest idealne, gdy tak nie jest. A to właśnie wydaje się czynić Profesor Legutko.

Odnośnie zachowań konformistycznych i kolektywistycznych. Gdyby istotnie miały one miejsce, nie byłoby prawdą, że przeważająca większość najbardziej błyskotliwych odkryć w naukach ścisłych dokonywana jest przez ludzi do 35 roku życia (jak wskazują przeprowadzone na ten temat badania, choć nie wiem, czy którykolwiek z młodych przytaczanych przez Prof. Legutkę znalazł się akurat wśród przebadanych). Konformizm przejawia się w siedzeniu w domu w dzień wyborów, w przekonaniu, że „i tak nic nie zmienię”. Pójście do wyborów i wiara w to, że nawet pojedynczy głos się liczy, to zachowanie obywatelskie, nie kolektywistyczne.

Na koniec jeszcze jedna uwaga – gwoli jasności. Aby mieć znamiona obiektywności, badanie sondażowe musi zostać przeprowadzone na tak zwanej próbie reprezentatywnej, obejmującej przynajmniej tysiąc osób i dobranej w sposób losowy. Dlatego warto zawsze sprawdzać, ile wart jest publikowany sondaż popularności jakiejś partii i brać poprawkę, że sondaże również przeprowadzają tylko ludzie i respondentami są również tylko ludzie. Z różnych błędów, z niechęci do udzielenia odpowiedzi pytającemu lub zatajania prawdy biorą się często „niedoszacowania” i „przeszacowania” w sondażach. Ale respondenci i wyborcy to także aż ludzie. A z tym wyraźnie kłóci się następujące stwierdzenie profesora Legutki: „Mamy obecnie post polityczne pokolenie, które reaguje trochę przesadnie na zasadzie zabawy, trochę instynktu plemiennego” – i teraz uwaga najważniejsze – „ale to oczywiście też są głosy”.

Karolina Wigura