Artur Wołoch
Czule do bólu. „Zapaśnik”
„Zapaśnik” to film metaforyczny. Zarówno w dobrym, jak i złym sensie tego słowa. Opowieść o starzejącym się gwiazdorze wrestlingu Randym Robinsonie, która co rusz każe widzowi podejrzewać, że za jakąś sceną, za jakimś przedmiotem, słowem, relacją kryje się inne, głębsze znaczenie, ale robi to tak nieufnie, jakby bała się, że widz może nie uchwycić sensu historii sam, bez metafory.
Randy to ikona – prawdziwy superbohater, symbol dobra i nadziei, które tak kocha amerykańska publiczność. Kiedy w finałowej scenie walczy na ringu z Ayatollahem, bestią z Dalekiego Wschodu, jest niczym Superman walczący z siłami zła, a publiczność wyje z zachwytu: „USA, USA, USA!!!”. Może więc ten film trzeba odczytać jako ironiczną ilustrację Warholowskiego sloganu „każdy ma swoje pięć minut”? Czy ma je Randy, kiedy schodzi z areny? Kiedy zakłada aparat słuchowy, łyka stertę proszków przeciwbólowych i zasypia samotnie w przyczepie samochodowej z amerykańską flagą wiszącą u wezgłowia łóżka?
A może to ziszczenie american dream? Opowieść, której bohaterem jest sam Mickey Rourke – starzejący się, popadły w biedę, alkohol i narkotyki aktor z twarzą naznaczoną operacjami plastycznymi i śladami po karierze bokserskiej, i który dzięki świetnej roli Randy’ego w „Zapaśniku” odkupuje swoje grzechy i dostaje szansę na powrót do Hollywood?
A może Randy jest niczym Chrystus z „Pasji” Mela Gibsona, jak widzi go jedna z bohaterek filmu? Bity, torturowany, zalany krwią, zawsze podnosi się i zwycięża. Zmartwychwstaje, dając tłumowi nadzieję i wiarę w moc dobra.
A może postać Rourke’a w „Zapaśniku” to wykładnia chrześcijańskiej nauki o odkupieniu win i o miłości? Grzesznik – Randy i Maria Magdalena – tancerka erotyczna dzięki sile uczucia dostają szansę na nowe życie. Poza fikcją areny wrestlingowej i poza pożądliwym wzrokiem publiczności. Poza wzrokiem napalonych facetów z klubu Go Go.
Może któraś z tych metafor pasuje do tego filmu.
Ale czy „Zapaśnika” warto analizować w ten sposób? Film Arnofsky’ego najlepiej ogląda się pomiędzy metaforami. A w czasie seansu patrzmy. Kiedy oglądamy starego zapaśnika siedzącego samotnie w szatni po walce. Kiedy słyszymy, jak ciężko oddycha. Kiedy widzimy jego kołyszące się plecy i czujemy powolny rytm kroków. Byle do przodu. Kiedy na twarzy Randy’ego widzimy strach, gdy patrzy na woreczek moczu z cewnika przymocowany do kostki u nogi jednego z byłych zawodników. Kiedy od czasu do czasu podnosi wzrok, aby odważyć na spojrzenie w obcą twarz i odsłonić przed kimś własną. Kiedy widzimy pokorę, z jaką próbuje wykonać jeszcze jeden mały krok, aby być zwykłym człowiekiem. I kiedy wreszcie widzimy radość, jaką sprawia mu bycie gwiazdą boksu, a nie przeciętnym obywatelem.
Aronofsky zrobił film metaforyczny, w którym paradoksalnie najsilniej przemawia realizm. Sposób filmowania – długie ujęcia, z jednej kamery, zza pleców postaci, bez specjalnego oświetlenia – daje naturalistyczny, momentami paradokumentalny efekt. Reżyser nie osądza swojego bohatera, nie poucza, nie zmienia, pozwala mu być takim, jakim jest. I patrzy na niego ze zwykłą ludzką czułością.
I zaprzyjaźnia się z nim. Poza metaforą.
Film:
Zapaśnik (The Wrestler), (2008), reżyseria: Darren Aronofsky, premiera polska: 20.03.2009
* Artur Wołoch, absolwent socjologii i filozofii, student reżyserii.