Sylwia Wachowska

Gra w klasy na Dzień Dziecka

Regularna kratka odpływowa zdecydowanie pozbywa się prądu przynoszącego szaleństwo. Na drodze pojawiają się regularne bąble, bezwstydnie układające się w drwiące ze mnie wzory. Kąpiel trwa dalej.

Jestem łakomy, ale walczę z ta słabością, jak pisze ulubiony poeta. To był dobrze pomyślany dzień. Odwiedzić zapomniane podwórka, zajrzeć pod zwietrzałą pierzynę i zobaczyć, że trwa jak dawniej.

Woda jest jednak nieprzejednana. Regularne koła systematycznie ogromnieją. Z chudego witraża już płynnie przeistaczają się w finezyjnie zaprojektowany wzór olimpijskiej flagi.

Tak. Na starym placu zabaw powieszono kilka opon dla nowej dziecięcej zabawy. Nonszalancko ułożono je na wzór idei Pierre’a de Coubertin. Pozostawione same kołysały się samotnie na deszczu.

Dzieci jeszcze śpią. W powietrzu pozostał tylko ich przenikliwy śmiech. Świt. Ten sam park agresywnie zamilkły nocą, nie przypomina już niebezpiecznej ciszy Antonioniego. Jest bezbronny. Wyczekuje. Na placu zabaw, zbudowanym zgodnie z wyśrubowanymi normami BHP, biegają psy. Nieliczni przechodnie zerkają pożądliwie na chybotliwe huśtawki. Pokołysać się, odlecieć tak wysoko, jak nigdy, nie pozwalali nam zbyt opiekuńczy rodzice. „Moja transgresyjna przygoda na zjeżdżalni” – nieustające marzenie nieśmiałych spacerowiczów.

Woda w przegródce na prysznic trafia na lekkie zagłębienie.

Chłodny powiew wiatru odtwarza czułe wspomnienia. Odważni wkraczamy i przejmujemy władzę na placu zabaw. Żeby zdążyć przed obcymi i w spontanicznym ukryciu znaleźć radość z trwającej sennie chwili.
Moja cyniczna woda staje się mniej napastliwa, znajduje uspokojenie.

A nam, starszym pozostaje tylko gra w klasy.

Wszystkim dorosłym dzieciom z okazji ich Święta.

* Sylwia Wachowska, studiuje reżyserię teatralną.