Łukasz Jasina
Pojednanie nie bardzo nam wychodzi, czyli na ekranie trwa wojna
Od osiemdziesięciu lat wiadomo, że kinematografia rosyjska jest doskonała, a największe nawet kłamstwa są przez tamtejszych reżyserów prezentowane w taki sposób, że spragniona doskonałego kina publika przyjmuje je jak słowo objawione.
Kiedy dziesięć lat temu powstało „Ogniem i mieczem”, polscy publicyści zgodnym chórem uznali, że obraz ten stanowi milowy krok w dziejach polsko-ukraińskiego pojednania. Szczególnie mocno chwalono kreację Bohdana Stupki w roli Bohdana Chmielnickiego, film cieszył się dużym powodzeniem nawet nad Dnieprem,
Adaptację dzieła Sienkiewicza wielokrotnie wiązano z przeniesieniem na ekran polakożerczej powieści młodego Mikołaja Gogola „Taras Bulba”. Ekranizowano ją już na Zachodzie (Bulbę zagrał Yul Brynner), jednak dopiero teraz powstała wersja rosyjsko-ukraińska. Zrealizowano ją za duże pieniądze w atelier w Sankt Petersburgu, w plenerach Chocimia, Wrocławia, Kamieńca Podolskiego i Bachczysaraju. W roli Tarasa Bulby wystąpił Bohdan Stupka, a obok niego w epizodach zobaczyć można Magdalenę Mielcarz, Krzysztofa Gosztyłę i Daniela Olbrychskiego.
W rezultacie powstało dzieło mocno nierówne, ale filmowo niezwykle ciekawe. Inspirowany malarstwem Riepina i europejskich batalistów obraz bez wątpienia robi duże wrażenie. Szczególnie przyciąga kreacja Stupki będącego w tej chwili chyba najlepszym żyjącym aktorem Europy Środkowo-Wschodniej. Jego Bulba jest Ukraińcem stereotypowym – ważna jest dla niego ucieczka od rzeczywistości, wojna, łupieżcze wyprawy na Turków i Tatarów oraz miłość do chutoru, synów i honoru. Jednocześnie jednak nie jest to Bulba jednotonowy – Stupka kreuje postać zgodnie ze starymi zasadami szkoły Stanisławskiego, z wszelkimi odcieniami i nieprawościami.
Co ciekawe, w filmie tym nie ma miejsca dla Ukrainy i Ukraińców. Słowo „Ukraina” pada raz. Za to „Rosja”, „Ruś” i „prawosławie” odmieniane są przez wszystkie przypadki kilkaset razy. Umierający Bulba ostrzega Polaków, że na świecie wkrótce pojawi się taki car, któremu pokłoni się świat. Ładunek ideologiczny filmu stanowi ciekawa mieszankę imperializmu doby Mikołaja II, nacjonalizmu czasów Aleksandra III i obecnej putinowsko-miedwiediewowskiej rzeczywistości. Jest to kino wielkie formalnie, lecz przy tym bardzo złe pod względem pozaartystycznym – można je więc porównać z dziełami Riefenstahl.
„Tarasa Bulbę” obejrzałem w Cambridge w Massachussets w przededniu amerykańskiego święta wspólnie z profesorem Ihorem Szewczenką, wychowanym w Warszawie Ukraińcem, posiadaczem przedwojennej matury z polskiej szkoły, a przy okazji chyba największym, żyjącym bizantynistą – znawcą tradycji, której spadkobierczynią od czasu do czasu mieni się Rosja. Chociaż film spodobał się nam, to ładunkiem zła poruszył polskie i ukraińskie serce.
Czyżby myślenie o historii w naszej części Europy znowu zabrnęło w ciasną uliczkę nacjonalizmu?
Film:
„Taras Bulba” (2008), reżyseria: Władimir Bortko. Produkcja: Rosja – Ukraina.
* Łukasz Jasina, doktorant, pracownik Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej.