Katarzyna Kazimierowska
O czasie i innych demonach
Jeśli rzeczywistość jest dla ciebie za mocna, nie czytaj „Perfomerki” DeLillo. Stracisz poczucie czasu, wybijesz się z rytmu dnia, nie odzyskasz pewności wypowiadanych słów. Ta książka poraża precyzją języka użytego tak, byśmy zastanowili się nad jego mocą serwowania kłamstwa i prawdy na jednym talerzu.
W wielkim starym domu na odludziu pewna para je śniadanie. On jest reżyserem filmowym, ona artystką pracującą z własnym ciałem. Za chwilę on popełni samobójstwo w mieszkaniu byłej żony, ona po pogrzebie wróci do wielkiego domu, by odkryć, że mieszka w nim ktoś jeszcze – człowiek żyjący poza czasem i rzeczywistością. Ten człowiek – nazwany przez Lauren, tytułową performerkę, Panem Tuttle – to klucz, za pomocą którego DeLillo porozumiewa się z nami w swojej książce. Jednocześnie to język, w jakim opowiedziany zostaje nam traktat o czasie, miłości i śmierci.
***
Róża jest różą jest różą jest różą – napisała Gertruda Stein. Czy słowa przez powtórzenie nabierają większego sensu, czy tracą na znaczeniu? Jak oddać emocje, zapachy, cudze wypowiedzi? Lauren gubi się w słowach, próbuje je zapamiętać, nazwać rzeczy po imieniu, mówi do siebie: „Chcę coś powiedzieć, ale właściwie co?”. Gdy w jej życiu pojawia się Pan Tuttle, język nabiera zupełnie innego znaczenia. Zamiast przekazywać zdania, trawestować, można je dokładnie powtórzyć, nagrać jak na automatycznej sekretarce, ale do tego zmienić głos, intonację, wskrzesić zmarłego. Bo to robi Pan Tuttle – nie buduje własnych zdań, powtarza zasłyszane fragmenty rozmów Lauren z jej mężem, przywraca wspomnienia tak, że na chwilę stają się rzeczywistością, a przeszłość – teraźniejszością.
„Performerka” to także ukłon w stronę miłości i kolejne odkrycie słów księdza Twardowskiego. DeLillo mówi: „Nie umiesz kochać tych, których kochasz, póki raptem nie znikną”. I dodaje: „Czemu śmierć kogoś kochanego nie miałaby cię doprowadzić do jakiejś upiornej ruiny?”. Czemu nie dać się ponieść uczuciu, a gdy je utracimy, czemu głośno nie rozpaczać, czemu nie nosić żałoby, przechodzić jej krok po kroku, czemu nie zafundować sobie ćwiczenia z utraty? Skoro nie mamy odwagi chwytać miłości, cieszyć się nią, dać się jej pochłonąć, bo wybieramy emocjonalną kastrację, to może choć złóżmy miłości hołd, nosząc po niej żałobę? W końcu śmierć, w przeciwieństwie do przeżywanych uczuć, dotyczy nas wszystkich.
***
Jednak „Performerka” nie jest jedynie opowieścią o miłości zabranej przez śmierć. To traktat o czasie nazwanym przez język i o języku w tym czasie uwięzionym. Przywykliśmy do czasu podzielonego przez wskazówki zegara na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. A jeśli czas można odmierzać chwilami, które przychodzą jedna po drugiej, ale mogą też istnieć obok siebie? „Pobyt tutaj naszedł mnie” – mówi Pan Tuttle, człowiek żyjący poza czasem linearnym, a jednak realnym. Ale kwintesencją znaczenia/nieznaczenia czasu jest już pierwsza scena – scena śniadania. Niczym na obrazach Vermeera, gdzie wszechświat zdaje się ukryty w spokoju portretowanych, w świetle emanującym z pokoju, tak i tu czynności, wypowiedziane słowa i myśli zdają się leniwie przenikać, jedne zatrzymane w pół zdania, inne rozciągnięte do granic cierpliwości, jak sięganie po sok i napełnianie szklanki, wąchanie soi, wyciągnięcia ręki, pochylenia głowy, spojrzenia w okno, niespieszne słowa, myśli, gesty. Co wiemy o czasie? Nic. Ale DeLillo dodaje: „Przenika cię, stwarza, kształtuje.” Nie daj się oszukać wrażeniu, że mija. „Twoje życie i śmierć są już ustawione i tylko czekają aż przybędziesz na umówione spotkanie.” W końcu, jak na obrazie Gaugina, wszyscy skądś przychodzimy, kimś jesteśmy i dokądś zmierzamy. Wszystkie czasy na jednym płótnie, gramatyka okazuje się zbędna, a słowa chybione. Chcę coś powiedzieć. Ale właściwie co?
Don DeLillo, Performerka, przeł. Michał Kłobukowski, Oficyna Wydawnicza Noir sur Blanc 2009.
* Katarzyna Kazimierowska, sekretarz redakcji kwartalnika „Res Publica Nowa”.