Łukasz Kowalczyk

Kujoństwo czy recykling? Rzym

Nie zawsze wystarczają badania powierzchniowe albo wykopki. Często trzeba skuwać. Piach ubity na kwarcowy beton. Kurz wymieszany starannie z brudem. Tony pozostałości po jakichś niepotrzebnie pracowitych skorupiakach. Inne twory natury. I odsłaniać. Malowidła, płaskorzeźby, mozaiki albo po prostu fasady budynków. Ewentualnie w wypadku ludów prymitywnych i bojaźliwych – ostrokół.

Robota pewnie niełatwa, ale niebudząca rozterek. Zupełnie inaczej w wypadku „baby w babie”. Dwie, trzy, pięć warstw artefaktów. Jedna po drugiej. Nadmalowania, przemalowania, przebudowy, zakrycia, rozbiórki z wtórnym użyciem kolumn i kapiteli. Co do kosza? Co na salony? Prasowe doniesienia w takich wypadkach brzmią najczęściej tak, jakby podejście odkrywkowo-wyzwoleńcze było oczywiste. „Pod XVII-wiecznym barokowym freskiem wyobrażającym scenę rodzajową badacze niespodziewanie odkryli prawdziwe arcydzieło – bizantyjskie malowidło z końca IX wieku przedstawiające najprawdopodobniej wyższych dostojników z otoczenia pary cesarskiej. Prace konserwatorskie trwają”. Scena rodzajowa zniknie zasłużenie jako winna poważnego wykroczenia – bycia młodszą. „Po szczegółowych badaniach wyszło na jaw, że do budowy absydy katedry takiej-to-a-takiej użyto fragmentów kolumn starorzymskiej świątyni poświęconej…”. Wandale. Wzięli, zniszczyli i zbudowali katedrę. No i plaga domalowywania. Głupi papież zakrywający geni(t)alną goliznę Anielskich postaci. Jako grube zaniedbanie naszych antenatów jawi się brak tabliczek: „Nie ruszać – arcydzieło”. „Nie dotykać, a zwłaszcza nie przerabiać”. Nic to. Naprawimy. Skujemy. Odsłonimy. Przywrócimy. To nie jest kwestia technikaliów. To jest kwestia imponderabiliów. Nie niszczy się zabytków. Nawet tworząc kolejne.

No właśnie. Czy można tworzyć i niszczyć jednocześnie? Zawsze nas uczyli, że nie. Dobrzy i szlachetni tworzą. Źli i prymitywni – rujnują, niszczą. Ewentualnie wywożą. Choćby po wiekach, ale trzeba tych pierwszych wspomagać. I skuwać. I odsłaniać.

A jeśli można niszczyć i tworzyć jednocześnie? Jeśli niszczenie i tworzenie to awers i rewers tej samej monety? Przyjrzyjmy się kulturze, w której liczba wytworów sztuki jest tak znaczna, skupiona na tak niewielkiej przestrzeni, a potrzeby twórcze odwieczne, że substratów nie dostarcza natura, a artefakty właśnie. Można rzeźbić w bloku marmuru dobytym z karraryjskiego kamieniołomu, ale można i w bloku, który do niedawna stanowił cześć portyku świątyni na Forum Romanum. Można wypalić cegłę i zbudować z niej kościół. Ale można też rozebrać kawałek Koloseum i zbudować z tego. Można, będąc papieżem, konfesję św. Piotra w bazylice pod tegoż wezwaniem kazać odlać z brązu kupionego na rynku hurtowym. Ale można też nakazać zerwanie w tym celu brązu pokrywającego portyk Panteonu. A z resztek odlać jeszcze działa do zamku św. Anioła. A nieco później, gdy garibaldczycy zdemontują działa, czyż nie mogą przetopić ich na mosiężne popiersia? I postawić w Panteonie? Mogą.

Następuje usunięcie granicy między tym, co „z kultury” (z czym nie trzeba już obchodzić się ostrożnie jak z miną przeciwpiechotną), a tym, co „z natury” (której to nie trzeba już heroicznie wydzierać śladów naszych dawnych dokonań).

My, ubodzy i bogobojni czciciele świętych dębów, dumni z tego, iż jakiś niespełna rozumu centurion przebrnął przez Odrę i zostawił pod Kaliszem kilka miedziaków na zniesienie szlabanu między tymi pojęciami, nie zdecydujemy się nigdy. Z braku nadmiaru.

Co do mniej szacownych wytworów kultury materialnej – możemy spróbować. Na przykład śmieci. Cóż, każdy ma taki recykling, na jaki go stać.

* Łukasz Kowalczyk, radca prawny.